niedziela, 30 września 2012

Jesień idzie!

Siedzę, odrobinę znudzona, śpiąca, ze świadomością, że jutrzejszy dzień będzie trudny i mega obfity w naukę. Aruś właśnie robi mi prezentację na dziwny przedmiot o nazwie: Korespondencja Biurowa - i nie mam pojęcia jak mu się odwdzięczę... tym bardziej, że siedzi nad tym 2 godziny i robi najwyraźniej z tego dzieło sztuki :DD Przy okazji w końcu muszę sobie załatwić Power Pointa.

A to dwa ze zdjęć z dzisiejszej wyprawy z kuzynką.
Pierwsze przedstawia drzewa w parku, a drugie pusty dom, który
obrastają dwa ładne drzewka *____* niestety, jakość zdjęć
została tak zepsuta, że zdjęcie nie wygląda tak ładnie, ale na żywo -
niczym magia...

Radosna twórczość mojej 10-letniej kuzynki xPP.
Naff wygrzewająca się na słońcu, na schodach opuszczonego domu (patrz: wyżej),
spokojnie medytuje.

I pierwszo-jesienne liście, robione właśnie przy tym
domku :)))

Widząc taki dom, od razu wyobrażam sobie w nim siebie i swoją przyszłą rodzinę. Na obrzeżach miasta, w spokojnym, zacisznym miejscu... z magią drzew wokoło ;333... Z rozbieganymi, małymi duszyczkami  i najdroższym mężem. ...Za marzenia nie karają xP. Branoc!

Nici z jazdy!

   12:30, 12:40, 12:50... Jasna choroba, gdzież jest moje auto od nauki jazdy ?!?! Patrzę... jedzie. I co się okazało? Że miałam na 11:30, a że ze mnie głuchota, to pomyliłam godziny. Gościu powiedział, że nic się nie stało i że najwyżej jutro o 17 przed teorią zrobi mi jazdę i razem pojedziemy na kurs. Dla mnie lepiej. Mam nadzieję, że jutro tak mi serce nie będzie walić jak dziś...

A tak poza tym dziś ładnie świeci słoneczko, jest ciepło i aż chce się żyć :))) oby tak było w moje urodziny! O dziwo niedzielę spędziłam na przejażdżkach rowerowych i na przesiadywaniu na słonku. Byłam zobaczyć na wsi pieska koleżanki (bigiel). Niestety, nie wzięłam ze sobą karty SD, więc aparat na nic mi się nie zdał xP, ale nic straconego. Nadarzy się inna okazja, a tak dosyć sporo siedziałam na dworze z moją 10-letnią kuzynką...


Powie mi ktoś, że moja kuzynka nie jest urocza xP.

W sumie mała zaciągnęła mnie na kosza, ale okazało się, że siedzą tam panowie, którzy spożywają napoje alkoholowe, więc... odpuściłyśmy sobie, a zamiast tego dałam jej pobawić się aparatem :)) Efekty końcowe? "TATO! KUP MI LUSTRZANKĘ!"
Na razie to tyle. Potem wstawię jeszcze kilka zdjęć :3 ...Czas na naukę.

Na chodniku.

Hej. Wczoraj nie zdążyłam już wstawić notki, za to dzisiaj się nią zajmę :))).
 Tak jak myślałam, dzisiejszej nocy miałam zetknięcie z instruktorem jazdy. Sen polegał na tym, że nie wpuścili mnie za kierownicę (TAK!), bo nawierzchnia była mokra (?) i instruktor sam jeździł. A potem wysadził mnie i kolegę (tak, nie tylko ja tam byłam) w jakimś zakątku i... zaczęliśmy grać w strzelankę pistoletami jak ze starego dobrego pegasusa O___O ... Ludzie. Czemu zawsze śnią nam się głupie rzeczy, jak się czymś stresujemy?
A tak poza tym, życzę wszystkim smacznego, niedzielnego śniadania :DD

Jak już kiedyś wspomniałam, moim co niedzielnym śniadaniem, jej
jajecznica robiona przez tatę, zwana przeze mnie albo wysypiskiem, albo śmietniskiem.
Zwana tak tylko dlatego, że jest w niej wszystko. Oprócz tego jest wyborna mmm.
Jestem pełna.

