poniedziałek, 16 lutego 2015

Wyobraźnia przekraczająca granice

A co to? We Wrocławiu wiosna? Cały czas świeci słońce i na dodatek robi się coraz cieplej. To dziwne, ale w raz ze zmianą pogody zmienił się mój nastrój i powrócił cały optymizm, który utraciłam po wakacjach. Jestem zdziwiona tym, jak bardzo pogoda może mieć wpływ na humor człowieka. Codziennie rano (a wstaję ostatnio nawet dosyć wcześniej!), będąc jeszcze w piżamie wychodzę na balkon, zamykam oczy i z uśmiechem wdycham świeże powietrze, poddając się promieniom słońca. Potem idę do kuchni, robię herbatę i... dzień staje się piękniejszy! Od tak - po prostu. Strasznie mi brakowało tej lekkości, która zawsze się za mną niosła!
Ostatnio z okazji świetnej pogody, wybraliśmy się z naszym trio na wyspę słodową.

Ojej, ale mam rudawe włosy :o, a w tle Krawiec wcinający balona z Maka. Jakość nie powala, ale ostatnio przestałam targać ze sobą aparat, więc mamy tylko telefony.
Cała nasza trójka. Rzadko zdarza nam się robić wspólne słit focie, a zawsze jest jakaś pamiątka!
Z serii: jak to jest wygrzebać szminkę z dna kieszeni i zacząć nią rysować po balonie. Po prawej podobizna Krawca, po lewej Naffa (przynajmniej tak twierdził Krawiec)
A to akurat zdjęcie z dnia dzisiejszego. Nachosy, spalony popcorn, ciacha i nasze Lazy Day, które miało trwać cały dzień, a skończyło się na jednym filmie Harry'ego Pottera, Draścilli, ostrej fazie z niczego, nagłym duszeniu się, biciu się po czole i przysypianiem wszystkich pod koniec XD

Nasz wypad miał polegać na odstresowaniu się na ławeczce. Koniec końców wyszło jak zawsze. Moja i Krawca wyobraźnia przekracza granice świata. Potem powstają takie pytania jak: "czy mewom nie jest zimno w tyłek jak maczają je w wodzie?", schizy w postaci: "ej, w Odrze płynie człowiek! Albo rekin!" i inne dziwne teorie. A teraz wyobraźcie sobie trójkę rozłożonych luzacko na ławce ludzi z zamkniętymi oczami. Co widzicie? Ja jakiś studentów wracających z imprezy. A my tylko zażywaliśmy kąpieli słonecznych!
Najlepszy był i tak bieg na autobus powrotny. "E, biegniemy? Autobus nam ucieknie", "Nie, nie biegniemy. *długa cisza, autobus już prawie odjeżdża* ŻARTOWAŁEM!" i walka z czasem. Wskoczyłam w ostatniej chwili do środka, drzwi się za mną zatrzasnęły, a ja zaczęłam się śmiać jak wariat i przepraszać ludzi, bo ich staranowałam. Tak, wtedy mogli mnie już uznać za wariatkę. Bo jak nie uznać za wariatkę kogoś, kto wskakuje do autobusu i krzyczy: "FUCK YEA! UDAŁO MI SIĘ! JESTEM BOSSEM!". I ten moment, gdy pełna triumfu jadę do domu, patrzę przez okno, a chłopacy wysiedli przystanek wcześniej.

A to z serii: Walentynki. Wielkie talerze spaghetti, którego nawet w połowie nie zjedliśmy. Liczy się klimat, bo na balkonie, wśród zachodzącego słońca! Tak poza tym: ostatnio Aruś wygryzł mnie z kuchni. Foch mu.

Walentynki minęły nam dosyć zwyczajnie. Nie szykowaliśmy sobie żadnych prezentów. Uznaliśmy zgodnie, że złożymy się na kolację w japońskiej restauracji, bo żadnego z nas z osobna nie było na nią stać. Ludzie się ze mnie śmiali i wytykali palcami, gdy szłam w cieniutkich rajstopach, sukience i balerinach po ulicy. Tylko dzięki Arusiowi, nie ściągnęłam butów i nie zaczęłam biec boso przez miasto krzycząc: "POCZUŁAM LATO!" (on wie, że jestem wrodzoną wredotą i za wszelką cenę chcę stać na tej wygranej, a nie przegranej pozycji). Gdy ściągnęłam pierwszego buta na pasach, przywołał mnie do porządku. Czemu ludzi interesuje to jak chodzę ubrana? Wiem, to nie było z mojej strony rozsądne, ale chciałam wyglądać ładnie, a nie posiadam butów pasujących do sukienki. Trudno. Ważne, że im w tyłki było ciepło, nie mi. 
Tak jak podejrzewaliśmy, wszystkie restauracje były zawalone ludźmi. Mieliśmy farta, bo akurat trafiliśmy na jeden wolny stolik w "Takai sushi".

