piątek, 30 maja 2014

Oddaj krew, nie bądź dziad!

Najpierw pożalę się, że moje cudowne podwórko zostało rozkopane tak, że przyszło mi skakać przez kopce kreta żeby powiesić pranie. Mam nadzieję, że nie rozkopią mi ogródka, bo są bardzo od tego blisko. Pochwalę się! <<klik>> (zbyt straszny widok, by udostępniać jawnie na blogu). Nasze miasto to teraz miasto dziur, brzydoty, objazdów, zakazów jazdy i wariatów, którzy jeżdżą po chodnikach. Chcę stąd zniknąć D:
Notkę miałam napisać już 2 dni temu, ale byłam jak zdechły banan, pozostawiony na ulicy, gdzie jeżdżą po nim auta. Wczoraj np. poszłam spać przed 20 i ponoć żadną siłą Aruś i moja mama nie mogli mnie rozbudzić (tymczasem ja nic nie pamiętam D:). Myślę, że to wszystko kwestia ostatniego oddawania krwi i równoczesnej pomocy przy przeprowadzce Patryka i Wioli. 

Czekolada o smaku amaretto! Poszliśmy do restauracji po oddaniu krwi.
Pizza z krewetkami - nieszczególna. Jedyne, co mi się w tej restauracji nie podobało, to to, że wbiła mi się w tyłek drzazga. Ludzie, to restauracja! Jak klientowi może coś wchodzić w tyłek?! Cudem powstrzymałam się, żeby nie podejść i powiedzieć: "Proszę zrobić coś z tymi krzesłami, bo mi drzazga w tyłek weszła", ale... opanowałam się, bo dziwnie to brzmiało.
Dostałam legitymacje honorowego dawcy krwi - dali mi ją już za drugim razem.

Ledwo zmieściłam się w dopuszczalnej ilości hemoglobin, jednak oddałam krew i jestem szczęśliwa! Dziwi mnie to, że tak mało kobiet ją oddaje. To nie jest nic strasznego, tylko dwa lekkie ukłucia. Krew regeneruje się po 48 godzinach i zaleca się, aby się przez pierwszy dzień nie przemęczać. Nie radzę, bo sama przekonałam się na własnej skórze co to znaczy pracować po oddaniu krwi. Efekt był taki, że następnego dnia nie mogłam ruszać łapami, miałam wielkie siniaki i czułam się jakbym się nieczuła.
Powracając do krwi. Oprócz tego dostajecie zwrot kosztów biletu, dzień wolny od pracy, szkoły i stos czekolad. Jak kobiety oddadzą 5 litrów (a mężczyźni 6), dostają legitymację zasłużonego honorowego dawcy krwi i mają zniżki na leki i wchodzą do lekarza nawet bez kolejki. Mi jednak do tego daleko, bo na razie oddałam 900 mln D: 
Jednak polecam! Szczególnie jeżeli ktoś ma rzadką grupę krwi! Planuję od tej pory jeździć regularnie co 3 miesiące oddawać krew. 
Jeszcze wracając do przeprowadzki. Na początku było wesoło, szczególnie, gdy jeździliśmy po mieście busem i śpiewaliśmy "czarny chleb i czarna kawa", potem już tylko chcieliśmy to skończyć D:

Nie mogłam się powstrzymać! Grey dobrał się do listków truskawki *___*

I kończąc tym oto cudownym zdjęciem notkę, uciekam zmieniać myszoskoczkom ściółkę. Potem najprawdopodobniej idę pomóc przy gotowaniu Luśce, bo jej mama jutro ma urodziny - zostaliśmy na nie z Arusiem zaproszeni, a potem idziemy zjeść z Lunatyczką wiadro lodów. Jutro po południu na chwilkę chcę skoczyć na karuzelę, bo dni naszego rozkopanego miasta będą :c reszta planów wyjdzie w praniu. Trzymajcie się!

wtorek, 27 maja 2014

Dzień Mamy i wspomnienia

Co prawda z małym opóźnieniem, ale muszę uczcić Dzień Matki kilkoma słowami wytworzonymi za pomocą moich zacnych palców walących w klawiaturę do późnej nocy.
Mamo, mamo, kocham Cię jak nikogo innego na tym świecie. Ty jedyna mi ufasz, wspierasz, gotujesz jak nikt inny, a jak ktoś spróbuje temu zaprzeczyć, to będzie miał do czynienia ze mną. Jesteś artystką, optymistką, masz zabójczy śmiech, lubisz ze mną śpiewać, masz ogromne pokłady cierpliwości do swoich dzieci i męża, którzy zostali obdarzeni wybuchowymi charakterkami, jesteś skarbnicą wszelakiej wiedzy, potrafisz zapanować nad chaosem! Jesteś równocześnie bizneswomen i panią domu. Wszyscy Cię kochają, a już szczególnie Twoje dzieci <3.

Karteczka - zmusiłam pana, żeby zrobił mi serduszko na niej >D tak bardzo zła.
Kosz kwiatów, który sprezentowaliśmy razem z rodzeństwem mamie!
Z bliska - śliczne kwiatki
Różyczka C:
Mały liścik dla mamy - na rysunku to rude coś to ja! Na pismo nie patrzcie D:
Pierwsze truskawki z naszego ogródka! Wczoraj się nimi zajadaliśmy.
No i lampka wina na uczczenie Dnia Mamy! (Fajnie jest pić białe wino wytrawne, a potem zagryzać je truskawką! Chwila nieba wśród gorzkości!

Ode mnie mama dostała rafaello, kominek zapachowy, olejek zapachowy o zapachu brzoskwini i trawy cytrynowej, a od naszego całego rodzeństwa kosz kwiatów! To już rytuał. W pamięci wciąż mam Dzień Mamy przed przeprowadzką z jakieś 14, 15 lat temu. Jeszcze nie skończyłam wtedy przedszkola. Złożyliśmy się z braćmi, nie mając prawie żadnych funduszy przy sobie (tyle, co kieszonkowe) i kupiliśmy mamie ogromny kosz kwiatów! To wspomnienie wyjątkowo mocno zapadło mi w pamięci, bo mama pierwszy raz się przy nas popłakała ze szczęścia. Pamiętam, że chodziłam wtedy naburmuszona, bo wręczyłam mamie potem laurkę i spytałam: "A czemu teraz nie płaczesz?" XD. Tak, miałam 6 lub 5 lat ale doskonale to pamiętam!

To był dokładnie ten kosz kwiatów. A to małe, pulchne coś - to ja. Idąc moim tokiem rozumowania, za pewne chciałam udać motylka!

Ach, wspomnienia z dzieciństwa. Tak dużo mam ich w głowie! Może kiedyś się nimi z Wami podzielę na blogu? :3 A teraz wracając na ziemię. Mama oczywiście bardzo się cieszyła z prezentów!
Poza Dniem Mamy niewiele u mnie słychać, jednak czeka mnie teraz wiele fajnych wydarzeń. Zaczynając od jutra: jedziemy z Patrykiem i Arusiem oddać krew! O reszcie napiszę w następnej notce C: 
A teraz możecie się pochwalić co wy sprezentowaliście swoim mamom! 

niedziela, 25 maja 2014

Krótkie odwiedziny

Spędziłam całkiem miły czas u babci, jednak musieliśmy zmykać, póki alergia nie złapała mnie w swoje sidła. Nie robiłam zbyt dużo. W sumie to się obijałam i trochę pomagałam w domu. Podlewałam kwiatki, odkurzałam, grałam z tatą w koszykówkę, hasałam do sklepu po lody, męczyłam zwierzaki, siedziałam na ławeczce przed domem i czytałam książkę. A, no i jeszcze się objadałam, bo jak inaczej u babci?
Zauważyłam dziwną zależność u wiejskich mieszkańców. Jak widzą kogoś nowego to gapią się na niego jak na zwierzę w zoo. Co chwila szła jakaś zgraja chłopaków, kobiet, dzieci i się na mnie lampili. Ba, odwracali się do tyłu. Próbowałam sobie wmówić, że jestem cholernie olśniewająca, ale nie wyszło.

"Gra Anioła" coraz bardziej przypomina mi "Cierpienia młodego Wertera" D:
 Połamałam zakładkę :c
 W końcu jest tak gorąco, że mogłam pohasać w kwiecistej spódniczce!
 Maniek z miną a'la: "Zostaw mnie głupia babo, bo zrobię ci krwawy uśmiech"
 Miesiek. Zawsze cieszył się na mój widok!
 Babcia miała miętę pieprzową! Dostałam kilka sadzonek i jestem szczęśliwa <3
Naff w dziwnie poskręcanych włoskach. Niby wciąż ruda!

