poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Maniaczenie.

Mimo dzisiejszej, okropnej pogody jestem w jakimś dobrym nastroju. Ostatnio niezbyt dobrze mi się układało i może nie układa w dalszym ciągu, ale warto w takich momentach czerpać siłę życiową z drobnych rzeczy. Na przykład Naff się cieszy, że kupiła nowy długopis, a co za tym idzie będzie mogła rysować ładne rysunki na lekcjach!

Tak a propos lekcyjnych bazgrołów. Dzisiejsze rysowanie na nudnej historii.

No, niech będzie. Długopis nie był moją jedyną radością. Przed chwilą wpadła do mnie rada starszych oznajmiając, iż 26 maja jedziemy do babci, wobec czego... w drodze powrotnej będziemy mogli zabrać ze sobą Arusia, który będzie już wtedy po maturach <33. Zaczynam odliczać. Zostało 27 dni! 
Oprócz tego, powoli zarysowują się moje plany wakacyjne. Wczoraj doszedł do nich konwent mangowy we Wrocku lub w Krakowie. Nigdy na takim nie byłam, a moim marzeniem jest się tam znaleźć ^____^

Słit focia z kuzynką. Bardzo wyjściowe miny.

Wspominałam ostatnio w notce, że wybieram się do młodszej kuzynki na noc. Wika ma 11 lat i jest zagorzałą fanką Simsów i ogółem... gier. W tym świecie widzi we mnie bratnią duszę, tak więc ile kroć u niej śpię, czy ona śpi u mnie no-lifimy na grach. W sobotę graliśmy do 1 w nocy, pykając online z Arusiem w Elsworda, tworząc jakieś dzikie wampiry w Simsach 3 i tworząc własne plemiona w Spore (taka gierka z mutantami od twórców Simsów). Nie było źle. 

Dzięki temu małemu maniakowi, mogę teraz sama maniaczyć na laptopie simami (wer.3). Gra mojego dzieciństwa w końcu! Do tej pory mam The Sims (nie 2 i nie 3, tylko wersję pierwotną!). 

Lubię dzieci i nic na to nie poradzę, a Wiktorii jest mi trochę szkoda. Mam świadomość, że czuje się samotna. Cieszę się, że choć jeden dzień mogłam jej poświęcić, nawet jeżeli oznaczało to odpadające gałki oczne, które za długo wpatrywały się monitor i wstawanie wczesnym rankiem!
Jak czujecie się z tym, że jeszcze tylko jutro chodzimy do szkoły, a potem mamy weekend majowy :33? Ja osobiście nie mam planów, ale na pewno pochodzę trochę po znajomych i zajmę się tworzeniem czegoś... CZEGOŚ.

sobota, 27 kwietnia 2013

Och, buty.

Za oknem coraz bardziej zielono i ładnie. Szkoda tylko, że dzisiejsza pogoda tak bardzo różni się od wczorajszej. Zimno, szaro i brzydko. Raczej liczyłam na długi spacer w promieniach słońca, niż na kiszenie się w domu. Ostatnio nic się nie układa. Czuję się, jakby ktoś rzucił na mnie złą klątwę. Wczoraj po raz kolejny nie zdałam egzaminu i to na samym końcu, dosłownie na samym końcu wymuszając pierwszeństwo, co i tak było dla mnie... dziwne, bo gościu mi nie zahamował, a ma taki obowiązek jako egzaminator. Zresztą patrzyłam w prawo i nic nie jechało. Może po prostu jakiś rozpędzony debil podjechał pod tył i nie spodobało mu się, że tak wolno jadę. Zaczął trąbić matoł jeden. I dopiero po tym egzaminator stwierdził, że nie zdałam. Humor poprawił mi się dopiero po małych zakupach - co jest do mnie niepodobne, bo nienawidzę zakupów.


Moje cudne, nowe buty na obcasie. Przyznaję, pierwszy raz kupiłam je w innym kolorze, niż czarny. Nie wiem co mnie trafiło, zawsze bałam się kupować innych kolorów. Z reguły mam mało butów, a czarne pasują do wszystkiego, więc... no, dobra. Kupiłam jeszcze czarne baletki, ale to się wytnie. Mimo wszystko najbardziej zadowolona jestem z koszuli w kratę bez rękawów.


Witajcie w świecie anime. Ostatnio zaczęłam oglądać coś, co zwie się: Sakurasou no Pet na Kanojo. Jestem dopiero na 3 odc., ale przyznaję, podoba mi się. W skrócie można powiedzieć, że chodzi tu o geniuszy-wariatów zamieszkujących specjalny akademik o nazwie Sakurasou - wszyscy uczą się na wydziale artystycznym. Pewnego dnia trafia tam Sorata, który przeniósł się tam tylko po to, by ratować koty, bo w normalnym akademiku nie mógł ich trzymać. Podkreślam, że jest normalny. No i jak to bywa, pewnego dnia przybywa tam dziewczyna z ogromnym talentem, która mimo wszystko jest niezaradna i trzeba jej nawet pomagać się ubierać. Wyobrażacie sobie faceta pomagającego ubierać się dziewczynie? Witajcie w świecie anime po raz drugi. Dzisiaj wybieram się do młodszej kuzynki na noc, więc czeka mnie dłuuuuuga noc z grami typu: Simsy. Życzcie mi powodzenia ;))

środa, 24 kwietnia 2013

Dla uspokojenia...

Chciałam napisać notkę przez te ostatnie 3 dni, ale nie udało mi się niczego porządnego zlepić w całość, a poza tym brakowało mi zdjęć. Dopiero dzisiaj przed pogrzebem nabyłam kilka fotek. Dla odstresowania wybrałam się w swój ulubiony zakątek na bunkrze. Zawsze gdy było mi smutno, chciałam się odstresować czy w spokoju posłuchać muzyki, przychodziłam właśnie tam. Niewiele ludzi się tam przewija, a bynajmniej niewiele z nich wchodzi na górę bunkra, gdzie ja siedzę. Co roku na moim drzewku kwitną cudne kwiaty. Pomyślałam, że pewnie już są, więc pognałam tam z aparatem.





Mi samej bardzo się te zdjęcia podobają <33. To drzewo przypomina mi wiele wcześniejszych lat. Od dziecka tu przychodziłam i podziwiałam budzącą się do życia naturę. To mnie w jakiś sposób uspokajało, a więc uspokoiło i dziś. Nie będę rozpisywać się na temat pogrzebu, bo nie jest to przyjemna sprawa. Płaczu było dużo. Tuliłam się z kuzynkami, tuliłam z rodzicami, pocieszaliśmy się wszyscy nawzajem i... na sam koniec przybiłam z dziadkiem żółwika. Odchodząc, wystawiłam zaciśniętą pięść do przodu. Z uśmiechem na ustach. Tak zawsze się ze mną żegnał. Myślę, że dziadek nie chciałby, abyśmy się smucili. Przecież on wciąż gdzieś tam jest i czuwa nad nami, prawda? Trzymaj się, dziadziu!

niedziela, 21 kwietnia 2013

Z nocki.

Ostatnio pobawiłam się trochę kontami na guglu i w końcu wpadłam na to, jak wyzbyć się tego okropnego +google. Tak więc od dziś jestem nie Naffowym Naffem ze świnią w avatarze, ale Naff'em ze zwyczajnego bloggera. Tak więc proszę się nie przerazić, gdy skomentuje wam bloga ten dziwny typ z drugiego obrazka.
<--- ten
Już się z tym trochę pogodziłam, aczkolwiek nie jestem w stanie przewidzieć tego, co będzie się działo w środę na pogrzebie. Nie chcę na razie o tym myśleć. Powiedzmy, że ufam, iż dziadkowi jest tam na górze lepiej. Szkoda tylko, że nie zdążyłam mu zagrać na gitarze... na pewno by się uśmiechał.

Rozwiano włosy Naff.

Nocowałam wczoraj u Luśki, więc najadłyśmy się tłustych i słodkich rzeczy za wszystkie czasy. Aż mnie dzisiaj brzuch rozbolał, ale nie narzekam, bo ostatnio nie jadłam NIC z takich przysmaków. Lody, dwie paki chipsów, ciasteczka z orzechami i rurki waniliowe, och, mój Boże. Żeby nie było, to nie obijałyśmy się. Pojechałyśmy w południe rowerami do pałacu ze swoimi CV. Być może będą nas chcieli na wakacje. Oczywiście w ruch poszły też kryminalne zagadki Sandomierza vel Ojciec Mateusz - jak zawsze na nocce u Luśki. No, możecie się śmiać, ale kocham to oglądać.W nocy nie mogłam zasnąć i wciąż wpatrywałam się w przedpokój, a poza tym coś grało i nie mam pojęcia co to było. Dziadek? Takiej nocy wolałabym leżeć u siebie w łóżku z zapaloną lampką.... 
Niestety, jutro do szkoły. Pocieszam się jednak faktem, że powoli zaczyna się ostatni miesiąc mojej nauki, a czerwiec będzie miesiącem praktyk, a więc... powiedzmy, że już od czerwca będę miała wakacje. Uroki technikum.

PS. Kolejny, 5 już rozdział na http://noc-dusz.blogspot.com

sobota, 20 kwietnia 2013

[*]

Wiem, że to kolejna z tych smutnych i niepotrzebnych nikomu notek, ale zwyczajnie czuję, że muszę o tym napisać. Dziadek zmarł dziś o 9 rano. Wciąż to do mnie nie dociera. Zwyczajnie nie dociera. Mój jedyny, zawsze uśmiechnięty i wesoły dziadek. Ten, który trzymał swoją malutką wnuczkę na kolanach i bawił się z nią w "entliczka pentliczka", nawet, jeśli było to nużące i chciała się w to bawić przez całą godzinę. Ten dziadek, który zawsze zabierał ją na długi, poranny spacer z psem na pole i opowiadał o swojej młodości, o dzieciństwie i to tak interesująco, że chciało się słuchać tego wiecznie! Kto jak nie on, uczył grać mnie na gitarze? Kto śpiewał mi stare piosenki z radością w oczach? Kto mnie wołał do laptopa z pytaniem: dlaczego ta płyta nie działa? - a tak naprawdę była wsadzona drugą stroną? Kto zjadał wszystkie naleśniki na raz? Z kim piłam kawę na balkonie, zajadając się malinami? Z kim jeździłam do lasu i z kim zbierałam jeżyny lub grzyby? Nie. Nie dociera to do mnie w dalszym ciągu...


Mimo tego czuję, że gdzieś tu nadal jest. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby właśnie trzymał mnie za ramię, patrzył co piszę i mówił: Nie płacz, wciąż tu jestem, Marlenko. Wierzę, że tam gdzie poszedł, będzie mu lepiej i... że nie będzie tak bardzo cierpiał jak w szpitalu, a przecież nigdy o nim nie zapomnę... bo za bardzo go kochałam. Spoczywaj w pokoju, dziadku - jeszcze nie raz zagram ci na gitarze.

środa, 17 kwietnia 2013

Och, Sebastianie...

Jak ja się cieszę, że w końcu się wyspałam. W nocy nie dręczyły mnie żadne koszmary, oczy same się zamykały i nawet burza o 5 nad ranem mnie nie przestraszyła - a Naff okropnie boi się burzy. Dodam do tego jeszcze to, że miałam na 9:50 i oczywiście się spóźniłam, dlatego standardowo robiłam przysiady na środku klasy. Wady mieszkania na przeciwko szkoły. Myślisz, że masz czas, możesz pospać dłużej, a potem gonisz do szkoły z kanapką w gębie (jak ja dzisiaj) 5 minut po dzwonku. Na ogół dzień szkolny dosyć luźny. Tylko żal było siedzieć na tych lekcjach, gdy na dworze grzało słońce...


Szczerze? Nie wiedziałam jak się te kwiatki nazywają. Właśnie się dowiedziałam, że to fiołki. Bynajmniej od dziecka mama przynosi je z dworu, gdy tylko zakwitną i wręcza mi je. To taka mała oznaka, że nadchodzi wiosna. Odkąd pamiętam, cieszyłam się z tego małego, kwiatowego drobiazgu jak nie wiem. Mama zawsze wkłada je do tego samego kieliszka z wodą i tak już przez kilka lat. Mała rzecz, a cieszy.


Ostatnio pomyślałam sobie, że miło by było zacząć rysować moje mangowe postacie z innych perspektyw i w różnych pozach, bo cały czas rysuję je proste i sztywne - zainspirowała mnie do tego dziewczyna, która jest ode mnie młodsza, a robi tak cudowną grafikę mangową na komputerze, że się przy niej chowam <<klik>>. To jeden z dzisiejszych tworów, który powstał na lekcji. Osobiście jaram się jej nogami i chcę takie mieć. 


No i mroczny kamerdyner (kuroshitsuji!). Koleżanka z którą dzieliłam się swoimi mangami, pożyczyła mi 5 tomów Kuro. Zaciesz nieziemski, bo to w końcu... SEBASTIAN! A Sebastian jest przystojny <3. Teraz przez kolejne dni będę delektować się Sebciami na stronach czytanych od lewej strony. Och, mój Boże. Spełnienie marzeń. To na tyle z życia Naff'a. Jutro intensywny dzień pod względem myślenia. Nauka u Luśki i nauka Wioli na matmę. Dzisiaj zrobiłyśmy duże postępy! Mam nadzieję, że sprawdzian zaliczymy na maxa, ha!

wtorek, 16 kwietnia 2013

Nienażarty Naff.

Jestem dzisiaj nienażarta. Chodzę, jem co mi wpadnie w ręce i jeszcze mi mało. Nie wiem czym to spowodowane, może tym, że jutro magiczny, co miesięczny, krwawy terror. To by się zgadzało, bo ostatnio chodzę ciągle zdenerwowana, a wczoraj to już biłam rekordy. Nie szły mi praktyki, byłam zmęczona, bo w nocy znowu nie spałam i na koniec dobrego dnia, dostałam wezwanie do sądu! Super. Nie mam nic innego do roboty, jak walać się po sądach i wspominać jak to cholernie ciekawie było w mojej pracy. Jupi! O tyle dobrze, że jedzie ze mną Wiola.

Dzisiejsza, poranna tęcza <3333

Ostatnio pełniłam rolę super nauczyciela matematyki. Przysięgam, pierwszy raz w życiu uczyłam kogoś matmy (bo na ogół jestem z niej tępa) i... Wiola uznała, że rozumie co do niej mówię. Bardzo mnie to ucieszyło, tym bardziej, że i jej i koleżance, którą poduczyłam na matmie, poszło dobrze na poprawie sprawdzianu z prawdopodobieństwa <333. Od jutra zaczynamy ze statystykami (taki tam dział), a tymczasem zaczyna mnie zastanawiać... skąd u mnie ta poprawa z matmy?! Chyba muszę dziękować Arusiowi.


Jeden z moich dzisiejszych tworów, który nazwałam naffburgerem. Powiedzmy, że wrzuciłam do niego wszystko co mniej lub bardziej stosowne i co było w lodówce, czyli kotlet hamburgerowy, jajko sadzone, plasterki ogórka, ser, ketchup i majonez. Bomba kaloryczna, ale za to jaka dobra! Oczywiście nie mogło w mojej "diecie" zabraknąć koktajlu bananowego, robionego własnoręcznie. A tyłek rośnie, jak to mama mówi.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Lato po zimie?

Mimo, że się dzisiaj nie wyspałam, to jestem pełna energii! Szkoda mi tylko Arusia, którego zadręczyłam telefonem o 3 w nocy. Obowiązuje nas obietnica mówiąca o tym, że jak nie będziemy mogli spać, będziemy się czegoś bać (to zazwyczaj ja) lub będziemy mieli koszmar, to mamy do siebie dzwonić, nieważne o której godzinie. Mój tato podsumował to dzisiaj zdaniem: To takie piękne.
Jaka u was pogoda? U mnie gorąco, jakby lato szło, a nie wiosna! Dookoła motylki, pszczółki, kwiatuszki, biedronki... no, po prostu żyć, nie umierać, moi mili.


Przebiśnieg już trochę nadpsuty, bo gdy padał śnieg, to biedny kwitnął

Kwiatki z naffowego ogródka. Dziś bardzo aktywny dzień. Rano biegłam w lesie z rodzicami, jeździłam autem, potem zasuwałam rowerem, uczyłam Wiolę matmy, potem podróż do ciotki, gra w kosza z kuzynką... oby tak dalej, to schudnę huehue.
Na koniec, chciałabym Wam wszystkim podziękować za ostatnie komentarze. Prawie się rozpłakałam czytając je, ale mimo tego pocieszyliście mnie. Oczywiście znalazł się też spam, ale to się wytnie. Widzę, że w takiej sytuacji znajdowałam się nie tylko ja i jest mi przykro, że wy też musieliście przechodzić przez podobną zdarzenia. Jeszcze raz dziękuję, choć uważam, że dziękuję to za mało. Kocham was.

Tak bardzo smutno...

Wiem, naprawdę długo nie pisałam. Było to spowodowane stresem przed odwiedzinami dziadka w szpitalu jak i stresem po odwiedzinach. Dzisiejszej nocy prawie nie spałam przez koszmary, które mi się śniły. Niestety, wszyscy mają w rodzinie świadomość, że niewiele czasu mu zostało, więc jeżeli nie chcecie czytać notki o całym dramatycznym i przygnębiającym spotkaniu, to... nie zachęcam.
W przerywniku Naff w wersji rysunkowej <33 
podziękowania dla: http://larandilove.blogspot.com/ - masz talent!

Rak płuc, przerzuty na kości, na mózg... Lekarze nie chcą z tym nic robić, bo dziadek jest osłabiony po operacji na żyły. Najgorsze jest to, że gdyby przed nią zrobili dokładne badania i zdiagnozowali by, co mu jeszcze dolega, dałoby się zrobić coś, co przynajmniej przedłużyłoby jego życie, a on niestety jest już u schyłku życia. Uwierzcie, zmusić się do pójścia do takiego szpitala i zobaczyć, jak bliska osoba cierpi, to nie lada wyzwanie. Ja już zanim weszłam do środka, zalałam się łzami. Mama musiała się po mnie wracać. Zebrałam w sobie trochę siły i w końcu weszłam. Dziadek wyglądał jak pół dziadka. Najsmutniejsze jest to, że... on praktycznie nie kontaktuje. Jak nas zobaczył - owszem, cieszył się, uśmiechał się! Boże, człowiek na skraju życia uśmiechał się, a z oczu ciekły mu łzy.... wszyscy płakaliśmy. Mama, tata, ja. Poznał jednak tylko tatę. Na pytanie pani, która się nim zajmowała: "Jureczku, kto to jest?", odpowiedział ledwo, bo ledwo: "Mój syn". Płacz. Gdy spytała już zaś: "A co to za dziewczynka?". Powiedział: "nie wiem". Nie, nie bolało mnie to. Rozumiem go. Ale w momencie, gdy pani M. powiedziała: "Jak wyzdrowiejesz, to Marlenka pogra z tobą na gitarze", a on zaczął się cieszyć, jakby pamiętał, kojarzył moment, w którym na wakacje uczył mnie grać na gitarze. Mogłabym przysiąc, że jego usta otworzyły się, jakby chciał powiedzieć moje imię zdrobniale. Nie mogłam wytrzymać. On ma świadomość kim jesteśmy, ale nie może już wydobyć z głowy naszych imion. Wiecie, że mimo bólu, potrafiliśmy się razem z nim śmiać? Bardzo reagował na: Zapalimy, jak stąd wyjdziesz! Śmiał się. Widać było też odruch palacza. Wyciągał znienacka rękę do ust i zaciągał się niewidzialnym papierosem. Nie chciał nas martwić. Na pytanie: Boli cię coś? - potrząsał głową z uśmiechem, a widać było, że go boli...
Mimo wszystko najgorsze było pożegnanie. Żegnał się z nami, naprawdę. Uśmiechał się! Uśmiechał, gdy mówiłam mu: "dziadku, pogramy na gitarze następnym razem! I w kulki też pogramy!" - gdy mama mówiła: "Tato, upiekę ci ciasto" - bardzo lubił wypieki mamy. Wyciągał do nas dłonie, uśmiechał się, kiwał głową, śmiał się, dawał nam buzi...Wiecie jak się zawsze ze mną żegnał? "Żółwik!" - i wyciągał do mnie zwiniętą piąstkę. Zrobił to i tym razem. Nie mogłam stamtąd wyjść, tak samo jak tata, ale w końcu niestety musieliśmy. To mogło być nasze ostatnie spotkanie i mimo bólu, wyniosłam też z niego lekką radość. Przynajmniej się z nim pożegnałam, a jeżeli jeszcze raz będę mogła się z nim spotkać... Wezmę gitarę, którą pożyczyłam koledze. Niestety, nie odzywam się z nim, ale pójdę po nią. Nauczę się grać jakiejś piosenki, lub zagram to, czego nauczył mnie dziadek... Tak bardzo chcę to zrobić i zrobię to! Nie mogę się załamywać.
Wybaczcie za takie smęty, ale skoro blog jest o moim życiu, poczułam potrzebę napisania o tym. Już jest dobrze, ale czuję, że do końca swoich dni tego nie zapomnę.

środa, 10 kwietnia 2013

Pozytywnie i mniej pozytywnie...

No i niestety nie wyszło. Plac zrobiony w 5 minut (pokonałam ręczny z piskiem opon), a potem miasto. Szło mi niemalże idealnie i gdzieś pod koniec najechałam na podwójną ciągłą, bo spanikowałam na skrzyżowaniu. Koniec. Dlatego nie mówię teraz kiedy zdaję. Jak zdam, to napiszę ^___^. A wam dziękuję, że trzymaliście kciuki!


Ostatnio nie dzieje się w sumie nic. Pogoda znów szara, więc krakać słońcem też więcej nie będę, a w szkole jak to w szkole - nudy. Ostatnio wznowiłam oglądanie Ao no Exorcist. Anime bez większych recenzji. Jest o przygodach syna Szatana, który jest po prostu dobry i chodzi na zajęcia dodatkowe, by zostać egzorcystą. Taki mały kontrast zawodów. Grafika cudna, postacie też (och, kocham Rin'a!), muzyka też boska, a więc zostaje mi tylko polecić!

...Gdybym była facetem, to pewnie tak bym wyglądała z rana.

Poza milszymi rzeczami... 
Dowiedziałam się wczoraj, że mój dziadek jest w opłakanym stanie. Leży w szpitalu i w każdej chwili może umrzeć. Kogo to wina? Lekarzy. Już nie będę się zagłębiać w ich działania, ale dla mnie brak określonej diagnozy i robienie operacji na coś, czego nie jest się pewnym, jest zwyczajnie chore! Jakby się teraz okazało, że ma raka (dalej tego nie wiedzą), to nie mogą go leczyć, bo jest za bardzo osłabiony. Chcą go po prostu posłać na śmierć. Tak bardzo jestem zła i tak bardzo jest mi z tego powodu smutno. To mój jedyny dziadek (drugiego nie poznałam). Mam nadzieję, że zdążę z nim jeszcze porozmawiać, mam nadzieję, że jeszcze z nami pobędzie... Jedziemy do niego w sobotę, a i tak się boję. Że mnie nie pozna.


Ostatnio bawię się w przeróbki. W chwili zadumy postanowiłam stworzyć coś mniej wesołego, ale i inspirującego. Powiedzmy, że to "dzieło", nazwałabym: Ogień życia i szara śmierć. Mimo wszystko, staram się myśleć pozytywnie! 
PS. Na http://noc-dusz.blogspot.com już trzeci rozdział. Zapraszam.

niedziela, 7 kwietnia 2013

W lesie.

Nie wierzę. Wczoraj tak strasznie narzekałam na pogodę, a dziś obudziły mnie promienie słońca. Rodzice postanowili, że z tej okazji pojedziemy do lasu pobiegać - poznajcie moją pomysłową mamę, fankę biegów, których ja zaś nienawidzę. Mimo protestów, przekupili mnie w końcu tym, że siądę za kierownicą. No, tak. W końcu jutro egzamin na prawko - próba druga. Trza coś pojeździć.


Naff bez grzywki - pierwszy raz na blogu. Nie często tak chodzę (w szkole nigdy!). Spinam grzywkę tylko wtedy, kiedy jest tłusta lub za długa - na zdjęciu obydwie sytuacje. 
Oczywiście kierowało mi się fajnie i mam nadzieję, że jednak jutro zdam egzamin. Chyba, że się dam złapać na jakiejś pułapce egzaminacyjnej lub trafię na mniej wyrozumiałego egzaminatora. Mimo tego na razie się nie boję! Życzcie mi powodzenia, kochani <33

Naff z kokardką <333

Jak podoba wam się nowy nagłówek? Mi strasznie. Mogę siedzieć i gapić się na niego w nieskończoność. Na dodatek te kolory wprawiają mnie w jakiś lepszy nastrój. I pomyśleć, że wcale się nad nim nie natrudziłam. Po prostu chwyciłam za randery, tekstury i jazda. 


Jeżeli kogoś to interesuje, to na http://noc-dusz.blogspot.com (tak, tak, to moje i Arusia opowiadanie) pojawiła się nowa notka (już II rozdział!). Zapraszamy!! A tymczasem Naff zmyka. Muszę jeszcze się ogarnąć, bo potem lecę do Wioli :)) Bywajcie.

sobota, 6 kwietnia 2013

Truskawkowa rozpusta.

Witam was w ten piękny, szary dzień. Czy was też dobija ta szarość? Czemu w końcu nie wyjdzie słońce?! Dlaczego wiosna nie chce przyjść, a zima twardo trzyma się Polski?  Pytań wiele, a odpowiedzi brak. Mam nadzieję, że w końcu się rozpogodzi, bo zima niezbyt dobrze wpływa na moje samopoczucie.
W związku z tym, że w poniedziałek kolejny egzamin na prawko, ostatnio trochę sobie jeździłam. W wordzie nowe auta, a więc i w naszej szkole jazdy pojawiły się nowe. Toyota yaris. Zakochałam się w tym autku - choć może dlatego, że nowe. Jeździłam nim co prawda tylko dwa razy i ani razu nie robiłam nim łuku, ani nie ruszałam z ręcznego, ale co tam. Naff jest hardkorem i rusza po prawko. 


I tak w małym przerywniku. Chwila rozpusty w domu Naff'a. Mama dorwała gdzieś truskawki i... zaczęło się. Ciasto zrobiła na urodziny ciotki. Czy wy też kochacie truskawki? Ja je ubóstwiam, aczkolwiek te zimowe ze sklepu nie są takie pyszne jak te z własnego ogródka w lecie!


I cudowny deser z truskawami, bitą śmietaną, rodzynkami i polewą w postaci jednej, wielkiej, różowej ciapy. Omnomnomnom. Nic mi do szczęścia więcej nie trzeba - poza ładną pogodą i zdanym prawkiem.
Tak, tak, ostatnio zmieniłam nagłówek, ale tak bardzo nie mogę się do niego przyzwyczaić, że... chyba zrobię nowy. Błękit nie pasuje mi jakoś do naffowa. Co o tym sądzicie?

piątek, 5 kwietnia 2013

Łowcy Dusz.

Ostatnio głęboko myślałam nad tym, czy wstawić gdzieś efekt naszego ok. 4 miesięcznego zmagania się z łowcami i w końcu po krótkim, bo krótkim przedyskutowaniu tego z Arusiem, stwierdziliśmy, że może warto podzielić się z innymi naszymi wypocinami! Tak więc witajcie w świecie Łowców i Pożeraczy!
Rozdziały będą pojawiać się co kilka dni. Jest ich razem 41.

<<KLIK W AVATAR>>>

Anniece to 17-letnia łowczyni dusz, mieszkająca samotnie z trójką młodszego rodzeństwa. Na co dzień zajmuje się domem, pracuje w restauracji, opiekuje się dzieciakami, użera się z kuzynostwem i zaprowadza zbłąkane dusze do zaświatów. Jej życie to zwykła rutyna, ale jak to bywa w takich opowieściach: do czasu. Pewnego dnia goniąc za duszą, całkowicie przypadkowo wpada na Felixa. Chociaż tak naprawdę nie chce, los pcha ją ku niemu przy każdej możliwej okazji. Niestety, szybko okazuje się, że Felix jest odmiennego "zawodu" niż Anniece, co staje ich miłości na przeszkodzie. Z czasem pojawiają się też i nowe problemy oraz zagadki. Kim jest tajemniczy duch ujawniający się w najmniej oczekiwanych chwilach bohaterom? Jak zginęła matka Anniece? Kto jest legendą wzbudzającą postrach wśród łowców i pożeraczy? Czym jest klucz do zaświatów i dlaczego każdy tak za nim goni? 

Ogółem w opowieści pojawia się nie tylko Anniece i Felix. Jest tam postaci od cholery i jakimś dziwnym trafem niektóre znikają po jednym rozdziale. Moim zdaniem warto przeczytać! Zapraszam <33

środa, 3 kwietnia 2013

Jak Naff no-lajfił na święta...

Witaj szkoło! Jak się czujecie z tym, że wróciliście do nauki? Ja okropnie. Znowu to wstawanie wczesnym rankiem i szkolna męczarnia. Na dodatek niedługo kolejny egzamin na prawko, więc czeka mnie trochę pracy. Muszę się też zająć blogiem, bo stary wygląd zaczyna mnie już irytować. Gdyby tylko jeszcze były na to wszystko chęci. Wiosno, przybywaj!

Drobny prezent od Niku, która wczoraj wpadła do mnie na chwilę <33 W środku
były cukierki, które wyglądały jak jakaś amfetamina. Na szczęście smakowały normalnie!

W przerwie świątecznej udało mi się oglądnąć 2 anime. Mahou Shoujo Madoka Magica i Hakushaku to Yosei. Pierwsze opowiada o czarodziejkach walczących z wiedźmami. Wszyscy myślą: słodkie, szczęśliwe i milusie anime! Odpowiadam: NIE. I to mocne NIE. Fakt. Stroje są cukierkowe tak jak bohaterki, ale mroczne scenerie, mroczny (psychodeliczny wręcz) obraz świata wiedźm, cudowne piosnki w tle i fakt, że tam nic nie kończy się dobrze, a Kyuubei to kawał gnojka (powiedzmy, że ma gdzieś rasę ludzką) potwierdzają, że mamy przed sobą mocny kontrast. I to całkiem udany kontrast! Mimo tego, że początkowo jesteśmy wprowadzani w błąd, bo anime jest o Madoce-czarodziejce, a ona tą czarodziejką do przedostatniego odc. nie jest\i wkurza nas swoim ciągłym płaczem i przeżywaniem jaka to ona i czego nie może zrobić. Polecam.


Hakushaku to Yosei. Anime w klimatach wiktoriańskich z domieszką baśni. Wróżki i te sprawy. Jest przystojny i szarmancki bandyta imieniem Edgar i dobra dla wszystkich (nawet dla łotra) Lydia - doktor wróżek. Uważam, że potencjał tego anime nie został wykorzystany. Mógł powstać z tego całkiem dobry romans i tego się spodziewałam, a tu prosto mówiąc: dupa. Ale dla przystojnego głównego bohatera i jego równie przystojnego lokaja, mogłam oglądać! Może dla porównania oglądnę i drugą serię.


Ogółem jestem bardzo niepocieszona faktem, że skończyły się ferie świąteczne. Mniej czasu na anime t.t, więcej czasu na naukę. Dodatkowo porobiło się z naszymi czerwcowymi praktykami, bo restauracja, w której mieliśmy praktykować została zamknięta. Trzeba więc znaleźć szybko coś nowego, inaczej: witajcie praktyki w lipcu!

wtorek, 2 kwietnia 2013

Pierwsza rocznica związku Naffa i Arusia!

2 kwietnia 2012 r. To wtedy Aruś pokrętnym głosem przez 40 minut starał się wyznać mi to, co czuje. Koniec końców powiedział tylko: zauroczyłem się w tobie, ale to nic. Naff i tak ryczała jak bóbr. Dzisiaj jest 2 kwietnia 2013 r., a więc odkąd jesteśmy razem, minął nam dokładnie rok. Jestem naprawdę szczęśliwa, że  ktoś był w stanie wytrzymać ze mną tak długo. Żałuję tylko, że w tak pięknym dniu nie możemy siebie widzieć na żywo i spędzić ze sobą czasu. Wada odległości. Ale kto powiedział, że kiedyś jej nie pokonamy ^___^? Przetrwaliśmy już rok i przetrwamy więcej!

(losowe zdjęcia z roku spędzonego razem <3333)


Jak myślę o naszym związku, to wpada mi do głowy tylko jedno określenie na nas: wariaci. Przeżyliśmy już tyle wspólnych, szalonych chwil, odkryliśmy tak wiele nowych rzeczy, tak wiele nowych miejsc. No, nie można zapominać o tych złych chwilach, które przeżyliśmy - kłótniach, płaczu i bolesnych pożegnaniach. Ale nie, nie zamieniłabym Arusia na nikogo innego. Bo to on czyni moje życie bajką. Jest moim wymarzonym, blondwłosym i błękitnookim księciem z bajki. Tak naprawdę mam gdzieś to 500 km, które teraz nas dzieli. Wiem, że przy odrobinie wytrwałości, przyszłość będzie należała do nas! Razem jesteśmy silni. Razem pokonamy wszystko~
Dziękuję Ci, że jesteś i bądź ze mną już na zawsze <3

You're one in the million, you're once in a lifetime
You made me discover one of the stars above us~

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Wielkanocne wypieki.

Przybywam. Z pełnym brzuchem, nieogarniętą fryzurą i piżamą, którą noszę przez cały dzień. Tak właśnie wyglądał mój dzisiejszy (no, już w sumie wczorajszy) dzień. Czuję się, jakby były święta Bożego Narodzenia haha. Znowu oddaję się całkowitemu lenistwu i obżarstwu! All hail Easter!
Tak sobie pomyślałam, że skoro dzisiaj u mnie było tak barwnie na stole, to trochę o tym popiszę <3


Mój dom słynie z wypieków. Lubimy wspólnie z mamą tworzyć nowości, wobec czego, po raz pierwszy w naszym domu na stole, zawitał mazurek. Początkowo miał być tylko kajmakowy, ale koniec końców mama wpadła na własną koncepcję. Mazurek lukrowo-dżemowy strojony czekoladą. A co. Naff'a ten po lewej, mamy ten po prawej.


Dziwne, że nigdy żadna z nas nie jadła mazurka, prawda? Postanowiłyśmy, że od tych świąt wspólne robienie tegoż ciasta na Wielkanoc, będzie naszą małą tradycją ^___^. No, oczywiście nie poddam się z paschą! Jej też chcę spróbować za rok!