A tak powracając do wczorajszego dnia. Długo z Niku nie posiedziałyśmy na wysepce, bo przyszły moje znajome z młodszych klas i patrzyły się jak świrujemy ze zdjęciami ;). Postanowiłyśmy przejść więc na sławny "chodnik".

Zdjęcie kojarzy mi się z jakąś sceną z anime ;3. 
Coś typu: Podaj mi swoją dłoń i chodźmy razem przez życie + niewinna mina.

I zdjęcie, które bardzo lubię.


Wąsy: mode on >DDD
czyli taki mały nasz odpał.


I na dobre zakończenie V!
Kończę. Czas zacząć się powoli ogarniać. W końcu o 12:30 jazdy... trzymajcie za mnie kciuki! (i uciekajcie z drogi ;))

sobota, 29 września 2012

Zalewowo!

No i wróciłam do domu z mojej wyprawy. Oczywiście jak zwykle, gdy już gdzieś z Niku idziemy, to w kilka konkretnych miejsc xP.
1. Sklep/market do uzupełnienia zapasów umożliwiających przetrwanie.
2. Miejsce, gdzie w spokoju można te zapasy spożyć.
Standardowo padło nad zalew, gdzie prawie nigdy nie ma ludzi. A że jeszcze pogoda sprzyjała, to i potaplać w wodzie się można było :3 tak więc w raz z torbą pełną jeżyków, oranżadek, orzeszków w różnych smakach i aparatem w dłoni, ruszyłyśmy w podróż.

A oto i nasz specjalny, podróżniczy zestaw :DDD.

Długo nie siedziałyśmy na brzegu, gdy zorientowałyśmy się, że wody w zalewie jest naprawdę mało. Spokojnie można było po niej chodzić, skakać, co się tylko chciało. Tylko od kamieni strasznie nogi bolały. Nad zalewem, utworzyły się też dosyć spore gdzie nie gdzie wysepki - jedną z takich zajęłyśmy xP.

Obiekt, który od razu rzucił nam w się w oczy, czyli wielkie serce
ułożone z kamieni. Ktoś miał naprawdę świetny pomysł :))).
W tle: Niku.



Specjalne A, dla specjalnej osoby <3
czyli Aruś.


Hmmmm. Jadł ktoś kiedyś wasabi (inaczej: chrzan japoński :D - wiedzieliście?)
Uwielbiam ten ostry smak na wierzchu i łagodny w środku mmm.



Był moment, w którym siedząc na wysepce, wpadłam na pomysł wybadania, jak dobrze mój Nikon łapie obraz w ruchu. Pomysły były różne xP.


No i okazuje się, że całkiem nieźle ;333


Ładne krajobraziki naszego zalewu ;333.
Jedna z niewielu moich twarzy, która normalnie wyszła na 
zdjęciu ;333. Zawdzięczam wszystko Niku.

I na sam koniec my <3
Z pozdrowieniami dla Slaczusia!

PS. To nie wszystko. Notkę postanowiłam podzielić na dwie części ze względu na zbyt
wielką ilość ciekawych zdjęć Mała przerwa na test i kontynuuję.

PS2. I że się tak wyrażę, zgłaszam bloga do konkursu (:O) http://sparkle-of-butterflies.blogspot.com <--- warunkiem było dodanie owej strony do któregoś z postu. Tak poza tym.... Polecam bloga. Miło się go czyta.

Laleczki.

Podróżując po internecie, natknęłam się dziś na kilka blogów o tematyce... Lalek. I to nie byle jakich. Jeszcze nie zdążyłam się zorientować o co z nimi chodzi, wiem tyle, że jednym z ich rodzajów są lalki zwane "pullip" i... że oprócz ciał, włosów i innych tego typu rzeczy, można dla nich kupić malutkie jedzenie, ubranka i inne. Sami zobaczcie :))




O ile mnie pamięć nie myli, istnieją też lalki o nazwie "dollfie". Tyle, że dolfy są już większe, mają inne proporcje głowy w stosunku co do ciała i inne oczy. To taki poważniejszy tryb lalkarstwa, z tego co widzę. Przy okazji miałam styczność z kolekcjonerem takich lalek w Polsce. Na żywo - robią wrażenie! Jak dla mnie, mimo wszystko słodsze są laleczki pullip :).

Dollf :)

Z tego co widzę... wszystkie takie laleczki, ich części ciała, ubranka i akcesoria, są... STRASZNIE DROGIE! Chciałabym sobie kupić coś takiego, ale niestety... chyba mnie nie stać.
      A co do mojego dzisiejszego celu.... zdałam egzamin :DD! (tylko w cudzysłowie!). I idzie mi coraz lepiej! Robię od 2 do 4 błędów, w tym 2 - jest na zdanie!


To teraz idę świętować, sprzątając pokój i wziąć jakąś tabletkę na ból głowy.
A jak mi się naładuje bateria od Nikon'a, zmierzam na spacer.

Pierwsza jazda?!

Hej.
Wczoraj już nic nie pisałam, bo zabrali mi internet, ale dziś powracam z nowościami z mojego kursu na prawo jazdy :DD. Jestem po ok. 5, 6 lekcji teorii  i... proszę państwa, proszę państwa, zostałam umówiona na pierwszą jazdę po mieście! Niedziela, godzina: 12:30. Boję się! Naprawdę się boję. Może kiedyś już jeździłam autem (średnio mi to szło xP), ale teraz od tak, będę musiała wyjechać na ulicę. W pierwszym momencie po usłyszeniu tej informacji, przestraszyłam się, bo: Nie znam wielu zasad ruchu! Nie znam wielu znaków! Mam problemy ze skrzyżowaniami! Ale na szczęście w ruch poszły moje książki z kursu, a przede wszystkim płytka z egzaminem ;3.


Wczoraj calutki prawie dzień robiłam test egzaminacyjny. I z bólem przyznaję, że ani razu nie zdałam xP! Raz miałam trzy błędy. Ogółem wahają mi się od 3 do 7. Za cel dzisiejszego dnia więc, ustalam: Zdać egzamin :DDD.
Hmm. Przed jutrzejszą jazdą muszę ostrzec wszystkich znajomych i całą rodzinę, żeby nie wychodzili na ulicę....

piątek, 28 września 2012

Kuchenne rewolucje!

I wróciłam z nocki :DD
Było naprawdę fajnie. Co z tego, że pół dnia siedzieliśmy w kuchni, robiąc ciasteczka i inne wypieki!
...To chyba rzeczywiście nasz żywioł.

Wyborne ciasteczka z m&m'sami.
Nie tak dobrze wyglądające jak wypieki pani Doroty, ale zawsze coś ;D
i grunt, że dobre było!

A to nasza pizza.
Przyznaję, pierwszy raz w życiu robiłam pizzę! I jak widać, nawet wyszła.
Część zrobiliśmy z szynką, a część z kurczakiem. Osobiście wolałam tą z kurczakiem :)

Tyle ile ja się tam najadłam słodyczy i pizzy, to chyba nigdy tyle nie zjadłam. Na dodatek pod wieczór przyjechał tata koleżanki i obdarował nas dodatkowymi słodkościami. I jak tu nie zjeść tych wszystkich cukierków, likierków, m&m'sów i innych słodkości?! 
Oczywiście cały dzień ubarwiało nam oglądanie "Ukrytej prawdy", "Ojca Mateusza" - zwane przez mojego Arusia: Kryminalnymi zagadkami Sandomierza ;D i... najważniejsze: Kuchenne rewolucje! - po nich z pełnymi brzuchami, ogarnięte i śpiące, położyłyśmy się do łóżka. Spałam sama w pokoju, a więc miałam dłuższą chwilę na nocną, telefonową rozmową z moim ukochanym :)). Naszym takim pociesznym, wieczornym zwyczajem, jest opowiadanie sobie nawzajem historii, związanych z naszą przyszłością. Dzięki nim, odległość między nami nie jest taka straszna =^___^=

A na dobre zakończenie my, w kuchni ;3.
Pierwsze zdjęcie robione wyzwalaczem. Akurat w ostatniej chwili
na twarz spadły mi włosy, więc TA ręka je przytrzymywała.
A drugie robione już przez tatę Luśki. Śmiał się, że musi nam zrobić 
foto na tle garów. W końcu garkotłuki.

