środa, 11 listopada 2015

Witaj, Elis!

Znacie ten stan, kiedy fruwacie z głową w chmurach i bez przerwy robicie głupie rzeczy? Ja to znam doskonale. W ostatnich dniach wzbogaciłam się o kilka ciekawych wpadek. O dziwo, większość z nich związana jest z tramwajami.
"O, nie, odjeżdża mi tramwaj!". Biegnę przez ulicę, biegnę, dopadam tramwaj, wciskam przycisk, dlaczego się nie otwiera?! Nagle jadą na mnie auta, co jest do cholery? Tuż obok przejeżdża ciężarówka, ludzie trąbią, a Naff dopiero ogarnęła, że tramwaj stoi na światłach - przystanek był odrobinę... ehm, dalej. Pominę oczywiście to, że niepotrzebnie się spieszyłam, bo tramwaj i tak nie ruszył - jakieś auto dachowało na torach.
Jestem po zajęciach. Szukam telefonu. Wsiąknął. Koleżanka mówi, że zadzwoni. No, gdzie mój telefon? Fuck, coś mi wibruje w brzuchu. JAK?! Przecież nie zeżarłam telefonu! A, no tak. Mam go w kieszeni bluzy.
Jadę na zajęcia z lekką tremą przed prezentacją. Wsiadam do tramwaju. Wow, dużo ludzi jak na tą porę. Hej, gdzie ten tramwaj nagle skręca? Hej, jaki to tramwaj?! Och, to nie 7. TO 17. Wysiadam na jakimś przystanku niedaleko rynku, już dawno spóźniona na zajęcia, nie wiem gdzie jestem, tylko intuicja mnie prowadzi (nie wiesz gdzie iść, idź przed siebie, aż coś nie wyda ci się znajomego). Wbiegam zdyszana na salę, gubię szalik. Dziwne, że nie zgubiłam głowy.


Jedno z zakupowych marzeń spełnione, aczkolwiek projekt nie do końca mi się podoba. Spowodowane małymi problemami z allegrowiczem, który odpowiedział mi na e-maila po tygodniu. Ach, ten profesjonalizm. Za wystawienie neutrala dostałam długą odpowiedź z wywodem. Ostatecznie cofnęłam komentarz, bo widziałam, że gościowi naprawdę na tym zależało i na dodatek w ramach rekompensaty, dostanę drugą koszulkę w cenie o połowę niższą. Warto skorzystać. Nie jestem potworem, a każdy popełnia błędy.

Ostatnio co weekend gdzieś wybywaliśmy. Wyprawa do babci w piątek, była naszą jak na razie ostatnią wyprawą, teraz będziemy siedzieć we Wrocławiu.
A u babci - jak u babci. Masa żarcia, pełne brzuchy, siedzenie przed telewizorem i rozmowa. Było też wspominanie starych czasów i oglądanie albumów. Zobaczyć własnego tatę jako dzieciaka albo nastolatka, którego obejmują wszystkie dziewczyny z klasy - zabawne. Było też kilka zdjęć małej Naff! Ach, wspomnienia wracają. Najlepszy i najbardziej leniwy wakacyjny czas, zawsze spędzałam u babci z książką na balkonie. Gdy byłam całkiem mała, spałam u niej z kuzynkami. Naszą najlepszą bazą do zabawy była różowa łazienka i... wanna. Tak, przesiadywałyśmy w niej kilka godzin i bawiłyśmy się w odlotowe agentki, w Dragon Balla, księżniczki, czasem robiłyśmy też "mieszanki babuni" z różnych płynów. I te najlepsze na świecie potrawy babci, takie jak sztuka mięsa, ryba z cebulką i jajkiem czy pieczony w piecu kurczak ze złocistą skórką. Mmm (Naff jak zwykle o żarciu, nawet pisząc coś wcina).


Jedno z albumowych zdjęć. Mały Naff w słodkim wianku i elfim uchem, podczas sypania kwiatów na nabożeństwie majowym. I pomyśleć, ze lubiłam je tylko ze względu na sypanie kwiatków.

Zdjęcia z krótkiego spaceru po miejscowości w której mieszka babcia. To drugie miejsce na Ziemi, które dobrze znam. Pogoda nam nie sprzyjała, ale miło było wyjść!
Boskie tiramisu, które zrobiła nam babcia. 
I babeczki, które sama wymyśliłam. Kilka michałków białych, ciemnych, prażone migdały, prażone wiórki kokosowe. Krem z gorzkiej czekolady, na wierzchu słone orzeszki. Razem z babcią uznałyśmy, że smakuje trochę jak snickers!

