niedziela, 4 października 2015

Wrocławska herbaciarnia i padbar

I zaczęło się. Znowu zostałam studentem (nie poprawiać mnie na studentkę, czuję się lepiej w męskiej wersji). Tym razem jednak pierwszego roku "informacji naukowej i bibliotekoznawstwa". Studenci z 3-go roku rzucili bardzo ambitnym stwierdzeniem, które brzmiało: "łatwiej jest wylecieć w kosmos niż z bibliotekoznawstwa". Nie wiem ile w tym prawdy, nie mniej jednak zamierzam poradzić sobie z przedmiotami, jakie mi narzucono. Plan podoba mi się bardzo, bo mam wolny czwartek i piątek (błagam, nie zmieniajcie tego). Bardzo intryguje mnie koncepcja "podstaw edytorstwa", "opracowania formalnego dokumentów" oraz "historii kultury książki" i to, że nie ma tu niczego ścisłego (Welcome to wydział filologiczny). Do swojego instytutu, gdzie mam zresztą wszystkie zajęcia i nie muszę spacerować, dojeżdżam w 12 minut. Mam go bezpośrednio na rynku. Blisko znajduje się "Bazylia", czyli genialny bar/jadłodajnia, trochę dalej "Miejsce", gdzie można się zrelaksować. Wszystko póki co na plus.
Sama immatrykulacja i szkolenia były bardzo dobrze zorganizowane, nie to co na moim poprzednim uniwerku, gdzie był chaos. Aula leopoldyńska, która wyglądała jak średniowieczny kościół, mimo wszystko wzbudziła mój podziw. Wykład na temat poetów-łabędzi, "dostał on tej dziwnej manii, że chciał tylko od Stefanii", ludzi, którzy zamieniali się w cykady, gdy słuchali pieśni muz, a jak im pękła struna to ją zastępowały (WTF?!), miód skaldów, składający się ze śliny Bogów i ogólne rycie bani przed wykładowcę. Cały czas uśmiechałam się jak psychopata i powtarzałam w głowie: "jestem na właściwym wydziale". 

W przerywniku: Symbol ostatniej manii na herbatę. Nie, żebym kiedyś jej nie lubiła. Herbata zawsze była w moim życiu i nie miałam tak naprawdę dnia bez niej. Za to ostatnio biję rekordy jej picia. A to wszystko za sprawą zaparzacza, który znaleźliśmy na mieszkaniu. Wszystkie moje sypane herbatki poszły w ruch <3

Nasz kierunek nie jest podzielony na grupy, gdyż z 80 możliwych miejsc, zajętych zostało tylko 32. Można rzecz, że grupa jest trochę podzielona. Raczej pragnę wliczyć się w kategorię szarych. A w sumie to nie wliczam się w żadną kategorię. O dziwo, wiekowe przesianie mamy tutaj spore, nie jestem więc najstarsza. Cieszy mnie to. 
Dzisiaj ostatni dzień sielanki. Jutro zaczynam zajęcia od 8. Jestem dosyć podekscytowana, choć boję się, że nie trafię na miejsce wykładu (z moją orientacją w terenie to możliwe).

 Aruś cały czas mi powtarza, że zachowuję się jak księżniczka, a księżniczki mają korony, więc ja też chciałam własną na urodziny. Doczekałam się <3

Do moich urodzin zostało 6 dni. Zbytnio mnie nie cieszą, bo po pierwsze mam niemiłe wspomnienia z tamtego roku, po drugie 21 to straszna liczba. Przyzwyczaiłam się już do 20-stki, nie jest taka straszna. Kochałam 18-nastkę. Kochałam 16-nastkę. Nie znoszę myśli, że się starzeję. że jestem coraz bardziej dorosła wiekowo. Umysł wciąż mam nastolatki. 
Po tych żalach mogę stwierdzić jedno. Jedynym co lubię w moich urodzinach jest fakt, że dostaję prezenty. Jestem taką małą materialistką, nie trudno mnie jednak zadowolić. Cieszę się wszystkim, co dostanę jak małe dziecko. Dlatego też uradowana byłam prezentami urodzinowymi od Arusia.

 To jest zdecydowanie mój najulubieńszy prezent. Miś-szczotka do włosów! Były jeszcze wzory pandy, ale ostatecznie zdecydowałam się na oczowalny róż <3
 No i opasko-wianek, wiązany z tyłu wstążką
 A tu cały, uroczy, prezentowy zestaw od Arusia. I ten moment, kiedy Aruś podchodzi do kasy, a sprzedawczyni pyta: "prezent dla jakiejś małej księżniczki?", na co Aruś spogląda na Naffa, który zresztą się rumieni, a pani sprzedawczyni dodaje: "Rozumiem, że dla trochę większej księżniczki".

Claire's to mój najulubieńszy sklep od czasów podróży do Krakowa z Królikiem. Chodzenie po nim często zajmuje mi godzinę, bo nie mogę nacieszyć oczu tymi słodkościami, które się tam znajdują. Na dodatek opcja "3 w cenie 2" jest kusząca. Z okazji zarobionych na sprzedaży win pieniędzy, ja także mogłam sobie pozwolić na drobne zakupy.

 Urocze, brokatowe breloczki z napisami "Best", "Friends" i "Forever". Pojadą w raz ze mną w podróż do Krakowa <3
 No i znowu szał na pomadki. Ciasteczkowa dla Króliczka, profitrolki (gdybym pewnego dnia nie usłyszała tej nazwy na praktykach w technikum, dziwiłabym się temu napisowi) dla mnie <3
Pocky i fasolki z HP prosto z Kuchni Świata jako zestaw na październikowe spotkanie <3

Początki mieszkań ze współlokatorami są w porządku. Dołączyła do nas piąta osoba - Olga. W raz z nią i z Arusiem zaczęliśmy urządzać sobie herbaciane podwieczorki. Robienie naleśników ze szpinakiem w trójkę zawsze spoko. Rozmowy na temat książek, gier i filmów też. Jako, że dogadywaliśmy się całkiem w porządku, uznaliśmy, że można gdzieś razem wyjść. Olga wzięła swojego chłopaka, ja oczywiście swojego i tak o to trafiliśmy do Czajowni - miejsca, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. 

Migdałowa herbatka i kulki matcha, które składały się z wiórek, herbaty matcha, aromatu herbacianego (olejku?) oraz migdałów. Boskie.
 Nasz skromny, herbaciany stoliczek. Jeżeli chodzi o migdałową herbatę, to nie była jakoś szczególnie porywająca, ale dało się pić. Yerba mate Arusia za to mnie krzywiła.
I kawałek kącika znajdującego się na dworze. W kącie piecyk, gdzieś nieopodal strumyczek, świeczki, noc, poduchy, klimat.

Przeklinałam siebie za to, że nie wiedziałam o istnieniu tego miejsca. Jestem w końcu herbatomaniaczką. Wybór herbat ogromny, są też ciekawe desery (i nie, nie mówię tu o cieście "Marlence", choć osobiście mnie podjarało). Klimat w środku przypomina trochę tureckie knajpy (może to kwestia tego, że oprócz herbaty jest tu też shisha?), zaś to, co jest na zewnątrz, otoczone zewsząd ścianami - jak japoński kącik. Wybraliśmy to bardziej klimatyczne, japońskie miejsce. Jedyny mój problem to to, że jestem w ciemnościach ślepa jak kura, więc po pierwsze nie widziałam menu bez podświetlania go komórką, a po drugie miałam problem z wpatrywaniem się w twarze ludzi. Teraz wyobraźcie sobie, że pewnej nocy spotykacie na swojej drodze Naffa, mówicie jej "cześć, Naff!", ona wam odpowiada: "hej!" z uśmiechem na ustach, a i tak nie ma pojęcia kim jesteście. Widzisz Naffa w nocy? Nie ryzykuj!

No i zmaltretowany zestaw do gry w Taboo.

Następnym miejscem, które zwiedziliśmy był PadBar (pedobar!). Miejsce, gdzie można wypić piwo i oddać się we władanie grom. Są tam nie tylko planszówki, gry video też egzystują. Poczynając od Tekkenów, idąc przez wyścigi i wcale nie kończąc na grze tanecznej z kinectem. My zajęliśmy się sławnym Taboo, w które można grać w nieskończoność. Śmiechu przy zgadywaniu słów było wiele, przelecieliśmy ponad połowę kart, a do domu musieliśmy już wracać nocnym autobusem, było jednak miło. I wcale nie potrzebowaliśmy pić alkoholu, żeby dobrze się bawić!
Trzymajcie za mnie kciuki, jutro pierwszy dzień zajęć c: zapewne odezwę się 10 października!