Zasnęłam gdzieś blisko północy. I w ogóle się nie wyspałam ;) a to dlatego, że w nocy koszatniczka koleżanki buszowała w akwarium i rzucała miską, jakby specjalnie chciała mnie obudzić xP. Przed 7, obudził mnie zaś telefon od koleżanki. A po 7 słyszałam już donośny głos taty Luśki, rozmawiający przez telefon.
Wstałam jak to zombie.
Dziś nie byliśmy też w szkole na zajęciach. A to dlatego, że zbliża się 60-lecie szkoły i jako technicy żywienia, byliśmy na tzw. przygotowaniu bankietu. Na szczęście do domu wróciłam gdzieś o 11.

czwartek, 27 września 2012

Ziew.

Hej. Piszę krótką notkę, ponieważ lada moment wybywam na saunę - niestety, mimo strachu zostałam na nią namówiona, a nigdy nie zapomnę jak na basenie mama otworzyła od niej drzwi, a ja nagle zaczęłam zwiewać krzycząc: nie, mamo, ja nie chcę, ja się boję!... A jak już zostałam zaciągnięta, to siedziałam jak kołek, bojący się, że go spalą xP. Tak było w parowej. Dziś idę do sauny - jak ja to mówię: antyparowej. Może się nie stopię.
A tak poza tym, to dzisiaj nocuję u koleżanki (bo ma wolny dom). Ale nie nie nie. Nie będziemy szaleć. Chyba, że w kuchni xP - a mianowicie: przy pizzy i ciasteczkach z m&m'sami.

A tu mój psiak imieniem Baster (już prawie 10-letni
jamnik miniaturka xP), którego przyłapałam na
ziewaniu. Uwielbiam tą fotkę.

Hmm. Dowiedziałam się, że za tydzień i kilka dni robimy "rodzinne" urodziny (czyt. 18-stka Naff'a dla całej rodziny xP). Boję się jak to będzie, ponieważ jeżeli wszyscy się zjawią, to będzie ok. 18 osób : O, a gdzie my się pomieścimy?!?! Na dodatek już zapowiadają, że będą mnie lali pasem... Chyba odpowiednio wcześniej uzbroję się w coś chroniącego mój tylni aspekt osobowości....

środa, 26 września 2012

Grzybałkę.

I wróciłam. Przyznaję. Sesja niezbyt udana, a to tylko dlatego, że zamiast robić zdjęcia to się wygłupiałyśmy ;3. Ale no nic. Będą inne okazje. A tymczasem pokażę to, co mam.

A oto nasz grzybałkę.
Ni z tego ni z owego w miejscu, w którym nie powinny rosnąć grzyby,
znaleźliśmy grzyba O___o. Przechowywaliśmy go potem w kapturze
Agaty i niestety pełna nieświadomości, poszła z nim do domu... 

Cudownie roztrzepane włosy Naff'a i śmieszna mina. Zdjęcie
w sumie zrobione przypadkowo ;)

I jedno z noramlniejszych :)))

OK. A teraz śmigam robić nowe babeczki!

Gorący wrześniowy dzień...

Uchhhh. Jak na wrzesień, to dosyć gorąco się zrobiło... ale to w sumie dobrze :))) trza korzystać z pogody póki można!
Jak w szkole? Spóźniłam się na lekcję, a więc dyrektorka kazała mi robić przysiady na środku klasy xP, na dodatek ogłosiła w moje urodziny sprawdzian. Chyba naprawdę mnie nie lubi. 
Ostatnie w-fy. Na szczęście nie ćwiczyłam, a w drodze powrotnej porobiłam zdjęcia lustrzanką. 



Jedne z najfajniejszych ujęć. Reszta - średnio na jeża. A zaraz sesja. Chociaż przyznam szczerze... Nie mam ochoty na nią iść... Tak bardzo chce mi się spać.

Zaspany potwór.

Hej =^___^= Niedługo do szkoły. Chociaż mam na 10, strasznie nie chciało mi się wstawać. Jeszcze bym sobie pospała. Na dodatek gdy katar zaczął mi powoli przechodzić, złapał mnie nieprzyjemny kaszel :((( Może dzięki niemu nikt nie weźmie mnie do odpowiedzi.

A to takie zaspane ja. Wyglądam... CIEKAWIE. Jakbym przechodziła jakąś
poważną chorobę twarzy xPP. 

Oprocz tego, umówiłam się dzisiaj na sesję z koleżanką. Wrócę więc (jak mniemam) z kilkoma fajnymi zdjęciami na blogu ;33. A tymczasem śmigam na "Kalkulowanie".

wtorek, 25 września 2012

Tościki.

OK. Skończyłam się uczyć, porozmawiałam z moim kochanie na skypie, zjadłam wyborną kolacyjkę i... przy okazji umówiłam się z koleżanką na sesję. Kiedyś obiecałam jej, że jak dostanę lustrzankę, to obydwie wybierzemy się w plener razem ze swoimi aparatami na sesyjkę -^____^-


A tymczasem przedstawiam wam: boskie tosty z serem, szynką i ketchupem (wszystko robione w bułce!), moją kawusię karmelową i kisiel frugo - wyjątkowo i z bólem: nie polecam. Mi jakoś nie przypadł do gustu... trzeba spróbować innych smaków ;3. Ale zielone żelki jak najbardziej!


I na sam koniec, po raz pierwszy na blogu: moja twarz w całej swojej okazałości. Nie lubię takich zdjęć, bo moim zdaniem nigdy na nich nie wychodzę. Szczególnie rano, ledwo po ogarnięciu ;), ale postaram sie od czasu do czasu coś wstawiać, bo nie ma to jak stara, dobra buźka.
Rozmawiałam z mamą o wywiadówce. Ponoć wychowawczyni bardzo mnie wychwalała. Mówiła, że tylko ze mną może rozmawiać na polskim i że zaczęłam chodzić na dodatkowe zajęcia z biologii, bo chcę pójść na dietetyka O____o - teraz już wiem, że pokój nauczycielski to siedlisko informacji. Mam się bać?
OK. Czas na ogarnięcie się i słodkie spanko. Akurat jutro mam lekcje na 10, więc trochę pośpię. I jak to mi zawsze mówiła mama w dzieciństwie: Karaluchy pod poduchy. A ja odpowiadałam: A pijawki do zabawki xP.

U Krawca i na kursie.

Posprzątalam wszystko jak trzeba i została mi tylko nauka :))
Jeszcze a propos wczorajszego dnia. Po kursie części teoretycznej tata zawiózł mnie do kolegi, do którego miałam wpaść na ciasto 3bit xP. A że kocham ciasta jego mamy, musiałam spróbować i tego. Przyznaję - wyborne! Tak samo jak bagietka ziołowa z pieca Krawca (Krawiec = kolega)


Jadł ktoś kiedyś? Obojętnie gdzie je kupię wcinam ją ze smakiem. Uwielbiam te bagietki :DD.
Zjedliśmy takie dwie na pół i wypiliśmy do tego dwa kakaa. 