I ostatni, najbardziej radujący element ostatnich dni.
Miałam kiedyś psa, Bastera. Odszedł, gdy miał 11 lat i straszliwie to przeżyłam. Uznałam, że żaden zwierzak go nie zastąpi i nie chcę, by jakiś nowy szczeniak plątał mi się pod nogami. Po roku od jego śmierci, zaczęłam jednak zauważać, że jest mi bez tego smutno. Pies zawsze mnie pocieszał, leżał obok mnie gdy byłam chora, darzył mnie bezinteresowną przyjaźnią. I tak przez cały rok myślałam, myślałam, rozmawiałam z rodzicami (tata był za, mama przeciw), rozmawiałam z Arusiem. Szukaliśmy pobieżnie w internecie czy ktoś nie ma do oddania psiaka. Zastanawialiśmy się też nad schroniskiem. A tu pewnego dnia natrafiłam na wiadomość koleżanki z poprzednich studiów, że ma do oddania małe, czarne labradory. Dłużej się nie zastanawiałam.
Gdy spotkaliśmy się z nią na PKP zaskoczyła mnie kolejna rzecz. Dostaliśmy nie chłopca, jak chcieliśmy, a dziewczynkę. Szybko się jednak przyzwyczaiłam do tej myśli. I tak oto z Dantego, nasz nowy domownik przemienił się w Elis.



Elis to mała, wesoła, 2-miesięczna kuleczka, która uwielbia gryźć dywan. Nie mniej jednak uważam, że jest to jeden z grzeczniejszych szczeniaków. Prawie nie budzi nas w nocy, raz może piśnie nad ranem, najwyraźniej upominając się o poranną toaletę, niczego nam nie niszczy - nawet jak pierwszy raz została sama, niczego nie tknęła, bawiła się tylko swoimi zabawkami. Na dworze zawsze podąża za naszymi nogami i po 3 dniach reaguje już na swoje imię. Jest ulubienicą całego bloku i domu! Je jak szalona, sika po kątach i śpi na stopach Arusia. Dziś pierwszy raz weszła samodzielnie na 3 i pół piętro i nawet nie zapiszczała. Jest naszą mądrą i grzeczną córeczką >D


Takie portretowe zdjęcie c: chyba najlepsze jakie do tej pory zrobiłam.

Co jest najlepsze - Elis to jeden z nielicznych psów, które lubią pozować do zdjęć >D. Często zmienia pozycje i zawsze patrzy się w obiektyw. Oczywiście traktuję to żartem. Raczej jest zainteresowana dźwiękiem, który wydaje aparat w czasie robienia zdjęć niż pozowaniem.

Najlepsze paluszki na świecie to paluszki mamy Naff >D

I mała beczka wcina swoją porcję karmy.

Dziś środa, święto niepodległości, wolne. Już dawno nie pamiętam, żebym po prostu się opieprzała, jedząc smakołyki, nie odchodząc od laptopa, czytając książki, bawiąc się z psem. Dzisiaj na wszystko mam czas. Brakuje mi takich dni. Zazwyczaj pochłonięta jestem studiami, zakupami, gotowaniem, sprzątaniem, ostatnio jeszcze psem. Czasem znajdę chwilę dla siebie - zazwyczaj czytam wtedy książkę, piszę notki, opowiadania, ale to i tak za mało! Potrzebowałabym długiego tygodnia lenistwa. Zresztą... kto by nie potrzebował? Nam wszystkim brakuje zawsze czasu.

3 komentarze:

  1. Jaka słodkość! <3 Ohhhhh i to labrador! Sama mam w domu labradora... i to również czarnego, tyle że moja psina już ma dobre 6 lat i do małych zdecydowanie już nie należy. Ale zdecydowanie muszę cię zapewnić że labradorki to najcudowniejsze psiaki na świecie <3 A że je jak szalona... tak już będzie zawsze :P U nas pies nie dość że jest wiecznie głodny to jeszcze jest w stanie zjeść wszystko... a jak tak patrzy maślanym wzrokiem to jak mu się oprzeć :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Te Twoje wpadki mnie rozwaliły :D I się boję ponownie przyjechać do Wrocławia, bo mnie jeszcze gdzieś zgubisz!
    Na temat koszulki się już wypowiadałam. Dobrze, że dostaniesz drugą i tańszą, po tym, co pisałaś, moja opinia na temat sprzedającego była jedna: idiota. Może teraz zmienię zdanie. A to pióro nadal przypomina mi to Castle'owe! (tak, zryty mózg przez serial, nie przejmuj się).
    Ach, te babeczki wyglądają smakowicie! Mogę dostać dokładny przepis? Może na święta zrobię.
    Elis! <3 Zakochałam się w tej psince od pierwszego zdjęcia (choć i tak mocniej kocham swoją, ale cii). Cieszę się, że jest ona grzecznym szczeniaczkiem. Weź ją ode mnie wyściskaj!
    Po ostatnim tygodniu też czułam, że potrzebuję wypoczynku. Dobrze, że przynajmniej w pociągach się choć trochę relaksuję, inaczej stres by mnie już pożarł.
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu jaka kochana kluseczka, jest przepiękny. <3
    U mnie ostatnio mało śmiesznych wpadek, a przynajmniej wydaje mi się, że mało. xD hah

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za komentarze <3! Na pewno się odwdzięczę -^___^-