1. Standardowa sałatka na przystawkę - jedyne co mi się tam nie podobało to ogromne kawały kapusty, których nie zmieściłam w buzi. Mogli je bardziej pokroić 2. Zgodnie z Arusiem uznaliśmy, że to jedna z lepszych zup, jakie kiedykolwiek jedliśmy - ten delikatny łosoś! mmm! 3. Pierożki Goyza z owocami morza - bardzo dobre! 4. Sushi, które ma +10 do wyglądu, bo było perfekcyjnie ułożone i miało kawałki, które wyglądały jak ciasto. Smak? Tak jak wszędzie, choć w niektórych sushi było dziwnie gumowate nori, zupełnie, jakby je dłuuugo trzymali otworzone. +10 za obsługę, przemiłe panie. I takie pozbawione sztuczności, po prostu normalne.

Plany na przyszły tydzień trochę ulegają zmianie. Od środy będzie u mnie Luśka. Już rozkminiam gdzie ją zabiorę, Wrocław będzie nasz! Jutro idę w końcu porozdawać CV po okolicznych McDonaldach i KFC. Ostatnio jakiś anonim rzucił tekstem, że sobie nie poradzę. Cóż, jestem zdania, że póki ktoś nie spróbuje, ten nie będzie wiedział. Taka praca mi odpowiada. Mój kolega spokojnie wyżywał za taką pensję, a nawet spełniał swoją pasję. Też to chcę robić. Poza tym... wszędzie dobrze, byle, żeby już w domu nie siedzieć, bo to dołuje.
Z okazji Walentynek stworzyliśmy z Cleo wspólnego one shota. Jeśli kogoś interesują podniebne romanse i smoki to zapraszam: <<KLIK>>. A teraz żegnam się, bo dosyć późna godzina! Trzymajcie się!

11 komentarzy:

  1. Ugh, nie ma to jak spaghetti... u mnie w domu nikt nie jada oprócz mnie, a dla jednej osoby to źle robić ;-;

    A zupkę w restauracji bym zjadła <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej !Nie ma to jak wrócić do domu. Świetny dzień w doborowym toważystwie. A to jedzenie mmmm wygląda smacznie. Twoje notki jakimś dziwnym cudem zawsze na mnie wpływają... A to przeczytam coś śmiesznego np.,to o autobusie, i śmieje sie jak z dobrego kawału, albo tylko zobaczę zdjęcie tego co jadłaś i nagle mam na to ochotę. Inne blogi ,nawet Instagram tak na mnie nie działają. Załóż sobie instagrama !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, Naffuś, że odzyskałaś swój optymizm ;) Hmm, zabierzesz mnie na Wyspę Słodową? Proszę!
    To sushi wygląda przepysznie. Niech żyje spaghetti, póki jeszcze nie jest brązową breją! *Purgatorio tak bardzo*
    Te Wasze rozkminy są świetne! ;)

    Przesyłam masę uścisków i po raz n-ty dziękuję za świetną zabawę przy pisaniu "Przeznaczenia w chmurach"! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, z uroków Wyspy słodowej trzeba korzystać, bo ją neidługo zamkną -,- No chyba, że coś się w marcu urzędasom we łbie poprzestawia.
    Raz w życiu sushi jadłam i mile wspominam ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. No walentynki zwyczajne, ale ważne, że spędziliście je razem!
    Szczerze mówiąc dopiero po przeczytaniu dowiedziałam się, że zdjęcia są robione telefonem, nie widać, dobra jakość! :D
    Jak zwykle dużo pyszności! <3
    A tym komentarzem od anonima się nie przejmuj. Dasz radę :) :*
    + dawno nie komentowałam, przepraszam :*
    Zapraszam do mnie :) KLIK

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ Ty masz prześliczny kolor włosów. <3
    Ja w Walentynki ledwo co wróciłam do domu po straaaasznej sesji i ponad miesięcznej nieobecności w domu, więc leniłam się przy kompie z paczuszką Merci od siebie dla siebie. xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Och, jedzonko :3 Ja chcę takie spaghetti *^*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ostatnio mówiłam dokładnie to samo do swoich dziewczyn w klasie- pogoda działa na mnie tak sympatycznie, że poprawia mi humor. Widać nie tylko ja tak mam :D
    ha ha wydaje mi się że mewom może być zimno c:
    sushi <3 ostatnio tak się go najadłam że <3 <3 moja studniówka miała sushi w menu :3
    tak wielkie szczęście <3
    pozdrawiam cieplutko pani Marlu :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Cieszę się, że optymizm wrócił, to najważniejsze :D
    A anonimem się nie przejmuj, na pewno dasz radę :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiosna w końcu <3
    Sushi, jeju <3 Balonowa sztuka! Mam nadzieję, że taka pogoda się u Was utrzyma, bo śnieg znowu nie byłby fajny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam batona, a nie balona i wypatrywałam, gdzie ten baton jest ^,^

    Na naszym wybrzeżu też już coraz piękniej, cieplej, wiosenniej. Ale Wrocław to polska wysepka wyższych temperatur, ech :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za komentarze <3! Na pewno się odwdzięczę -^___^-