poniedziałek, 22 września 2014

50 (dziwnych) faktów o Naffie

Wielkimi krokami zbliżają się do mnie studia (wyjeżdżam już 25-tego) i 20-ste urodziny (10 października). Czuję, że się starzeję. Planuję upiec babeczki, pochodzić po sąsiadach, a ostatecznie urządzić mini imprezę w naszym mieszkaniu. Powinno być fajnie.
Aruś pojechał do domu, a ja piekielnie się nudzę. Odkryłam, że nie potrafię siedzieć cały dzień przed laptopem jak kiedyś. Potrzebuję powietrza, ludzi. Dlatego tak dawno nie było notki. Wszędzie gdzieś chodziłam, coś robiłam (pędziłam wino z mamą np.!) i przede wszystkim odłożyłam na bok aparat. Jako, że nie mam praktycznie żadnych zdjęć, udostępniam "50 faktów o Naffie", które zalegają tu już od roku! Wszystko jest losowe. Pisałam, co mi wpadnie do głowy.


1. Nienawidzę pomidorów najszczerszą nienawiścią. To jedyna rzecz, której nie zjem nawet jak mi obiecają milion euro. No, chyba, że są mocno przetworzone (np. ketchup). Wkurza mnie, gdy ktoś mi powtarza: "ale ketchup jesz!". Konserwanty, moi mili, konserwanty.
2. Jestem legendą przedszkola. Nikt mnie tam nie pamięta, ale jak już wspomnę, że to ja byłam tą dziewczynką, której drewniany panel wbił się w kolano, to wszyscy wiedzą kto to. Ponoć nawet dziś dzieci pytają: "Czy ta dziewczynka przeżyła?!". Jak widać żyję i mam się dobrze, a bliznę mam do tej pory! (morał: Naff to fajtłapa)

Zdjęcie z przedszkola z 2000 r. to zdarzyło się mniej więcej wtedy! Najbledsze to oczywiście ja.

3. Jednym z moich marzeń jest choć raz zdubbingować jakąś postać z bajki. W tym celu zamierzam wybrać się na jakiś casting. Kiedyś.
4. Kiedyś śpiewałam na "scenie", ale zabrakło mi wiary w siebie i zrezygnowałam z tego. Najczęściej śpiewam dla siebie.
5. Kocham sok aroniowy babci Arusia.
6. Mam ogromną wyobraźnię. Nie było takiej nocy, podczas której nie wymyślałabym nowych wątków do opowiadań. Pisanie to mój świat.


7. Zawsze miałam na czole nalepkę "dziwak".
8. Nigdy nie wydaję pieniędzy na ciuchy. Zawsze jest coś ważniejszego (np. sushi)
9. Wielbię musicale, wielbię teatr, wielbię operę, wielbię klasykę.
10. Gram na pianinie. Kiedyś próbowali mnie nauczyć nut, ale za nic mi nie chciały wejść do głowy - były dla mnie zwyczajnie nudne. Swoją umiejętność grania zawdzięczam dobremu słuchowi i samouctwu. Większość piosenek uczyłam się grać ze słuchu. (http://www.youtube.com/watch?v=yVV_hxA77Wo <--- w wykonaniu Naffa. Pierwsza piosenka jaką nauczyłam się grać na pianinie w gimnazjum). Lubię też tworzyć własne utwory!


11. Zawsze uważałam, że mam zadatki na psychopatę. Znajomi mi mówią, że gdy już się znajdę w psychiatryku, powinnam napisać "Pamiętniki psychopaty". Z pewnością będzie to bestseller!
12. Mam dwóch starszych braci, którzy są moimi przyrodnimi braćmi, wobec czego wychodziłoby, iż jestem jedynaczką. Nigdy jednak tak się nie czułam, ani nie uważałam. Kocham ich z całego serca!
13. Poznałam Arusia w grze o nazwie: "Osu!" i nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek się spotkamy i w sobie zakochamy.
14. Jestem maniakiem "stepmani" (gra, gdzie w rytm muzyki wciskasz strzałki). Posiadam szmacianą matę, a gdy wyjeżdżam nad morze obowiązkowo idę potańczyć do salonu gier. To samo na konwentach.


15. Lubię każdy rodzaj muzyki z wyjątkiem polskiego hip-hopu i w większości piosenek reggae. Głównie słucham rocka, metalu i j-pop.
16. Szybko łapię nowe rzeczy, szczególnie jeżeli chodzi o dziedzinę artystyczną i sportową.
17. Codziennie rano budzi mnie piosenka z tekstem: "Such a lonely day and it's mine, the most lonliness day of my life", ale nigdy nie miała wpływu na mój nastrój. Po prostu ją kocham.
18. Jeszcze nigdy nie byłam w stolicy naszego państwa. Zamierzam tam jednak pojechać na konwent. Kiedyś.
19. Mój pokój jest bardzo dziecinny. Ma różowe ściany, drzwi obklejone plakatami z anime, kwiatkami i rysunkami postaci z opowiadań, a na półkach są misie i lalki.
20. Uwielbiam oglądać Barbie i bajki z Disney'a (najbardziej Mulan i Króla Lwa). Mają takie urocze piosenki!


21. Mam siłę w łapie jak facet. Jak to mówi Aruś: "nie znam umiaru" (po tacie, po tacie!)
22. Gdy byłam mała, często budziłam się w nocy, szturchałam mamę i mówiłam: "Piciu". Teraz wyobraźcie sobie prawie 20-letniego Naff'a budzącego Arusia w nocy i mówiącego do niego słodkim głosikiem: "Ajuś, piciu". Tak, jestem dziecinna.
23. Piję tylko wodę mineralną i herbatę ze stevią. Hejtuję soki i słodkie napoje (nie sok babci Arusia!), za to słodyczy jem ile wlezie.
24. Gdy śpię sama, śpię z zapaloną lampką, a to wszystko przez schizę związaną z oglądnięciem Ringa. W innym pokoju, w innym domu potrafię spać ze zgaszonym światłem.
25. Interesuję się białą magią i swojego czasu wróżyłam z tarota - a przynajmniej się starałam.

Moje ukochane, stare jak świat karty tarota

26. Będę miała trójkę dzieci - Laurę, Lidię i Feliksa. Będą miały ADHD jak ich mama.
27. Gdy coś opowiadam, ludzie się ze mnie śmieją, bo podnoszę głos i macham rękami jak oszołom. Jestem bardzo emocjonalna i często krzyczę, więc ludzie myślą, że jestem zdenerwowana, nawet kiedy nie jestem.
28. Wierzę w reinkarnacje. Lubię sobie wmawiać, że byłam kiedyś księżniczką (charakter), elfką (uszy) lub wiedźmą (wszystkie koty mnie lubią).
29. Mam elfie uszy, których nie lubię. Nigdy ich nie odsłaniam i nigdy nie pokazuję, a i tak wychodzą mi zza włosów. W gimnazjum znajomi nazywali mnie elfikiem.
30. Zawsze chciałam być chłopakiem. W tym celu z jakieś 3 lata temu ścięłam swoje długaśne włosy na całkowicie krótko. Swojego czasu ubierałam się nawet jak chłopak. Do tej pory jestem chłopczycą z charakteru i często używam męskich form czasowników. ("Naff BYŁ", "jestem studentEM", "obydwoje" - jeżeli opowiadam o mnie i jakiejś dziewczynie). To raczej kwestia tego, że wychowywałam się z mężczyznami.

Włosy miałam jeszcze krótsze, ale to jedyne zdjęcie, które udało mi się znaleźć! Rok 2011.

31. Gdy siedzę, czytam, śpiewam coś lub jem, kiwam się na boki, jakbym miała chorobę sierocą.
32. Jestem perfekcjonistką. Gdy mi coś nie wychodzi (nawet, jeśli zdaniem innych wychodzi), zaczynam płakać.
33. Pijąc herbatę, trzymam filiżankę w bardzo dziwny sposób (Aruś twierdzi, że wyglądam wtedy jak księżniczka) i nie mam na to wpływu.
34. Bardzo dużo płaczę. Nawet bez powodu. Mogę pomyśleć o biednym, skatowanym piesku i poryczę się jak dziecko. Najwięcej płaczę, gdy oglądam oświadczyny lub śluby.
35. Kocham siebie. Lubię sobie wmawiać, że jestem narcyzem (choć nie jestem, bo wciąż na siebie narzekam), To dobra terapia, bo często w siebie nie wierzę.
36. Uważam, że moje miasto mnie ogranicza i czuję się tu zniewolona. Moim marzeniem jest na stałe wyjechać do Wrocławia.

Losowe zdjęcie z Wrocławia

37. Nie mogę jeść produktów zawierających białko w dużych ilościach, bo jestem na nie uczulona, ale i tak je maniakalnie wcinam. Białko, to moje życie.
38. Lubię sobie wmawiać, że przewiduję przyszłość i czytam w myślach, bo często coś przewiduje. Wszędzie widzę magię.
39. Lubię gryźć rękawy, sznurki od bluz i kołnierzyki. Zawsze muszę coś gryźć, nawet Arusia.
40. Jestem okropnym zmarzluchem.
41. Miałam nowotwór jajnika i zawsze, gdy o tym komuś opowiadam, robię się czerwona. Nie, nie jest to miłe wspomnienie.
42. Od dziecka po dzień dzisiejszy mam coś, co się zwie "odbiciem lustrzanym". Dosłownie mówiąc... choć wiem, gdzie jest prawa i lewa strona, mylą mi się w różnych sytuacjach. Np. gdy układam sztućce, gdy cofam auto. Kiedy byłam mała ujawniało mi się to w pisaniu odwrotnie literek - b było u mnie literą d, albo pisałam jedynkę drugą stroną. Z tego powodu często się gubię w terenie.
43. Mam dołki w polikach i je lubię.
44. Mam stalowy żołądek. Mogę mieszać i mieszać i nic mi nie będzie.
45. Jestem bałaganiarzem, ale kuchnia to moje królestwo i musi być tam porządek idealny.
46. Nie zasnę, nie tuląc się do kogoś lub czegoś (miś - zawsze ze mną na wszelkich wyjazdach)


47. Mam szeroki wachlarz śmiechów, ale zazwyczaj śmieję się jak wariat.
48. Nie boję się ludzi, ale panicznie boję się duchów, ciemności, aut i ciasnych, zamkniętych miejsc (klaustrofobia)
49. Jestem lekkim nieogarem.Ciągle bujam w chmurach i potrafię skupić się tylko na jednej rzeczy. Gdy ktoś do mnie mówi kiedy coś robię, zazwyczaj odpowiadam mechanicznie, a potem nawet nie pamiętam, że ktoś coś do mnie mówił.
50. Marlu jest jedna i jestem nią ja. I nie, nie mam na imię Natalia, jak mi to kiedyś ludzie sugerowali. Naff to Naff. Moje prawdziwe imię to Marlena.

poniedziałek, 15 września 2014

2-gie urodziny Naffowa!

Notka w sumie nie była przewidziana. Chciałabym ją zadedykować kochanemu Żydziowi, która przypomniała mi o tym, iż 15 września, kiedy moja mama ma urodziny, swoją 2-gą rocznicę istnienia obchodzi też... Naffowo. Bądźmy szczerzy, gdyby nie ona, sklerotyczka Naff w ogóle by o tym nie pamiętała. Za dużo głupot na mojej głowie.


Zakładając tego bloga miałam 17 lat. Były to początki mojego związku z Arusiem. Miałam krótkie włosy, byłam miła, kochana, słaba, płaczliwa, anty towarzyska, nadmiernie dziwna. Dziś, gdy Naffowo świętuje, mam prawie 20 lat, jestem silna, potrafię dogadywać się z ludźmi, jest we mnie więcej radości i optymizmu, jestem do bólu ironiczna, wybuchowa, szalona, trochę wydoroślałam, a moje życie jest piękniejsze i potrafię z niego czerpać wszystko, co możliwe całymi garściami. Wydaje mi się, że to właśnie blog pomógł mi dostrzec radość w drobnych rzeczach!


Dziś, gdy czytam wszystkie notki od początku, chce mi się śmiać. Czasem wstawiałam i pisałam naprawdę dziwne rzeczy! Szczególnie śmieję się z tych zaokrąglonych rogów zdjęć i wielkiego napisu gdzieś u ich dołu: NAFFOWO. Dziś wygląda to trochę bardziej profesjonalnie!
Naffowo to taka moja mała skarbnica wspomnień i wiedzy. Gdy chcę coś komuś udowodnić, zazwyczaj wchodzę na bloga, wyszukuję odpowiedni miesiąc i triumfuję. To nie jest coś, co mogłabym porzucić z dnia na dzień. Blog to część mojego życia i zawsze mam o czym pisać. Moim marzeniem jest tworzyć go do upadłego. Chcę siedzieć w przyszłości z dziećmi na kolanach i pokazywać im stare notki: "O, a tak wyglądałam ja i Wasz tatuś jak się spotykaliśmy na samym początku!", "Tak wyglądałam, zanim skończyłam 18 lat!", "A to wy! Przed narodzinami i dziś!".


Obserwatorów nie mam za wielu. Nigdy o nich nie walczyłam, bo i po co? Jeżeli komuś się podoba, zostanie tu na dłużej do czego zachęcam! Wiele osób jest ze mną od samego początku za co niezmiernie im dziękuję! Dzięki blogowi poznałam świetnych ludzi, zaczęłam pisać listy, wymieniać się prezentami, otworzyłam się na świat. Jestem szczęśliwa i... życzę swojemu blogowi jak najdłuższego żywotu!

sobota, 13 września 2014

Przedsmak życia studenckiego

W środę z wielkimi, ciężkimi walizami pojawiliśmy się w naszym nowym mieszkaniu we Wrocku. Odebraliśmy klucze, wpłaciliśmy pieniądze i podpisaliśmy umowę. Mimo wyciekającej z ubikacji wody i dziwnie luźnych gniazdek, jesteśmy zadowoleni. Mieszkanie jak marzenie.
W ciągu tych 4 dni robiliśmy z chłopakami niewiele. Same dojazdy i zakupy zajmowały połowę naszego czasu. Zazwyczaj nasz dzień wyglądał tak: wstaliśmy, zrobiliśmy nasze burżuazyjne śniadanie, przy stole cisnęliśmy w karcianą wojnę, sprzątaliśmy, graliśmy w Burnouta, szliśmy na zakupy, robiliśmy obiad, oglądaliśmy film, wypijaliśmy piwo i... do spania. Niby nic, a jednak kilka przygód i ciekawych zdarzeń uczyniło nasz czas cudowniejszym!

Żarcie musi być! 
1. Leczo mamy z pierwszego dnia - moc litrowych słoików. 2. Popcorn, piwo i Batman w pierwszą noc 3. Pierwszy obiad robiony przez Naffa w nowym domu - gulasz warzywny. 4. Sałatkowa przystawka w japońskiej restauracji 5. Sushi, które sprezentował mi przed urodzinami Aruś 6. Burżuazja baluje - gotowane parówki i omlet na śniadanie 7. Mój pierwszy w życiu rosół, który zdaniem chłopaków - smakował jak kebab! 8. Pizza z parówkami. 9. Ziemnioki w oleju (potocznie zwane: nieudanymi frytkami) i mięso.

Jak widać z głodu nie umarliśmy. Póki Krawiec nie ma jeszcze pracy, a ja i Aruś nie uczęszczamy na wykłady, możemy poszaleć z jedzeniem. Nie, to nie to samo co u mamy, ale lata praktyki dużo dają!
Jedyne, co nie dopisywało nam we Wrocku to pogoda. Cały czas lało. Mieliśmy tylko jedną, malutką parasolkę pod którą chodziliśmy w trójkę ściśnięci. Trzymałam pod ramię i Arusia i Krawca. Miny ludzi - bezcenne. Kilka osób się uśmiechało, kilka patrzyło na nas tak, jakbyśmy byli w seksualnym trójkącie i pokazywali to całemu światu. Reakcje są różne.
Podczas zakupów przeżyłam też ciekawe spotkanie. Obok mnie przechodziła Marta z bloga <<klik>>. Nie poznałam jej! Długo mi zajęło, zanim skojarzyłam kto przede mną stoi i dlaczego zna moje imię, ale w końcu mój zaspany umysł zaczął pracować na wyższych obrotach. Uwielbiam takie zbiegi okoliczności! Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy! Dziękuję za krótką rozmowę <3.

W przerwie na reklamy - epicki słoik z kasą na dziwki. Taki kiepski, studencki żarcik. Tak naprawdę to na nasze wspólne wydatki!

Zdecydowanie najlepszy ze wszystkich dni był piątek. Przyjechała do nas Gosia z Darkiem oraz Niku. Ludzie chyba mieli nas dosyć za każdym razem, gdy wsiadaliśmy do autobusu. Człowiek o pseudonimie "stężenie pośmiertne", człowieki (celowo) kciuki, mokre parówy, "jestem hydraulikiem", wielki talerz kanapek, podróż do Hali Stulecia, gdzie złapała nas ulewa, tak więc i szybki, szalony powrót, dzikie piosenki i wesołe śmiechy - nie mogło być lepiej!

Jedyne normalne zdjęcie, które zrobił nam Krawiec. Naff i Niku.

Zdążyłam już poczuć przedsmak życia studenckiego. Do tej pory nie wierzyłam, że mogą to być jedne z piękniejszych lat w życiu człowieka, ale... tak chyba rzeczywiście jest! Owszem, będę tęsknić za rodzicami - po czterech dniach musiałam ich wytulić, tak bardzo się stęskniłam - nie będę zbyt często jadała cudownych obiadków mamy, a moje życie będzie pędzić jak szalone, bo życie w dużym mieście płynie szybko, ale... sama świadomość tego, że mieszkam ze znajomymi, moim chłopakiem, że mogę robić co chcę, sama gotuję i jestem w cudownym Wrocławiu o którym marzyłam - jest piękna. Nigdy nie lubiłam mojej małej miejscowości. Gniłam tu, nie rozwijałam się, byłam ograniczana. Móc się stąd uwolnić to prawdziwa radość, ale i wyzwanie, a Naff wyzwania lubi!
Do Wrocławia ostatecznie przeprowadzamy się 25 września. Nie mogę się doczekać!

środa, 10 września 2014

Na spontana!

Ta notka, zapewne zostanie opublikowana, gdy ja, będę już we Wrocławiu rozpakowywać wszystkie swoje pierdoły. