wtorek, 25 sierpnia 2015

Naff podbija Oslo! [CZ.1]

Notka będzie krótka. Po prostu. Mam kijową, silikonową klawiaturę, którą piszę jak przedszkolak, a poza tym... zdjęcia w większości mówią same za siebie. Myślę, że po powrocie do Wrocławia napiszę o moich wszystkich, norweskich spostrzeżeniach i rozważaniach, a już teraz mogę powiedzieć, że pokochałam to państwo. Przede wszystkim za widoki. Reszta moich miłości pojawi się w następnej notce. Dodam jeszcze dosyć mocno, że nie tęsknię za Polską. Prędzej za samym Arusiem, którego w czwartek powitam rzewnym płaczem i nie przestanę tulić do rana. Kilka dni spędzonych za granicą oraz rozmowy z braćmi i innymi Polakami, uświadomiły mi, że życie w naszym państwie to lekki survival. Pierwszy raz uznałam, że pomysł wyjazdu za granicę nie jest zły. 

Naff na lotnisku. Walizka ważąca 9,8 kg, gdzie limit wynosi 10 kg. Mistrz.
Z bratem Garfieldem w metro, które oprócz tego, że jest cichsze, prawie nie różni się od naszych polskich pociągów.

Samolotem leciałam po raz pierwszy. Bałam się samej odprawy przy której nie było problemów (internet pomaga przed pierwszym lotem), a także startu i wznoszenia się do góry, gdyż... mam lekki strach przed wysokością (w tym momencie brat wyśmiałby moje określenie "lekkiego" lęku). 
Jedyne co cieszyło mnie podczas lotu to widoki, bo chęć robienia zdjęć przezwyciężyła mój strach, jednak nie powiem, że czułam się cudownie. Mam niedociśnienie, a więc: po pierwsze nic nie słyszałam, po drugie było mi niedobrze, bolała mnie głowa, chciało mi się spać i miałam kilka razy uczucie, że mdleje. Ale po przylocie wszystko odeszło. Nie, nie polubiłam się z samolotami. 2 godziny podróży to niedużo, ale mi starczyły.

...Ale widoki wart były wszelkich niedogodności.

Wydaje mi się, że tu już lecieliśmy nad Oslo.
Jeszcze Wrocław. Podczas wznoszenia się.

Piękne, nocne widoki, pierwsza przejażdżka metro, epicki, przypieczony hot-dog (nie to co te zdechłe parówy u nas na stacjach), pierwsze zetknięcie z językiem, dom, pisanie pamiętnika przy świeczkach na tarasie i gorąca kąpiel. Cudo.
Drugi dzień: zwiedzanie centrum.

Prom Regal princess
Port w Aker Brygge. Już nawet tam były ładne widoki!
Tak naprawdę gdziekolwiek w Oslo nie byłam, było pięknie.
Jest tutaj dużo "chillout place'ów" jak to z bratem nazwałam. To jedno z nich!
Idąc przez centrum Oslo od strony portu.
Nawet pozornie zwyczajna uliczka okazała się być ciekawa!
Aker Brygge cd.
Ziemniak z którym się zaprzyjaźniłam <3
Kamienna plaża, która wygładziła moje spracowane pięty >D
Kolejny chillout place. Nawet drabinki były z zejściem do wody!
Regal Princess z oddali.
I widok na samo morze.
Oczywiście Naffowi w pewnym momencie padł aparat, a więc musiała pobawić się znowu iphonem brata. Z Garfieldem w jednym z parków.
I drugie selfie. Iphonem robi się je epicko. A propos nich. W Oslo ogrom ludzi ma iphony i to z tym samym dźwiękiem! Że też się nie mylą, gdy im telefony dzwonią.
I trzecie. W Oslo jest pełno parków. Ludzie będący w nich chillują w strojach (albo bieliźnie trololo) na kocykach i nie przejmują się otoczeniem. Gdyby u nas ktoś tak wyszedł do parku, ludzie by go wyśmiali.
Jest tu też pełno kwiatów, co strasznie mi się podoba, bo kocham kwiaty <3
Taras widokowy na Aker Brygge.
I ten moment, kiedy robisz zdjęcia i nagle brat cię zatrzymuje o krok od przepaści.
Łysolec Naff.
I taki mały spacerek.

Przy twierdzy króla Haakona V. A w sumie to takich... ruinach twierdzy >D
A tu już pod koniec dnia. Zabawa z kijkiem do selfie brata. Koksu, Paulina, Garfield i ja.
A tu już w parku Viegelanda, dnia drugiego. Składa się z aż 212 rzeźb autorstwa Gustava Vigelanda. Nie zazdroszczę bynajmniej włosów tej pani >D
Rzeźba, która mnie rozwaliła, a która najwyraźniej miała pokazywać motyw "wchodzenia na głowę" dzieci. Ten pan miał też niemowlaki na stopach.
Razem z bratem nazywaliśmy ten park po prostu parkiem golasów.
Fontanna z gołymi panami, niosącymi michę wody >D
Nikt mi nie wmówi, że to drzewa. Mi od razu skojarzyły się z przerośniętymi brokułami.
Dziecko uwięzione w brokule!
Brama golasów!

Naff trzymający damski tyłek. Podejrzane.
Ta rzeźba też mnie rozbroiła. Miliony dzieciaków z serii: atakują gołodupce!
Pełno tam zamyślonych rzeźb!
Główny plac, gdzie stała wieża z golasów.
Naff ze swoim znakiem zodiaku - wagą. Tak bardzo ją imituje.
Najlepsze schody świata, a w tle... kolejna, golasowa rzeźba!
Naff przechodzący obok fontanny - ich (nie, nie Naffów) i kwiatów też dużo było w tym parku!
Jedna z piękniejszych <3
Naff z kwiatami musi być!
A późniejsze zdjęcia z serii: ci ludzie na mnie patrzą, wyglądam jak debil?
Kwiatki, kwiatki i mała blondyneczka! *pedofil Naff znowu w akcji*
I to samo, ale z drugiej strony i innej perspektywy.
Idąc swoją profesją: odwiedziłam norweskiego Maca (nie dawałam żyć bratu, miał być McDonald i już). Różnic dużo nie ma, ale jakieś są. Np. McRoyal to quarter pouder (niektóre nazwy trochu inne), główne flurry to nie lion i kit kat jak u nas tylko oreo i daim (i coś jeszcze), keczup leci z kranu i jest tu najlepsze smoothie na świecie - brzoskwinia-marakuja, którego nie ma u nas ;___;. KOCHAM. System, standardy i smak ten sam.
Naff próbujący robić zdjęcie lustrzanką na kiju selfie.
Z Zielonym (drugim bratem) na fiordzie.
I seria widoków, które najbardziej mi się podobały. Morze.
Jakaś randomowa dziewczyna, która dobrze wpisała się w krajobraz, a że chłopakom się podobała!
I cudowny zachód słońca <3
Z innego ujęcia. 
A tu już się powoli ściemnia.
Co najlepsze, siedzieliśmy na przeciwko plaży nudystów i wiedzieliśmy gołe dupy jakiś facetów, którzy załatwiali swoje potrzeby na naszym widoku. Cóż, kto co lubi.
I księżyc na niebie <3
Napój aloesowy, którym się poiłam. Om nom nom.
Gwardziści królewscy podczas zmiany warty. Przy pałacu, gdzie mieszka król Harald V.
Naff za pałacem!
\
Fontanna przy wyjściu z metro, o ile pamiętam.
I znowu fontanna - jest ich tam tysiące! No i pan z bańkami - u nas we Wrocku to akurat codzienność.
Jezioro Songsvann w północnej części Oslo.
Las obok tego jeziora. Nieziemskie widoki.
Co mi się podobało? Tu jezioro, góry, a ludzie się kąpią.
W takich chwilach żałuję, że posłuchałam mamy, która kazała wziąć mi same ciepłe rzeczy, bo ponoć zimno będzie. Przez pierwsze 4 dni były nieziemskie upały. Tyle razy byliśmy nad morze, jeziorem, a ja tylko stopy moczyłam, bo stroju nie miałam!
Sushi, które zamówił Garfield. Trochę nas gość zdenerwował, bo wcale nie spytał czy na wynos, a stoliki tam były, tylko zapakował i nara. Widział, że 3 osoby, dał dwie pary pałeczek. Na dodatek sushi było już gotowe i pan starał się udawać, że je robi. Chyba nie miał świadomości, że to widzimy i że zadziwiająco szybko je PRZYGOTOWAŁ. Sushi jak sushi - pycha. Krewetki, tuńczyk, łosoś, halibut, przegrzebki (om nom nom), ale pierwszy raz jadłam sushi z surimi w tempurze! Pycha! Sushi z krewetką w tempurze też było epickie.
I zupa ziemniaczana Pauliny z serem, którą pokochałam. Mieszkanie u kogoś innego przypomniało mi o tym, że niektórzy ludzie poza moją mamą gotują cudowne rzeczy (wiem, że się uśmiechasz, Aruś! Z serii: Naff uważa, że jej mama to mistrz kuchni i nikt jej nie przebije)

Reszta zdjęć i obszerniejsza notka pewnie po weekendzie. Mam też zamiar skleić filmik przynajmniej z pierwszych dwóch dni spędzonych w Norwegii (potem straciłam zapał do kręcenia).
Szykuje się mega intensywny czas i niemałe wyzwania. Czwartek - samotny powrót z Oslo do Wrocka, boję się, że coś nie pójdzie! Piątek praca do północy, sobota nieprzespana i podróż do Królika (mam nadzieję, że się nie zgubię), poniedziałek składamy wypowiedzenie, wtorek przeprowadzka do mieszkania koło Sky Tower - trójka osób znajoma, dwójka nie. Wakacje? Na wielki plus. A jak u was?

11 komentarzy:

  1. Tak bardzo bym chciała zobaczyć wszystkie te zdjęcia... Ale ładowanie strony trwa chyba dłużej niż jeden odcinek Detektywa.
    Wpadnę tu!
    A jeśli chodzi o zdjęcia, które zdołałam zobaczyć - wow! Uwielbiam takie krajobrazy!

    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Obejrzałam wszystkie zdjęcia i teraz się zastanawiam nad wpisaniem Oslo do listy "miejsc, które należy odwiedzić przed śmiercią".
      Armia golasów normalnie, huehue.
      Fontanny! *__*

      Usuń
  2. Chciałam coś napisać, ale zaintrygowała mnie ta zupa ziemniaczana z serem.Chcę więcej info XD!

    OdpowiedzUsuń
  3. Park golasów? Brama golasów? No nieźle hahahahaha, uwielbiam Twoje komentarze do wszystkiego Naff! :D
    Świetne fotorelacja! <3
    Norwegia rzeczywiście jest piękna, czekam na więcej :)
    PS. Ja tam kocham latać samolotami :D
    mybeautifuleveryday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. No i oczywiście udanej podróży powrotnej! Na pewno się nie zgubisz! :)
    Ja nad morzem też kręciłam z zapałem pierwsze 2-3dni a potem rzadko hahaha..

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękniepiękniepięknie! Zazdroszczę bardzo bardzo bo to jedno z tych naprawdę nielicznych miejsc, które chciałabym odwiedzić. >.<

    OdpowiedzUsuń
  6. Jacie jak Ci zazdroszczę takiej wycieczki ;-; udanego wypoczynku, świetne zdjęcia jak tam jest pięknie! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja właśnie uwielbiam latać samolotem, szczególnie start i lądowanie :D Szkoda, że mam już szkołę, bo chętnie bym wpadła do Oslo.

    OdpowiedzUsuń
  8. JAK NIESAMOWICIE, po prostu cudownie. Zazdroszczę widoków. *-*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zazdroszczę! Matko takie widoki na pewno zostaną u Ciebie na bardzo długo jak nie na zawsze :) Ale naprawdę kwiaty tak dużo i wszędzie jak i fontanny <3
    Wakacje? Niestety u mnie w tym roku nie miały miejsca.. Jak nie koniec praktyk to od razu do pracy.. Była okazja, więc nie widziałam okazji by jej nie odrzucić, ale przynajmniej byłam na koncercie Linkin Partk, więc coś z tych dwóch miesięcy miałam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oslo, ale przepięknie!
    Zdjęcia są wspaniałe, mam nadzieję, że spędzony tam czas okaże się na prawdę niezapomniany.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za komentarze <3! Na pewno się odwdzięczę -^___^-