wtorek, 29 stycznia 2013

Przed wyjazdem...

Szkoła. Chyba niepotrzebnie szłam do niej z taką niechęcią. Trochę się za nią stęskniłam, a już szczególnie za koleżankami, odpałami lekcyjnymi i naszymi boskimi rozmowami. Nasza klasa jest w szczytowej formie! Pierwszy raz od trzech lat, wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że zwiewamy z ostatniej chemii. Niesamowite.
W pracy jaja - znowu obwinianie, że to ja z Wiolą ukradłyśmy pieniądze. Po moim powrocie szykuje się ostra kłótnia na inwentaryzacji, a tymczasem staram się niczym nie przejmować i szykuję się na jutrzejszy wyjazd do Arusia -^____^-. Musiałam dzisiaj trochę poganiać w związku ze studniówką...

Luśkowe akcesoria, które mi się spodobały <3333

Wydłużanie sukienki, ganianie za rajstopami, pożyczanie aparatu, lakierów i... robienie moich pierwszych w życiu tipsów u Luśki. Na zdjęciu widać efekty. Sama dobrałam się do kropek, bo chciałam, by było lekko po naffowemu. W zamian za to, wiszę koleżance babeczki czekoladowe z kolorową bitą śmietaną :D
Teraz idę się pakować i trochę sprzątnąć pokój przed wyjazdem, więc... bywajcie, bo nie wiem, czy następna notka nie pojawi się przypadkiem za 5 dni ;))

I na dobre zakończenie loczuś robiony dzisiaj - by nie wyjść z wprawy!

niedziela, 27 stycznia 2013

Brain error.

Cześć kochani~! Dzisiaj mam małego brain error'a, a to wszystko przez nagromadzenie zajęć w pracy. Dosłownie ani na moment nie usiadłam, a od ciągłego latania kręciło mi się w głowie. Beznadziejnie czuję się pracując tam. Ktoś kradnie pieniądze. Ciągle rzucają ci tysiąc rzeczy do zrobienia. Ciągle chodzę na zastępstwa na tygodniu. Obwiniają cię o coś, co sami robią. Plotki koleżaneczek z pracy. Bzdurne zarzuty do szefowej. Mam już dosyć, ale... nie mogę się zwolnić! Potrzebuję pieniędzy na wyjazdy do Arusia, które nie są tanie (175 zł w dwie strony). Dla niego poświęcę swoją psychikę...
A tak z milszych rzeczy.


Byłam dzisiaj u mamy w szpitalu. Jutro wraca do domu! Stęskniłam się za nią i za jej obiadami! Nie, żeby tata źle gotował. Tylko czasem nie posolił ziemniaków, zrobił mięso na starym oleju z frytkownicy... ej, ale frytki robił dobre! 


I specjalne babeczki robione dla mamy. Uwielbiam je! Siostra Arusia stwierdziła kiedyś, że smakują jak rafaello :)). Chcecie jedną? 
To były właśnie te przyjemne rzeczy. A teraz czas powrócić do nieprzyjemnych, czyli... witaj ponownie szkoło!

sobota, 26 stycznia 2013

Koniec jest bliski...

Hej kochani -^___^-
Niestety moje ferie powoli dobiegają końca i ze smutkiem przyznaję, że nawet nie udało mi się odpocząć! Pocieszam się jednak faktem, że do szkoły będę chodzić tylko dwa dni, a potem jadę do Arusia. Powód? Próba generalna poloneza (na której byłam zresztą raz) i... studniówka! Wczoraj po nauce jazdy udało mi się kupić nawet sukienkę <33


Taka mała zapowiedź. Nie potrafię kupić innej sukienki, niż w kolorze czerni! Ale tą wielbię, mimo tego, że jest troszeczkę przykrótka. Nawet zmieściłam się w rozmiar 36, a dla osoby, ktora ma 175 cm wzrostu i trochę ciałka to całkiem miła rzecz.
 Na jazdach idzie mi coraz lepiej. Dzisiaj jestem po 18,5 h i... zapisałam się na egzamin praktyczny! Mój koniec nastąpi. 6 marca o godzinie 8. I mam nadzieję, że przynajmniej wyjadę z łuku o___o ...
Dzisiaj dosyć ciężki dzień. W nocy spałam zaledwie 2,5h. Chyba w życiu nie widziałam bardziej zeschizowanej osoby niż ja. Jaki związek ma kalendarz szkolny z dzieciństwa (z twoim zdjęciem) spadający na podłogę i szwankujący skype, który sam wypisuje ci słowo: TY? Naff miała jedną myśl: Mój koniec jest bliski, to nie przypadek, że spada zdjęcie, a skype daje ci znak, że to o ciebie chodzi! ...Cóż. Bynajmniej oglądnęłam 3 odc. wampirów. Jestem padnięta. Ale obiecałam mojej mamie, że jak już będzie mogła jeść, to zrobię jej babeczki. Do dzieła!

czwartek, 24 stycznia 2013

Just open your eyes...

Mieliście kiedyś piosenkę, która mocno poruszyła wasze serce? Piosenkę, przy której mieliście ochotę żyć, wzruszaliście się, a nawet płakaliście? Mogę się założyć, że tak. Czego najbardziej szukacie w muzyce? Wsparcia, szczęścia, motywacji, może chwili wytchnienia, a nawet smutku? Naff zawsze szukała piosenek mających w sobie smutek. Brzmi dziwnie. Zupełnie jakbym się na siłę dołowała. Ale nie o to tu chodzi. Smutna melodia najbardziej trafia do serca, a gdy ma jeszcze pozytywne przesłanie tekstowe?...


"Po prostu otwórz oczy i zobacz, że życie jest piękne, Czy przysięgniesz na swoje życie,
Że nikt nie będzie płakał na moim pogrzebie?"

Sixx A.M zawsze rusza moje serce, a już szczególnie piosenką o tytule "Life is beautiful" w wersji akustycznej. 
Czasami mam ochotę zrobić filmik dla wszystkich pesymistów, ludzi na skraju załamania, ludzi, którzy mają naprawdę źle w życiu, bądź dla tych, co bez powodu się załamują. Motywujący filmik. I zaśpiewać im tak jak w piosence: Just open your eyes and see that life is beautiful. Bo jest naprawdę piękne, wystarczy tylko otworzyć oczy. Może to trochę ckliwe, ale w najgorszych sytuacjach życiowych staram się dostrzec optymistyczną odsłonę. Chciałabym pomóc ludziom, którzy jej nie widzą.


A wy kochani, macie jakąś motywującą piosenkę? Albo taką, co po prostu was rusza? Jaka to piosenka?Bynajmniej Naff zabiera się za gotowanie obiadu. Mama jest teraz w trakcie operacji.Trzymam za nią kciuki! A zobaczę ją niestety dopiero o 14.

środa, 23 stycznia 2013

Loczki i outfit!

Dzisiaj czuję się trochę jak rozchwiana emocjonalnie kobieta w ciąży i przed okresem równocześnie. Płaczę, później mam dobry humor, kocham, potem się denerwuję. Bardzo szkoda mi Arusia, który musi to znosić. A tak poza tym ostatnio coś mi odbiło i postanowiłam, że będę próbować zrobić sobie loki. Padło na prostownicę, bo moja dwunastowieczna lokówka już nie daje efektów jak kiedyś. W sumie przewodnim motywem była... studniówka Arusia. Fryzjer jest za drogi, więc postanowiłam skorzystać z mojego beztalencia włosowego.


Marne efekty. Ale to mój pierwszy raz, więc powoli się uczę. Na dodatek ta tona lakieru na moich włosach. I tak wiem, że nic nie da. Poznajcie moje włosy, które jak są poskręcane, to nie chcą się wyprostować, a jak są poskręcane, to jak na złość się prostują! KOCHANE MOJE WŁOSY!
I jako, że rozchwiany Naff jest rozchwiany, a co się z tym wiąże, ma dziwne humory i upodobania... Powitajcie pierwszy i może ostatni na tym blogu... Naffowy outfit!


Wiem, pozowanie to nie jest moja mocna strona, loczki też już powoli się psuły, ale ubiór osobiście kocham :33. Będę lecieć moi drodzy. Mama już w szpitalu, więc dom leży na całej mojej głowie. Obecnie jestem w trakcie robienia obiadu. A o 16 znowuż do pracy... cóż za ironia losu.

wtorek, 22 stycznia 2013

Piżamowo.

Nie, moi kochani, to nie tak. Nowotwór jak sama nazwa wskazuje to dosłownie: nowy twór i wcale nie musi być groźny! Fakt, może być złośliwy, ale może być też niezłośliwy. Mój, choć zwał się strasznie (potworniak), nie był złośliwy. Wycięli mi go i już raczej nie powróci. Czuję się dobrze i żyję, choć niemiło wspominam operację. Mojej mamie też nic nie grozi. Ma zwykłą torbiel.
Pomijając. Jest już dosyć późno, więc się streszczam. Próba robienia loczków prostownicą (nieudana zresztą) trochę mi zajęła. Więc o wczorajszym dniu! Pominę to, że całe południe przespałam. Dopiero wieczorem przyszła do mnie Niku i postanowiłyśmy, że zrobimy sobie małą nockę z małą wyżerką ;3


Co robiłyśmy oprócz jedzenia? Otóż oglądałyśmy pamiętniki wampirów. Nie wiem, na razie średnio podoba mi się ten serial, ale oglądam dalej.
Dużo śmiechu szło z wczorajszych głupich komentarzy serialu. "Smutny wampir jest smutny", "Zamknięte drzwi są zamknięte" oraz inne Sztefany, Jeremiasze i Alucardy. Nie pytajcie ;3.


Taki nasz piżamowy kontrast <3. Uwielbiam nocki spędzane z Niku. Znamy się już ok. 16 lat i takie nocki nigdy mi się chyba nie znudzą. Bo z kim się tak wygłupiać, jak nie z nią?
A teraz idę, moi drodzy. Jutro odwozimy mamę do szpitala, czeka mnie robienie obiadu i szukanie sukienki na studniówkę Arusia. Życzcie mi powodzenia!

Nienawidzę szpitali.

Jestem padnięta. Ledwo wróciłam z podróży, a już wołają mnie na zastępstwo do pracy. Oprócz tego od jutra na moich barkach będzie spoczywać cały dom. Zakupy, obiady, dom i inne. Całe szczęście, że mam jeszcze ferie. Od dwóch dni jeździliśmy z mamą do szpitala i okazało się, że będzie miała zabieg. Nie lubię tego oddziału. Sama 10 miesięcy temu leżałam na nim z nowotworem. Pamiętajcie: oddział ginekologiczny to zło. Pominę wczorajsze wycie rodzących kobiet i krzyki noworodków...


...A to jedyna rzecz, po którą warto tam wracać. Pyszna, gorąca czekolada. Towarzyszyła mi przez dwa dni oczekiwania i podczas mojego kwietniowego pobytu w szpitalu. Mama zabieg ma w czwartek. Nie jest to nic groźnego, ale fakt, trochę jej "wytną". Kobiety mają przewalone.
Następna notka po 21. Pozdrawiam~!

niedziela, 20 stycznia 2013

Nowy wystrój + tęsknota za wakacjami

Odkąd wróciłam, internet dosłownie odmawia mi posłuszeństwa. Na dodatek postanowiłam, że ściągnę sobie 3 pierwsze sezony Pamiętników Wampirów (to muli jeszcze bardziej), bo mam ochotę na oglądnięcie jakiegoś serialu. Polecacie, czy zniechęcacie? Może przynajmniej dziś uda mi się oglądać pierwsze odc. na tablecie w pracy.
Przejrzałam też wasze wyzwania. Niestety, niektórych nie mogę zrealizować - przykładowo: chciałabym pójść do sklepu z rana w piżamie i kapciach, ale najbliższy mam ok. kilometra od siebie. Sytuacja byłaby o tyle lepsza, gdyby było lato t.t... ale jeżeli macie jeszcze jakieś WYZWANIE DLA NAFF'A - piszcie.
Jeszcze ze spraw blogowych, jak widać, powstał nowy nagłówek.


Jest dla mnie w tle trochę za brudny, ale dzisiaj jakoś go rozjaśnię.
Męczyłam się nad nim z 2 godz., a Aruś widząc mój zbiór skupionych min na skypie, padał. Nagłówek w końcu odnoszący się bardziej do tytułu. Jest cytryna, którą wręczyło ci życie (nie moja wina, że Mikuru jest w stroju żaby) i ciasto cytrynowe (na szybkiego przerobiłam wiśniowe w photoshopie o___o)
Porównanie. Wiem, tragicznie to wygląda, ale w nagłówku, odpowiednio przyciemnione, nie rzuca się AŻ tak w oczy ^____^. Jest ciasto cytrynowe? Jest! Jak podoba wam się nowy wystrój?
Jeszcze a propos wcześniej wspomnianego lata... tak bardzo za nim tęsknię. Dodatkowo dobiła mnie jeszcze Nikola, która narobiła mi smaka na wakacyjne lenistwo!


Najlepsze wakacyjne rzeczy roku 2012. Naleśniki z owocami, najlepsze na świecie truskawki z własnego ogródka, poranna kawusia, gniazdka i świeże malinki oraz ulubiony komplet - sukienka w gwiazdki i kochane trampki *___*
Plany tegoroczne wakacyjne, odnoszą się w pełni do Arusia. Na ile koszty mi pozwolą, na tyle będę mogła zaszaleć. Oczywiście nie obejdzie się bez długich nocek raz u mnie, raz u niego! Planujemy też odwiedzić Kraków - chciałabym spotkać się tam z Noriko i Jogurcikiem, a może z kimś jeszcze, z blogowych sfer! Chcę też w raz z Arusiem pójść do jednej z restauracji Gesslerowej. Kto wie, może na Coke'a też się uda wpaść!
...Oprócz tego odwiedziny Wrocławia i Zielonej Góry. Moim skrajnym marzeniem, jest w końcu nawiedzić braci w Norwegii. Możliwy jest też coroczny wypad rodzinny nad morze i lenistwo u babci na balkonie lub na wsi, że nie wspomnę oczywiście o znajomych :)) Zapowiada się ciekawie, ale póki co, mamy nudne ferie, których wcale nie spędzam leniwie. Pracuję, robię kurs na prawko, wstaję codziennie o 5,6 rano, a w południe widuję się jeszcze z Niku. Żyć, nie umierać!

środa, 16 stycznia 2013

6 cudownych dni...

I tak jak obiecałam - jestem. Cała, zdrowa i zmęczona 9 godzinną podróżą. W drodze byłam od 9:30, a w domu znalazłam się o 21:30, więc jakby nie patrzeć, trochę tego było ;)). A teraz bez przedłużania, bo mam sporo do opowiedzenia.
6-dniowy pobyt u Arusia minął mi wspaniale i strasznie żałuję, że to już koniec. Przede wszystkim miło wspominam nasze bitwy śniegowe, rzucanie się po nocach w zaspy, McDonaldy, jazdę autem, lodowisko i... tak naprawdę wszystko było miłe! ...A zaczęło się od dworca autobusowego w Krakowie. 


Galeria Krakowska podbiła moje serce sklepem, w którym roiło się od azjatyckich rzeczy. Trochę z Arusiem nakupowaliśmy. Był też plan wypróbowania przysmaków z ciasta ryżowego, ale to kiedy indziej ;3.
Na zdjęciu krewetkowe chrupki, makaron ryżowy i Dr Pepper - czyli migdałowy napój - popularny w anime xP!  Ale mniejsza o japońskie sprawy. Oczywiście jak to my, musieliśmy mieć ciekawe przygody. Np. historia z rowem. Aruś jechał autem przez las i niestety warunki były na tyle śnieżne, że... nie zauważyliśmy rowu i prawie się w niego władowaliśmy. Czy ruszało się do przodu, czy cofało, cały czas auto spadało do rowu! Było naprawdę blisko, ale jacyś goście pomogli nam się wydostać. Uwierzcie, potem jechaliśmy z dala od jakichkolwiek rowów... 


...Oczywiście nie obeszło się bez krewetek w maśle z czosnkiem naszego autorstwa, a także naszej tortilli!
W sobotę byłam też na próbie poloneza i oprócz tego, że w końcu poznałam klasę Arusia, nie stało się nic. Poloneza szybko załapałam i myślę, że nie będzie źle! Przez dwa dni chodziłam też z Arusiem do szkoły. Albo przesiadywałam u niego w bibliotece i czekałam na niego czytając książkę, albo szwendaliśmy się po pizzeriach, a raz nawet wbiłam do niego na lekcję historii do muzeum. Gościu nawet się nie skapnął, że ja nie stąd XDDD...


Ciekawa była też degustacja. Przyjechał wujek Arusia, który kończył 70 lat. Zostawił nam wino. I od tego się zaczęło xP. Najpierw to, potem babcia dobrała się do nalewek i próbowaliśmy wszystkiego po trochu, potem "wina z ziem odzyskanych" - jak to mówi mama Arusia (czyli inaczej: wino mojej mamy), a śmiechu przy tym było tyle, że naprawdę...
Pisać mogłabym o wyjeździe naprawdę wiele, ale niestety jest już późno! Wiedzcie, że po prostu było wspaniale :)) i że w drodze powrotnej miałam wifi. Peace.

W drodze...

Hej ^^ z tej strony Naff siedzacy na tablecie w autobusie z wifi (tak, zacieszam) Wiem, ze bardzo dlugo nie dawalam znaku zycia, ale to dlatego, ze pobyt u Arusia przedluzyl mi sie i dzialo sie tyle, ze po prostu nie bylo kiedy. To byla najdluzsza przerwa na Naffowie! wiec troche musze nadrobic. Na szczescie mam ferie. Notka pojawi sie dopiero poznym wieczorem. Aktualnie autobusem z Krakowa zmierzam do Wrocka. Zostanie mi jakas godzina we Wroclawiu, a wiec pewnie pojezdze ulubionym tramwajem. Na razie czuje sie strasznie po pozegnaniu, pocieszam sie jednak faktem, ze za dwa tygodnie znowu przyjezdzam do Arusia. Tym razem na jego studniowke.
Projekt wyzwaniowy niedlugo zaczynam, a tymczasem uciekam pograc w angry birds >D pozdrawiam was kochani!

wtorek, 8 stycznia 2013

Wyjazdy, wyjazdy...

Hej! Dzisiaj jeden z tych dni, gdy ma się ochotę tylko i wyłącznie spać. Na lekcjach dosłownie usypiałam, a gdy wróciłam do domu spałam od 15 do 19:30 - obudziłam się w trakcie tylko na chwilkę, gdy mama wparowała mi do pokoju, zjadła moją czekoladę i zostawiła mi w zamian sos sojowy do sushi xd.
To wszystko przez nocne rozmowy do późna z Arusiem. Ostatnio, by przypomnieć sobie stare czasy, graliśmy a grę: Pytanie za pytanie ^___^. Na początku naszego związku bardzo pomogło nam to się poznać. Teraz znamy się już naprawdę dobrze, więc ciężko było wymyślić jakiekolwiek pytanie! Tak poza tym dostałam dzisiaj paczuszkę od Arusia z pendrivem. Będę się uczyć w ślepo tańczyć poloneza. Życzcie mi powodzenia!

W końcu użyłam kadzidełek od Arusia. Są boskie, ale nic nie przebije samego pudełka :D
I dzisiejsza niespodzianka od braci ;)) - niestety wyjeżdżają już w czwartek. Kto mnie będzie karmił?!?!

Moje plany co rusz się zmieniają! Okazuje się, że już za trzy dni, mogę spotkać się z Arusiem! Będzie to moja pierwsza podróż autobusem do niego (zazwyczaj spotykaliśmy się u niego, jak jechałam z rodzicami do babci w jego okolice). Ale na razie nie kraczę. Czekam do 10-tego na wypłatę. Życzcie mi powodzenia!
Jest jeszcze jedna rzecz, o której chcę wspomnieć w notce. Wpadłam na pewien pomysł, a mianowicie filmik w którym umieszczę WYZWANIA DAWANE MI PRZEZ WAS ;DD. Co wy na to?

poniedziałek, 7 stycznia 2013

We love sushi!

Dzień jak co dzień, z wyjątkiem tego, że nie byłam w szkole. O 11 miałam jazdy i strasznie się zapuściłam - robiłam dużo błędów na drodze! Potem sprzątanie i robienie testów. Robię je 10 raz i cały czas zdaję, więc... nie jest źle ;)). A oprócz tego, tak jak mówiłam, dzisiaj wzięłam się za robienie sushi, a dokładniej: Philadelphia Maki!

W końcu wykorzystałam zestaw do robienia sushi z Biedronki :)))
Łosoś, ogórek, a potem doszedł jeszcze serek :3333.

Coś mi się to sushi rozpłaszczyło, ale co tam :DD. Było smaczne. Zrobiłam wersję i ostrą (z wasabi) i łagodną, a ręce to mi do tej pory pachną algami nori! Całą sushi kolację spożyłam z rodzicami. doszła do tego jeszcze zielona herbata parzona w specjalnym dzbanuszku <33


Wyborna kolacja, nie ma co. Potem doszło jeszcze ciasto z bitą śmietaną. Brzuch był pełny! 
Dziękuję kochani za miłe słowa, mam nadzieję, że jak będziecie trzymać za mnie kciuki, to zdam ^___^

Testowo...

Hej~! Trafiła mi się deszczowa niedziela, którą niestety musiałam poświęcić na naukę pytań do testu teoretycznego na prawko. Zostały 3 dni! Mam nadzieję, że mi się uda, tym bardziej, że mogę zdawać tylko raz! (19 stycznia wchodzą nowe zasady i musiałabym przerabiać nową bazę testową). A tak poza tym, dzisiaj mamy wolny dzień od szkoły ;)). Póki co lenię się, grając w Angry Birds na tablecie - uzależniłam się od tego!


...A jutro planuję zrobić coś pożytecznego. Czytaj: sushi. Od czasu odwiedzin Planet Sushi, mam codziennie na nie ochotę! Może też w końcu powrócę do pieczenia babeczek?

sobota, 5 stycznia 2013

Chaotycznie

Hej ^___^ powraca wasza zmulona i śpiąca Naff, która standardowo po przerwie świątecznej, nie może się pozbierać. Pocieszam się faktem, że 14 stycznia zaczną się ferie, a 1 lutego wybywam do Arusia na jego studniówkę. Załamuje mnie zaś fakt, że 10 stycznia mam... EGZAMIN TEORETYCZNY NA PRAWKO! Tylko 5 dni! Tak mało czasu na przygotowania...


Słit focia z Arusiem w przymierzalni. Znacie chłopaka, który dałby się na to namówić ;))? - fotka przywołuje wspomnienia. A szczególnie dzień 1 stycznia, kiedy to wybraliśmy się do praktycznie zamkniętej galerii dominikańskiej i pojechaliśmy windą na ostatnie piętro. Nigdy nie zapomnę tego pięknego widoku i... głosu z głośnika: "Proszę opuścić parking na poziomie 6"
Wiem, notka trochę krótka i chaotyczna, ale padam z nóg, uwierzcie. Zaraz pójdę się przespać. Na szczęście jutro nie idę do pracy. Miłego weekendu!

czwartek, 3 stycznia 2013

Sylwester we Wrocławiu!

Wrocław. Chciałabym tam kiedyś mieszkać. W przeciwieństwie do małej mieściny, w której mieszkam, tam akurat coś się dzieje, a Sylwester jaki tam przeżyłam skłania wręcz do wielbienia tego miasta <3 No, dobra. Jeszcze tramwaje do tego skłaniają.Tak, może to zabrzmi głupio, ale pierwszy raz w życiu jeździłam tramwajem (8-mką i 9-tką!) i strasznie mi się to spodobało! A jechałam nim do naszej ulubionej, galerii dominikańskiej w celu zrobienia zakupów na 2 dni życia w hostelu <333


Zakupy w Carrefourze. Oczywiście jak się okazało, niektóre rzeczy i tak musieliśmy wyrzucić, ale... ważne, że przeżyliśmy ten czas :DD.
Jak już mówiłam, rynek był nasz! Czyli kręcenie się wokół wrocławskiej sceny, restauracja sushi, zwiedzanie i jazda tramwajem. Mimo wszystko najlepszy czas spędziliśmy w hostelu, wypełniając 18-naście życzeń z listy i jedząc co nam wpadnie w ręce!


Na naszym hostelowym, osobistym tarasie :DD
lista 18-nastu życzeń ^____^


Zdecydowanie jedną z najlepszych przygód, była przygoda z lampionem, który już bardzo dawno chcieliśmy puścić. Wyszliśmy na nasz taras, odpalamy lampion, leci, leci... i wylądował na drzewie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby wiatr nie pchał go do przodu tak, że w końcu się podpalił. Zaczęłam panikować krzycząc: Aruś, zrób coś, bo drzewo się zapali! a Aruś chwycił za krzesło, za suszarkę od ciuchów i zaczął tą suszarką w lampion walić XD. Myślałam, że padnę ze śmiechu. Lampion wyleciał za taras i... ZONK. Znowu wpadł w drzewo. Co zrobiła Naff? Skoczyła przez balkon jak ostatni wariat na ziemi i stając na palcach zdjęła go. Aruś ugasił ogień, a potem wspólnie zastanawialiśmy się jak wrócić na taras.
 Lampion  niestety się spalił, ale zostawił po sobie kupę śmiechu i myśl, że nie potrzebujemy go, aby nasze marzenia się spełniły ^____^


Ok. 23 wybraliśmy się na nasz pamiętny, wrocławski most. Jak się okazało, było tam strasznie dużo ludzi! Przenieśliśmy się więc na dolne partie i uwierzcie, taki widok jaki tam był, to poezja. I to siedzenie na schodkach przy Odrze na kolanach Arusia. Pominę to, że dostałam petardą w tyłek!