Miałam też okazję zobaczyć miejsce, gdzie spotkaliśmy się z Arusiem po raz pierwszy trzy lata temu! Przywołuje wspomnienia! Nigdy nie zapomnę zielonej wieżyczki, mojego szaleńczego biegu i niezwykle odważnego tulenia, które zaskoczyło Arusia. Tak, zanim go zobaczyłam już coś do niego czułam! W ogóle będąc u babci naszły mnie dziwne wspomnienia z dzieciństwa. Pamiętam, jak taki mały, naffowy pypeć kąpał się w wielkiej, metalowej misce i latał na golasa po całym podwórku, męczył malutkie koty, jeździł z dziadkiem na wozie, kąpał się w różowym kółeczku nad brudnym strumykiem, pił ciepłe mleczko prosto od kozy, a gdy już podrósł siedział na sianie w stodole i czytał książki z zasmarkanym nosem, masą chusteczek i malutkimi kotkami w butach, które usypiała głaszcząc. Ach, wspomnienia. To miłe, że to miejsce wciąż się nie zmieniło! A ja już taka duża (i wredna).
Muszę trochę opowiedzieć o dziwnych zdarzeniach sprzed wyjazdu. Najpierw opiszę... "oszukać przeznaczenie". Idziemy z Arusiem obok sklepu, patrzymy, a tu ciężarówka wjeżdża na jednokierunkową (pod prąd). Gościu urwał kabel od prądu ze sklepu. Mało w nas nie przywalił (w oczach miałam "Oszukać przeznaczenie" i kabel z iskrami, który zabija wszystko na drodze D:). Kierowca oczywiście kulturalnie popatrzył w tył i pojechał w długą. Gratuluje inteligencji.
Myszoskoczki. Ostatnio przychodzimy do domu, siadamy, wyjmujemy zimne somersby z lodówki i... coś zaczyna tuptać w łóżku. W łóżku? Sprawdziliśmy akwarium. Siatka była rozgryziona, a Sezam gdzieś zniknął. Otworzyliśmy łóżko, a on grzecznie hasał sobie po kołdrze i poduszce. Po tym wydarzeniu postanowiłam w końcu założyć im metalową siatkę D:
Pominę już kartonową przechadzkę z Wiolą o północy, gdzie zgraja pijaków pytała czy niesiemy w kartonach telewizory, a potem podsumowała nas tekstami a'la: "Jakie fajne tyłeczki". Wiocha na dzielni.
Oczywiście standardowo się rozpisałam. Ach, taki mój los. Uciekam. Trzymajcie się i życzę Wam miłego tygodnia! (tak, jakimś cudem wiem, że jutro jest poniedziałek).

czwartek, 22 maja 2014

Skrzypiec - a co to takiego?

Strasznie nie chciało mi się pisać notki - za bardzo się rozleniwiłam. Poprzednia z filmikami nie zyskała zbyt dużej popularności, tak więc postaram się ograniczyć wstawianie luźnych, kręconych tworów (dzisiaj ostatni raz, dzisiaj ostatni raz!) do minimum. 
Życie płynie mi powoli. Staram się siedzieć w domu, bo słońce źle na mnie działa. Czasem się zastanawiam, czy nie jestem z rodziny tych bardziej wampirowatych (Naffmpir powraca). Nienawidzę słońca, nienawidzę gorąca, nie lubię lata, nie lubię się opalać. Spójrzcie na zdjęcia poniżej - jestem blada jak dupa albinosa. Niestety, moja bladość została wczoraj naruszona. Siedziałam 3 godziny na słońcu i spaliłam sobie kolana, twarz i ręce. W takich sytuacjach co roku ratuje mnie spray chłodzący - dzięki ci, że jesteś.
Z jakieś kilka dni temu widziałam się z Lunatyczką <<klik>>. Po naszych spotkaniach zawsze się schizuję...

 Luncia wzięła ze sobą skrzypce. Uczyła mnie grać (nie każdy ma do tego talent XD)
Jedno z normalniejszych wspólnych zdjęć. Znacie to? Jak jedna robi głupią minę, to druga normalną!
 Naffisko nad wodą. Soł słit.

Zawsze mnie ciekawiło, czemu ludzie lubią podchodzić do mnie i moich znajomych. No i dlaczego nie chcą się tak łatwo odczepić. Gdy grałyśmy sobie kulturalnie na skrzypkach, podszedł do nas siwy pan z żubrem w ręku i zaczął mówić pijackim głosem: "Zagrajcie coś, zagrajcie!", "my nie umiemy!" - odpowiedziała Luncia (kłamca. No, przecież ja umiem XD - a tak naprawdę umie to Lunatyczka, ale zmniejszę czcionkę, żeby ślepi nie przeczytali). I tak nas męczył, męczył. Nawet nam powiedział, że nam zasponsoruje szkołę muzyczną, tylko mamy czas do 7 czerwca żeby nauczyć się grać, bo wyjeżdża do Anglii (wtf?!). "A to jest moja żona, fajna, nie? Zdała na prawo jazdy ostatnio!". Cieszymy się pana szczęściem! Pozdrawiają - skrzypaczki znad Bobru (taka brudna rzeka). W naszej podróży nie zabrakło też dmuchawców, jakiegoś dziwnego człowieka ubranego na biało, który rąbał siekierą drzewa (to było jak scena z horroru), nie zabrakło śmiechu i radości. Stąd dzisiejszy filmik. Trwa tylko 2 minuty, więc zapraszam do oglądnięcia! Dowiecie się jak nauczyłam się grać piękne arie w jeden dzień i jak wyglądają moje plomby (są czarne! dentysta mnie oszukał!).


My i skrzypiec imieniem Krzysztof (tak, skrzypiec). Nie odpowiadam za efekty uboczne w układzie nerwowym.
Przy okazji pochwalę się, że zaczęłam biegać w parku, yee! Trza spuścić z żył trochę tłuszczu! No i piszę znowu listy - stęskniłam się za tym! 
Na weekend jadę do babci za Kraków, a po naszym powrocie czekają nas dni naszego miasta! Pójdę na karuzelę, jestem szczęśliwa C:

wtorek, 20 maja 2014

Youtub'owe szaleństwo!

Tym razem mam dla Was aż trzy filmiki (czytelnicy pewnie teraz ciężko wzdychają), oczywiście nikomu nie każę ich na siłę oglądać. Przed nami kolejna seria 14-nastu pytań, degustacja japońskich słodyczy i krótki filmik przedstawiający moje dwa, kochane myszoskoczki! Zapraszam do oglądania, a także do subskrybowania <33 (KANAŁ).
Jeżeli mam być szczera, degustacja niezbyt mi wyszła, trochę się seplenię, muzyka się tnie itd., ale wstawiam, może akurat kogoś zainteresuje.


Na razie kończę z wszelkimi wymysłami filmikowymi - kręcenie i sklejanie to nie jest najłatwiejsza rzecz D; tak jak już mówiłam, może jeszcze powrócę kiedyś z jakimś ciekawym vlogiem. Trzymajcie się!

poniedziałek, 19 maja 2014

Niebieski torcik

Witajcie, kamraci. Od razu chciałabym Wam podziękować za miłe komentarze odnośnie mojego pierwszego filmiku. Od kilku osób usłyszałam nawet, że mogłabym vlogować, ale... wciąż nie jestem pewna, czy to coś dla mnie! Druga część odpowiedzi na pytania już nagrana, tak samo jak i degustacja japońskich słodyczy, czekają tylko na sklejenie C:
Wczorajszy dzień był miły. Rano prowadziłam wojnę z tortem - bita śmietana była na ścianach, na chlebaku, w ekspresie do kawy, na podłodze i na mnie. Zrobiłam go w godzinę. Miałam żółto-zielono-niebieskie łapy i niezbyt zadowoloną minę. Efekt końcowy mnie nie satysfakcjonował, ale ważne, że podobało się solenizantce! (i że się najadłam).

Wiola, to już 20 lat! Jesteś taka stara (mi zostały jeszcze 4 miesiące i kilka dni D:)
Różyczki z masy plastycznej, którą zrobiła mi Dorota - chwała Tobie, zacna kobieto!  Listki barwiłam sama, różyczki też sama skonstruowałam.
Epickie świeczki Wioli! Było ich 20-ścia i zostały zdmuchnięte dopiero za 4 razem, ale weź miej tyle powietrza w płucach, żeby zdmuchnąć wszystkie 20-ścia za pierwszym razem!
Tak ładnie sobie płoną.
To na tyle z etapów życia tortu. Potem został zjedzony - wolę wam zaoszczędzić tych makabrycznych scen...

Zbyt wielu zdjęć nie robiliśmy, ale po prostu nie było na to czasu! Cała 13-nastka (pechowo) wkręciła się w wir rozmów. Na samym końcu została nas 6-stka i było... przezabawnie. Z dziewczynami przegadaliśmy całe urodziny o sprawach jakże bardzo życiowych - dzieci, kiedy, co i jak (bo lepiej nie wiedzieć gdzie), o hindusach, o bananach (taka tam różnica między bananami z Polski a z zagranicy - nie pytajcie), o chorobie sierocej - mam takie dziwne przyzwyczajenie, że jak coś jem, albo po prostu siedzę, to kiwam się na boki, albo jak gdzieś trzymam nogę to mi chodzi jak młot pneumatyczny. Inna sprawa to ręce, którymi wiecznie coś muszę robić - identycznie miał Łukasz, tak więc siedzieliśmy obydwoje i kiwaliśmy się jak sieroty. Zawsze mnie zastanawiało czego to kwestia? Chyba jestem zdrowa (chyba).
To na tyle. Byliśmy na imprezie od 16 aż do 1 w nocy, najadłam się jak świnia i jestem szczęśliwa. Pozdrawiam sprzed laptopa.

sobota, 17 maja 2014

Naff odpowiada na pytania - cz.1

Dzisiaj dosyć krótka notka, ponieważ ostatnio nic się nie dzieje! Moje życie po szkole polega na tym, że albo siedzę w domu, albo biegam, albo (bynajmniej ostatnio) chodzę po sklepach w poszukiwaniu prezentów. Już jutro wybieram się na 20-stkę Wioli (robię jej niebieskiego torta!), potem czas na Dzień Mamy, no i ostatecznie 24 czerwca urodziny Arusia. Kasy coraz mniej, lenistwo coraz większe... i pomyśleć, że jeszcze tyle miesięcy wakacji D; pasowałoby znaleźć pracę (ale nikt mnie nie chce w tej dziurze!).
A teraz gdy sobie ponarzekałam, zapraszam do oglądnięcia 10-minutowego filmiku z 14-nastoma pytaniami od Was! <3 To pierwsza część, drugą postaram się nagrać jutro.


Trochę mi nagrywanie tego zajęło. To aparat zacinał się w połowie nagrywania (w pewnym momencie nawet się wycwaniłam i podłożyłam lusterko, żeby widzieć, czy nagrywa, czy mówię w pustą przestrzeń), to sąsiedzi włączali wiertarkę... wszystko przeciwko mnie! W końcu się jednak udało. Trochę się seplenię, ale cóż - ponoć taki mój urok (poza tym Aruś stwierdził, że jak się stresuję, to mam szczękościsk i nie otwieram prawie buzi XD - może stąd to seplenienie!). Jestem trochę blada, odcina mi pół twarzy, często mówię "yyyyy", robię dziwne miny itd. itp., proszę o wybaczenie, bo to... mój pierwszy raz!
Bynajmniej zapraszam do oglądnięcia! 

wtorek, 13 maja 2014

Wolność!

KONIEC MATUR!!!!! Tak, muszę ogłosić to całemu światu! Jestem niesamowicie szczęśliwa, bo od dziś mogę zacząć spokojnie czytać książki, pisać bloga, szaleć, spacerować, zacząć dbać o siebie... czeka mnie tylko egzamin zawodowy w czerwcu, ale nim się na razie nie martwię.
Angielskim ustnym trochę się stresowałam. Uważam, że mogło mi pójść lepiej, ale ostatecznie nie było źle. Hitem mojej wypowiedzi były tradycje świąteczne rodziny - "Naszą tradycją jest robienie pierogów i wkładanie tam "one grosz" XD", lub epickie pytanie: "Kiedy jesteś smutna?", Naff: "Kiedy nie mam co jeść :c" - egzaminatorka mnie poparła! Ostatecznie dostałam 21/30 pkt. więc chyba nie jest tak źle! Jak to powiedział mój egzaminator: "Czasami dostawałaś słowotoku, ale niektórych tematów nie rozwijałaś do końca" - no, ale weź człowieku gadaj cokolwiek przed komisją! Brakowało mi słów!
W ramach świętowania, wybrałam się dziś z Arusiem na kawę, a potem w plener porwała mnie Lunatyczka.

 Luncia, wybacz za to naćpane spojrzenie!
Znak zwycięstwa musi być. Lunatyczka tak nieśmiało zerka w obiektyw!
Tak, jestem ruda, a w sumie to czerwona. Włosy trochę mokre od deszczu, a oczka naćpane po maturze! 
Naff, jej twarz, jej plomby i epicki bez w cyckach. Luncia taka... spokojna!
Bez i moja torba w tle - dwie najpiękniejsze rzeczy na świecie!

Było fajnie. Siedziałyśmy nad zalewem, śpiewałyśmy z Krysią "hurt", robiłyśmy słit focie, głupie miny, rozmawiałyśmy, nawet nas deszcz dorwał - ale co to dla nas! Godzina szybko zleciała. To było może i krótkie spotkanie, ale miłe. Teraz będziemy widywać się częściej!
Ach, uciekam, bo Hell's Kitchen mnie wzywa >D! Trzymajcie się, kochani!

poniedziałek, 12 maja 2014

U Murzynka

Już na wstępie chciałam Wam podziękować za tyle cudownych pytań! To tylko jeden dzień, a uzbierałam ich aż 24. Może je jakoś podzielę? Czy zrobię filmik, czy zrobię notkę - tego jeszcze nie wiem, ale mój aparat robi często niespodzianki w postaci: "hej, po 3 minutach się rozłączyłem, a ty gadasz 10 minut, haha, dobrze ci tak! I hate you, Naff!". Tak więc zobaczymy.
Matura z biologii nie była straszna. Wczoraj od rana do 2 w nocy cisnęłam ją w ćwiczeniach, robiłam arkusze, czytałam notatki, specjalnie godzinę wcześniej wstałam, żeby sobie wszystko powtórzyć. Koniec końców pomyślałam: "Niech będzie, co ma być! Do Wrocławia i tak pojadę! Nikt mnie nie zatrzyma!". W naszej szkole maturę z biologii podstawowej pisały dwie osoby - ja i Bogusia i w takim samym składzie, dla odstresowania, wybrałyśmy się do kawiarni.

Zestaw - latte machiato i malinowy sernik z malinowymi lodami (10 zł!) Mniam! Tylko sernik trochę za słodki. Nie mogłam go do końca zjeść D:
Śliczne goździki - aparat nie chciał współpracować, wolał zaostrzyć blaszaną ozdobę!
Taki przyjemny płotek przy oknie. W ogóle miejsce miało taki... wiejski, miły klimat!
Podoba mi się ta tabliczka. "Kochaj życie, którym żyjesz!"
I my. Przy Bogusi to ja wyglądam jak pomidor, a ja nie lubię pomidorów XD

Bardzo fajnie nam się rozmawiało, a mówiłyśmy naprawdę o wszystkim. Od matur, przez rysowanie, pisanie i aż po książki. W końcu naszą sielankę przerwał starszy pan, który wtrynił nam się do rozmowy. Mówił coś o Apokalipsie. Ok? Spytał nas, czy jesteśmy studentkami medycyny (aż takim trudnym, biologicznym językiem mówiłyśmy XD?), gadał coś o tym, że umie sobie ściągnąć wszystko na komórkę i za każdym razem dodawał: "Przepraszam, że przerwałem, już się nie wtrącam" - i dalej zaczynał rozmowę. Bałam się go, ale jak zawsze grzecznie odpowiadałam D: w końcu wyszłyśmy z kawiarni. Odwiedziłyśmy jeszcze Daily - kupiłam dwie maseczki do twarzy (jak nigdy!), szamponetkę (CZERWONĄ!) i waniliowy olejek do kominka (promocje kuszą).
Jestem szczęśliwa. Jutro jeszcze tylko ustny angielski, którym na razie się w ogóle nie stresuje i koniec moich matur. Dobrze, że jest tylko raz w życiu. Jak Boga kocham (a nie kocham), znalazłam u siebie pierwszego siwego włosa i latałam z nim po całym domu, pokazując wszystkim, że siwieję ze stresu! Że nie wspomnę o kobiecych dniach, które wyjątkowo spóźniły się o ponad tydzień. Matko, co za stres. Teraz tylko egzamin zawodowy i wolność! Książki, dbanie o własną figurę, opowiadania, zdjęcia, blogi! Ach! Byle do jutra! 

niedziela, 11 maja 2014

Spytaj Naffa!

Przybywam na uno momento. Pomyślałam sobie, że ani razu nie odpowiadałam na żadne pytania, więc czemu by nie zrobić takiej notki a'la: "Pytaj Naffa o co chcesz". Jutro mam maturę pisemną z biologii, po jutrze ustną z angielskiego i to będzie koniec mojego maturowego terroru. Nie będę miała co robić, bo pracy wciąż szukam, siedzę na tyłku w domu, objadam się słodyczami, no i potrzebuję czegoś, co mnie odmóżdży (bo wszędzie widzę biologię). Tak więc... jeżeli ktoś ma pytanie, zapraszam, odpowiadam na wszystko, coć nie ukrywam, że czekam na coś oryginalnego! Może zrobię filmik, może napiszę w notce, zobaczymy.

Pierwsze lepsze zdjęcie, które wygrzebałam z czeluści karty SD. Uwielbiam bez!

A teraz ruszam do nauki z biologią. Czeka mnie dziś masa arkuszy, ćwiczenia i czytanie notatek.Trzymajcie za mnie kciuki, bo od tej matury zależą moje studia! Miłego tygodnia <3.

czwartek, 8 maja 2014

Czas na chillout

Większa część matur już za mną! Powiem szczerze - było różnie. Polski jak już pisałam - nawet łatwy, ale matematyką to nam taką dowalili, że siedziałam przed arkuszem i miałam łzy w oczach. Nie chciałam się jednak poddawać. Mała łezka kapnęła gdzieś z boku, bo serce się krajało, że tak wiele się uczyłam, a takie matematyczne zło w tym roku przede mną. Powtarzałam sobie: "Teraz chcesz się poddać? Walcz do końca, do ostatniej minuty! A może akurat coś ci się uda!" i wiecie co Wam powiem? Mój mózg chyba przekroczył poziom swojej 10%-towej używalności. Potem nie mogłam sobie odpowiedzieć na pytanie: "Jak ja zrobiłam te zadania?".
Płakałam z niemocy po maturze. Narzekałam, że nie zdam, że mi nie poszło, ale po przeliczeniu pkt. na internecie... nie, nie kraczę. Może nie będzie tak źle! Bynajmniej nasza matura matematyczna zyskała opinię najtrudniejszej wszech czasów (no, może lekka przesada, ale o 4 lata bym się pokusiła). Wszyscy chcieli też z miłą chęcią zabić turystę idącego do zamku!

Dzisiejsze drinki Arusia (czerwony z burn'em), Naff'a (tzw. zielona żaba XD) i Luśki (niebieska rapsodia). Poszliśmy do pizzeri odstresować się po maturach!
Wyszczerzony Naff na działce Luśki
Tak się ta niedobra Naff pizzy obżarła, że musiała trzymać brzuch!
Moja ręka chybiła o kilka centymetrów, ale to nic! Symboliczne "V" jest!

Angielski prosty, choć niczego w nim nie byłam pewna i coś mi się wydaje, że będę miała mniej procentów niż na próbnym (w liście miałam 180 słów i musiałam kreślić D:), a dziś? Dziś był ustny z polskiego. Po nocach nie spałam bo tak się przed nim stresowałam. Dzień przed nauczyłam się wstępu, zakończenia, wniosków i próbowałam sobie opowiadać całą prezentację przy stoperze. Wychodziło ok.14 minut. Rano uznałam, że nie będzie tak źle: "Ej, Naff, umiesz wszystko, a jak się rozpędzisz, to jak ruski czołg, nikt cię nie zatrzyma!". Byłam chyba jedyną osobą, która nie siedziała na krześle, tylko krążyła po sali machając bibliografią na wszystkie strony, jakby Szatan zawładnął moją ręką. Oczywiście mój wzrok padał cały czas na sufit - taki biały, interesujący. Miałam ADHD, a mówiłam tak szybko, że się chwilami sepleniłam. Tylko RAZ się zacięłam na 5 sekund, ale pomyślałam sobie wtedy: "Naff, chillout, już powiedziałaś połowę, dasz radę" i ruszyłam do akcji. Uważam, że wielką sztuką jest opowiadanie czegoś przez 15 minut i to własnymi słowami. Zawsze byłam nieśmiałą osobą i nawet takie zwyczajne mówienie do rówieśnika sprawiało mi problemy. Dziś uwierzyłam w siebie! Dostałam trzy pytania. Łatwe pytania. Dlatego za zaletę uważam używanie literatury, której egzaminatorzy nie znają. W moim przypadku był to: "Harry Potter i Komnata Tajemnic" (miałam przetłumaczyć jego nazwę), "Cierpienia młodego Wertera" (jest lekturą szkolną, to prawda, ale raczej wymagana jest w rozszerzeniu na maturze), "Biała Magia" (wiersz Baczyńskiego, którego na lekcjach nie przerabiamy) i "Saga o Ludziach Lodu". Pod koniec pani tylko powiedziała mi: "To koniec? Trochę krótkie i lakoniczne wypowiedzi" - ale anie trochę mnie to nie zestresowało. Matura ustna z polskiego na nic mi się  nie przyda, chcę tylko zaliczyć! Po 4 osobach ogłosili wyniki. Miałam najwięcej pkt. z całej grupy! 16/20! I wszyscy zdali ^___^! Teraz została mi tylko biologia (12 maja) i angielski ustny (13 maja). Wdech i wydech! Najgorsze za mną!

 Sezam. Tak, moje myszoskoczki żyją. Ostatnio codziennie hasają po biurku!
A tu... ach, on ma różne imiona. Szary, Lizus, Grey.

Muszę się jeszcze pochwalić, że przyszły mi dziś kit-katy o smaku zielonej herbaty! Jeszcze jedna wysyłka i myślę, że wstawię jakiś filmik, albo zrobię osobną notkę poświęconą moim japońskim zakupom słodyczowym!
Uciekam. Lada moment będzie lecieć Eurowizja, a potem muszę się pouczyć jeszcze biologii. Trzymajcie się <33

poniedziałek, 5 maja 2014

Matura!

No i poszła matura jak pociąg z dymem! Ach, te moje epickie porównania - to po maturze z polskiego! Może teraz się śmieję, ale mimo opinii wielu maturzystów, uważam, że nie było tak źle. Jestem zadowolona. Był tekst publicystyczny o miłości, na wypracowaniu troszkę się potopiliśmy (wszyscy mi mówili, że będzie "Potop" i proszę!), niektórzy mogli zatopić smutki w alkoholu na "Weselu" (zawsze sądziłam, że w tej lekturze nie tylko pili alkohol - oni ewidentnie coś ćpali). Wymyśliłam nawet epicki suchar. "-Co robią maturzyści na maturze z polskiego? -Uciekają przed potopem!" - badum tssss.
Mimo stresu i lekko porytej bani, nie jest źle. Jutro będzie gorzej, więc uśmiechnijmy się! Matematyko, nadchodzę!

A Naff jak zawsze radosny! Nie może być inaczej C:

Przed samą maturą na parterze czekała na nas nasza pani wychowawczyni. Życzyła nam udanej matury i dała po batoniku duplo (tak! tego najbardziej potrzebowałam! Glukozy!). To było niespodziewane, ale bardzo miłe! Wzruszyłam się. Oczywiście rano z partyzanta przywalił mi też kopa tata. W ogóle wszyscy mnie dzisiaj kopali, aż mnie tyłek boli. Ludzie mówią, że się nie dziękuje, ale ja nie umiem nie dziękować, zawsze mówię "dziękuję!".
O dziwo z sali wyszłam jako przedostatnia 10 minut przed końcem czasu. Nieźle. Jestem pełna nadziei, ale w dalszym ciągu boję się jutrzejszej matmy, prezentacji z polskiego i biologii. Mimo tego, jestem bardziej uspokojona. Zrobiłam 3 matury z matmy i wszystkie zdałam (kolejno: 50%, 62% łał, 46%), błagam tylko o to, żeby jutro nie było nic trudnego! 

Już bardziej uspokojona i wyciszona wersja mnie!

Życzcie mi powodzenia na reszcie matur, a tymczasem uciekam do nauki. Czeka na mnie prezentacja z polskiego, matematyka i biologia. Trzymajcie kciuki! <3