A tu taka własna kakaowa tworczość. W tle z jego (jak on to mówi) obgryzionymi paznokciami xP.
Obżarłam się u niego jak nigdy. A przyszłam głównie po swoją gitarę - której i tak nie wzięłam.
Tyle z wczorajszej historii. Co do mojego kursu... teoria póki co nieźle. Przeraża mnie tylko ilość filmów, jakie nam puszcza gościu prowadzący kurs. Wczoraj puścił jeden o wypadkach. Te wszystkie historie o zabitych przypadkowo przechodniach, o przekreślonej karierze kierowców... te makabryczne zdjęcia na żywca spalonej kobiety, gościa z flakami na wierzchu, czy gościówy bez połowy głowy... Nie wspomnę o gościu, któremu gały wyszły na wierzch przy wypadku - od dziś będzie śnił mi się po nocach O___o.
Ale były też ciekawe filmy. Np. porównujące prowadzenie kierowców na trzeźwo, a po pijaku. Dorwali takie 3 osoby i porównali ich na trzeźwo i w stanie nietrzeźwości. Jaja były niezłe. Podoba mi się póki co ;3.
Chociaż nie powiem... Film o wypadkach wzbudził we mnie wątpliwości czy mam zacząć jeździć po ulicy. Piesi będą biedni.

Wymyślne ściany.

Hej :) Wczoraj nie pisałam tylko dlatego, że wróciłam o 20, miałam kupę lekcji i po 22 padłam jak martwa na łóżko z gorączką, katarem i smakiem fervexa w gardle. Taaaak. Jestem chora. Jak większość mojej klasy, która powoli się sypie. Ja niestety nie mogę sobie odpuścić lekcji. Mam problemy z matematyką i lepiej, żebym na nich była. A poza tym - po co robić sobie zaległości.
OK. Szybka notka, bo jestem w trakcie sprzątania mojego brzydko mówiąc: burdelu.
Więc... myślę, że najpierw pokażę wam, co zainspirowało mnie wczoraj podczas wizyty u kolegi :)))

Jego ściany.
Dowiedziałam się, że podczas jego 2-miesięcznego wyjazdu, jego
mama i ciocia zabrały się za jego pokój i zrobiły mu niespodziankę :))
efekt jest oszołamiający (jak dla mnie). Przy okazji kolega powiedział, że jego ciocia
może także mi zrobić na ścianie, co tylko będę chciała. Może jak będę
miała malowanie, to skorzystam. A czacha powala.


A to jego rękawice (trenuje kickboxing) 
niestety za szafą, a mógł ją odsunąć tylko lekko.

Był jeszcze skorpion, ale niezbyt wyraźnie wyszedł więc nie wstawiam.
Co myślicie o takich wzorach czy rysunkach na ścianach? Ja osobiście bardzo bym chciała mieć coś takiego w pokoju :) może kiedyś uda mi się ubłagać rodziców i poprosić ciocię kolegi o zrobienie czegoś takiego.

niedziela, 23 września 2012

Próbne zdjęcia.

I wróciłam z makro sesji zdjęciowej. Pokombinowałam z aparatem, z funkcjami, z ISO i niektóre zdjęcia są całkiem efektowne. Oczywiście zostałam także przeszkolona i oświecona przez mojego Arusia ;))




Skorzystałam z kwiecistych pozostałości po lecie na naszym ogrodzie ;)) niedużo tego, bo jeszcze nie za bardzo jestem wprawiona, ale zawsze coś.

A to orchidea, którą kupiłam mamie na urodziny.
Stoi na przedpokoju.

A to mój osobisty Kill Bill, którego przywiozłam znad morza.
Jest on częścią serii laleczek vodoo, które przynoszą szczęście w danej
dziedzinie, zawodzie, lub w miłości, czy podobnie jak mój Bill - służy do
dodawania wiary w siebie. Drugą (anioł stróż), kupiłam mojemu Arusiowi,
żeby go pilnował, gdy mnie przy nim nie będzie ^____^

I to na tyle z moich pierwszych, próbnych zdjęć. Weekend się kończy i znowu trzeba wziąć się za naukę. Jutro mam praktyki, potem 3 dodatkowe lekcje, o 16:30 kurs prawa jazdy i... ciężka nauka, na ciężki wtorek. Achh, no ewentualnie mam się wybrać na próbną sesję zdjęciową z przyjaciółką ;)). Dobranoc smyki.