Niewiele udanych zdjęć fajerwerek posiadam, a to dlatego, że wszystkie wychodziły, jakby po nich podświetlane plemniki fruwały. DOSŁOWNIE.
Najfajniejszą wrocławską niespodzianką byli ludzie. Myślałam, że padnę jadąc autobusem i tramwajem oraz słuchając ich cudownych rozmów. "A pan jest kanarkiem?" <--- (w tramwaju o kanarach) "Nie, ale czasem sobie ćwierkam z rana", "A zaćwierka pan?". Albo: "Bileciki do kontroli", "Ale się panu żarcik wyostrzył!". I goście z busu, którzy śmiali się, że im autobus 253 uciekł i chcieli, byśmy z nimi jechali dalej XD. Albo to: Wesołego! - do obcych ludzi i przybijanie piątek!


Później już tylko hostel, świeczki i szampan. W sumie zasnęliśmy szybko i... późno wstaliśmy ;)). A więc Sylwester jak najbardziej udany i najlepszy jaki do tej pory przeżyłam. Chcę mieć taki co roku!

Piszę, co chcę.

Ostatnio mój blog wzbogacił się o "czytelników"-znajomych z mojego miasta. Domyślam się jakim sposobem Naffowo dostało się w łapki innych i... w sumie mi to nie przeszkadza.
Mój stary blog też się kiedyś dostał w niepowołane ręce, więc miałam trochę nieprzyjemności związanych z kpinami ludzi. "Hahhaa prowadzi bloga!", "Lol. Ale wstawia zdjęcia". Wtedy zmieniłam adres. Dziś, nie zamierzam tego robić, bo zwyczajnie mi to nie przeszkadza.

Dzisiejszy prezent od Gosi z którą byłam się pożegnać. Będziemy tęsknić! (mały przerywnik
w pisaniu xP)

 Blog to taki mały, prywatny świat, do którego większość waszych znajomych nie ma wstępu. Nie chcecie się nim z nikim dzielić. Fakt, też nie chcę. Aruś i Niku to jedyne osoby, które dotąd wiedziały o jego istnieniu i lubiłam się z nimi Naffowem dzielić. 
Po głębszym zamyśleniu, uznałam jednak, że... hej. Nawet jeśli i Naffowo stałoby się obiektem kpin, czemu mam się tym przejmować? Lubię blogować, robię to od 10 roku życia, kocham swoje życie, jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi, mam co opisywać, jestem dumna, piszę co myślę i z nikim się tym w życiu codziennym nie muszę dzielić, a jeżeli komuś się nie podoba, niech nie czyta. Oczywiście nie ma to na celu obrażenia osób z mojego miasta. Szanuję ludzi i ich zdanie. Po prostu naszła mnie chwila refleksji w razie kolejnych nieprzyjemności. Yo, peace. Każdy człowiek robi co chce, a wszystko co przeczytasz, jest na twoją odpowiedzialność, nie moją, naffową. Pozdrawiam~!

PS. A tymczasem na Naffowie, skaczą statystyki ;3.
PS2. Teraz idę się trochę pouczyć, a potem dokończę wrocławską notkę.

środa, 2 stycznia 2013

Planeta sushi!

Wróciłam! I żałuję, bo było naprawdę cudownie!
Wrocław to boskie miasto, szczególnie w Sylwka, kiedy każdy z każdym składa sobie życzenia na ulicy - lepiej niż w święta! Więc polecam :33. A teraz coś z dnia naszego przyjazdu. Witajcie w Planet sushi!


Jeden z naszych główniejszych celów podróży po rynku wrocławskim. Zawsze chcieliśmy wspólnie wybrać się do japońskiej restauracji!
Planet sushi, to chyba najlepsza restauracja, w jakiej byłam! Ładny wystrój, przemiła obsługa i cudowni kucharze, którzy dali sobie zrobić zdjęcie :DD. Że nie wspomnę o jedzeniu. Więc jeśli będziecie kiedyś we Wrocku, wpadajcie na rynek i szukajcie!


W raz z Arusiem postanowiliśmy, że zaszalejemy i zamówimy sake, czyli japońskie wino produkowane z ryżu. Zawsze chciałam je spróbować! Dostaliśmy karafkę na ciepło i na zimno. Nie lubię alkoholu, ale było na pewno lepsze niż wódka.