9 komentarzy:

  1. Ojeju, ta szczotka do włosów rzeczywiście jest urocza! A ta rozmowa z Panią w sklepie musiała być słodka hahah! :)
    Zatyczki do uszu to najlepszy sposób - coś o tym wiem..W wakacje je wypróbowałam i nie żałuję haha, po co sobie psuć nerwy! :D
    Cieszę się, że póki co na studiach Ci się podoba..Oby tak już zostało. Powodzenia! :*
    mybeautifuleveryday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że już czujesz się dobrze na studiach i jesteś pewna, że się odnajdziesz :)
    Arusiowy prezent jest po prostu śliczny! Tylko zbytnio nie maltretuj tej szczotki ;)
    Truskawkowe pocky było pyszne, dziękuję Ci za nie! <3 Teraz będę czyhać na bananowe.
    Chciałabym skosztować yerba mate, choć zdecydowanie bardziej kusi mnie Lapsang souchang (ponoć ma aromat cygara; taka "męska" herbata). Czajalnia trafia na moją listę miejsc do zobaczenia we Wrocławiu. W tym roku raczej nie uda mi się wpaść, ale kto zabroni później?
    A Rummikub też tam było? Chętnie bym pograła :3
    Dobrze wiedzieć, że u Ciebie wszystko w porządku :) Nie martw się, dwudziestka jedynka nie jest taka zła, wiem, co piszę! ;)

    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdyby mi umknęło później to życzę wszystkiego najlepszego <33

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta szczotka to życie! Piękna :O Jak wchodzę do Claire's czuję się jak w raju.. heh więc nie dziwię się że wyszłaś z tyloma rzeczami :D Powodzenia na studiach, obyś się tym razem tam odnalazła! :)
    I kolejny raz kończąc twoją notkę jestem głodna :/

    OdpowiedzUsuń
  5. W Padbarze jest super. Byłam tam raz, będąc w Warszawie. I tak bardzo jak nie przepadam za planszówkami czy karciankami, tak tam mi się to podobało :D Urocze prezenty ^^
    A studia, na studiach czujesz pewnie, że odpoczywasz, co? Biorąc pod uwagę to, co miałaś w pracy przez wakacje, czuję, że będzie lepiej XD
    Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Te patyczki Pocky są świetne! Raz w życiu jadłam truskawkowe i zakochałam się od pierwszego... ugryzienia :P
    Najlepiej jest być zadowolonym z samego siebie. To bardzo trudne, ale jeśli już się uda, jest co świętować :) Wątpię, czy sama będę potrafiła wybrać właściwy kierunek studiów - w tym roku mam maturę, a nie mam pojęcia, za co później mogłabym się złapać... :c

    OdpowiedzUsuń
  7. Wolne w tygodniu! Jak bardzo bym chciała! Mnie niestety jak zawsze tak porozrzucali zajęcia, że mam sporo okienek. Powodzenia na nowym kierunku!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie udało się stworzyć idealny plan, przez co mam najlepsze rozmieszczenie zajęć, hurra ja :D Chociaż ten rok szykuje się niezwykle ciężki, wszyscy zgodnie potwierdzają, że będzie najtrudniejszym.
    Waaa, ta szczotka jest przecudowna! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć Naffku! :*
    Wybacz, że tak rzadko się odzywam, ale musisz wiedzieć, że choć nie komentuję to zawsze post mam przeczytany! :3 Cieszę się, że rozpoczęłaś nowy kierunek studiów i ogólnie Ci się układa. Najważniejsze, że pracę w MC masz już za sobą. Z racji, że jutro masz urodziny, a ja pewnie znowu zmulę to już dziś śpiewam Ci : hepi berzdej tu ju, tu ju - MaMaMarlena! :D https://www.youtube.com/watch?v=m8O7bWZVPZM :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za komentarze <3! Na pewno się odwdzięczę -^___^-