Jak to zjedliśmy, byliśmy tak pełni, że ledwo stamtąd wyszliśmy, ale pomijając! Najlepsze były te z pomarańczowym kawiorem, te polane słodkim sosem i te na końcu obwinięte łososiem! Arusiowi smakowała reszta. Takie niedomówienie smakowe :DD




Na pierwszym zdjęciu: Unagi Maki. Boskie. Dopiero teraz przeszukując stronę restauracji, dowiedziałam się, że jadłam węgorza.
Na drugim zdjęciu California Kani. Nienawidzę czarnego kawioru, ale ten... pokochałam!
I na trzecim zdjęciu - to z wystającą krewetką: Sensei maki. W tle to zielone: Philadelphia chick, a to na szarym końcu z łososiem: Philadelphia Maki. Palce lizać!


Nieważne gdzie, nieważne czym, oczywiście Naff musiała się podpisać ;)). A propos tego kwiatka różowego. Już kiedyś miałam przyjemność spróbować owej rzeczy, więc zgaduję, że to imbir. Nie polecam!
Naff tak się podjarała restauracją, że zostawiła swoje ostatnie 10 zł jako napiwek. Razem z Arusiem stwierdziliśmy, że zostaniemy degustatorami wrocławskich restauracji!
To na razie mała cząstka opisu dnia sylwestra. Myślę, że jutro napiszę więcej! Jeszcze raz Szczęśliwego Nowego roku! 

wtorek, 1 stycznia 2013

Podsumowanie roku 2012.

Rok 2012 był chyba najbardziej ekscytującym i zarazem ekstremalnym rokiem w moim życiu. Zmieniłam się ja, zmienił się mój świat i naprawdę wiele, wiele innych czynników. Co tu dużo gadać? 2013 - bądź dla mnie dobry! A teraz zapraszam was, do skróconej naffowej historii roku :333.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Nowy rok, zaczął się małą imprezą z Niku, z którą zgadałam się w sam dzień Sylwestra. Bawiliśmy się dobrze, jak to my! Poniżej zdjęcie Naff'a z tegoż dnia. Miałam wtedy jeszcze króciutkie włosy ;))


Większe wydarzenia, miały miejsce już na samym początku 2012 r. Pod koniec stycznia, poznałam zupełnie inną osobę, niż do tej pory. Był zabawny, kochany, może lekko nieśmiały. Miał praktycznie takie same zainteresowania jak ja. Słuchał tej samej muzyki. Już samo pisanie z nim, wprawiało mnie w pewien stan euforii. Tak, moi drodzy, właśnie tak poznałam Arusia.


Jedno z naszych pierwszych, wspólnych zdjęć. W raz z Arusiem jesteśmy razem dokładnie od 2 kwietnia. W ciągu naszych spotkań, rozmów, listów i innych takich, poznaliśmy jak smakuje pierwsza miłość, budowaliśmy zaufanie, tworzyliśmy własne teksty i słowa (np. buraczenie=rumienienie się, kotkowanie=udawanie kota). Był to też pewien czas rozpaczy. Pamiętam, że nigdy w życiu tak dużo nie płakałam. I pierwszy raz w życiu tak mocno za kimś tęskniłam!


W ciągu mojej historii, zdążyłam też stworzyć jedną, wielką grupę przyjaciół nazwaną: Japa Team. Składała się ze mnie, z Gosiaka, Lusiaka i Krawca. Utworzyliśmy się będąc rozbitkami. Ja, wykluczona z wcześniejszej grupy, Krawcu po zdradzie przyjaciela. Bawiliśmy się razem świetnie! 
Zdjęcie przedstawiana nas w moim domu, gdzie na długiej przerwie robimy grupowe przepisywanie zadania z fizyki :33.




W tamtym okresie czasu, Luśka i Gosia były mi naprawdę bliskimi przyjaciółkami. Potrafiły mnie wesprzeć nawet w najtrudniejszych sytuacjach życiowych. Chociażby w momencie, gdy dowiedziałam się, że mam nowotwór jajnika.


Chyba jedyne zdjęcie ze szpitala. Robione dokładnie w dzień operacji. Był to mój pierwszy zabieg i byłam przerażona myślą, że mam nowotwór i coś mi będą wycinać. Chwile jakie przeżyłam w szpitalu na oddziale ginekologicznym, wcale nie były miłe i nie życzę temu żadnej osobie w tak młodym wieku. Szczególnie nie życzę im dźwięków porodówki z piętra wyżej w nocy i szpitala psychiatrycznego na przeciw.

Zdjęcie robione po moim powrocie po operacji do domu. Siedziałyśmy wtedy na ogródku.

Zdjęcia ze szczęśliwego dnia, kiedy po operacji mogłam w końcu wybrać się gdzieś dalej!
I zdjęcie robione całkiem niedawno po przygodzie u chińczyka i z gościem od cytrynówki!

Moim dużym wsparciem, była też wtedy Niku, która ciągle wpadała do mnie, gdy już wróciłam ze szpitala do domu. W ogóle z Niku mamy za sobą wiele ciekawych sytuacji z całego roku. Wspólna praca, sytuacje z cytrynówką, pierwszy papieros, pierwszy alkohol. To tylko część naszej 16-letniej już znajomości!


Życie leciało beztrosko. Nasza grupa powiększała się. Bardzo w tamtym czasie zżyłam się z Wiolą, która zaprosiła mnie na swoją osiemnastkę. Niestety po niej wszystko zaczęło się sypać. Połowa odpadła, Gosia wyjechała do Anglii... jednak do ostatniej chwili byliśmy radośni.


Jeszcze w pełnym składzie, zrobiliśmy dla Gosi grilla pożegnalnego, gdzie powstała pamiętana do tej pory piosenka o czystej kiełbasie bez konserwantów ;33. 
Słowa Gosiaka przy pożegnaniu tkwią we mnie i motywują mnie do dzisiaj. "Marlu, bądź silna".


Czerwiec. Pamiętny czas. Po raz pierwszy spotkałam się wtedy z Arusiem we Wrocławiu. Nigdy w życiu nie jechałam sama autobusem, rodzice nie chcieli mnie puścić, jednak po wielu błaganiach... udało się! Był to mój pierwszy wypad do Wrocławia. Od tej pory, było to stałe miejsce naszych spotkań.

Jedyne zdjęcie z pierwszego dnia tam. Wtedy jeszcze nie pracowaliśmy.

Znajomość utkwiła w punkcie: Ja, Luśka, Krawiec. Wszyscy w trójkę, postanowiliśmy podjąć się wakacyjnej pracy w restauracji. W tym celu wybraliśmy się do miejscowości zwanej Darłówko, nad morze. Pracowałam z Luśką w małej "kawiarence". Jednak szybko zostałam wrzucona na 12-godzinną pracę kelnerki, gdzie nie dawali mi jedzenia, byłam opierniczana przez szefową i byłam na skraju nerwowego załamania. Na domiar złego chorowałam tam, wymiotowałam i miałam mocne bóle brzucha. Wszystko spowodowane było operacją. Wtedy po raz pierwszy przeżyłam poważną kłótnię z Luśką. W dniu wykończenia psychicznego, gdy zwolniłam się z pracy, poszłam ze znajomą na plażę i... nie powiem, ciekawie się na plaży działo.


Darię mimo wszystko wspominam dobrze. Była z innej ligi, ale pocieszała mnie i przytulała, tak naprawdę mnie nie znając. Wtedy moim wielkim wsparciem byli też rodzice. Tego samego dnia zadzwoniłam do nich z płaczem, by po mnie przyjechali. Chwila moment i zbierali się do wyjazdu, a byłam ok. 500 km od domu.


Reszta wakacji minęła mi, na leczeniu psychiki po pracy. Czułam się beznadziejnie, że nie podołałam temu wyzwaniu. Bałam się, co będzie, jeśli dostanę inną pracę. Z pomocą przyszedł mi Aruś. Często tamtego lata spotykałam się z nim. Jednak największą radość, sprawiło nam, kiedy pierwszy raz nocowałam u niego, a on potem nocował u mnie ^____^ był to i najszczęśliwszy czas i najdramatyczniejszy, gdy już się skończył.

U Arusia na dniach jego miasta, gdzie grało Video i gdzie wygrał mi miśka <33
To zdjęcie robione już u mnie w mieście :33

Wrzesień. Założenie Naffowa! Było to dokładnie 15 września, w urodziny mojej mamy. Mimo ciężkich początków, dalej tutaj jestem. Do dziś śmieję się z pierwszych notek :)) 


Wrzesień i... październik. Czyli długo oczekiwane, 18-naste urodziny Naff'a! W gronie przyjaciół zostałam sprana pasem, ale za to świetnie się bawiła!


Życie przyniosło za sobą nieoczekiwane wydarzenia. Dostałam szansę na naprawę po nieudanej, wakacyjnej pracy w restauracji. I tak oto zaczęłam pracować w kiosku w netto. Na początku miałam dużo problemów, bo przy moim pierwszym razie zaczęły psuć się komputery, często coś nie działało. Był to trudny czas, ale ostatecznie podołałam i nabrałam wiary w siebie! Później zaczęła pracować ze mną Wiola :)). Do dziś wspólnie radzimy sobie z tajemniczym znikaniem kasy, opierniczami szefowej i uciążliwymi zastępstwami na tygodniu...

lizaki, które codziennie tam spożywałam xPPP. Innego zdjęcia niestety nie mam.

...Nie wspomnę o prawie jazdy, gdzie już na drugiej jeździe zostałam posłana do wielkiego, niezmierzonego miasta! Prawo jazdy idzie mi powolnie, ale niedługo będę zdawać teorię.


To tylko część tego, co przypomniały mi fotki z datą "2012". Jednak warto robić foldery ze zdjęciami w raz z datami ;))). 
Ten rok był naprawdę wspaniały. Równocześnie i szczęśliwy i smutny. Pierwszy raz był on jednak aż tak ciekawy. Wkroczenie w dorosłość, pierwsza praca, prawo jazdy, pierwsze doświadczenia, pierwsza miłość, pierwsze dramaty, tęsknota, płacz, przyjaciele, odjazdy, przyjazdy, szpital... Chyba wszystkie zaskakujące rzeczy zostały umieszczone w roku 2012! Mimo wszystko można powiedzieć, że rocznik '12 umocnił mój charakter i dodał wiary w siebie. Z pesymistki 2011 roku ostatecznie powróciłam do normy i jestem tutaj, by tworzyć dalszą historię, tym razem z rokiem 2013 ^____^.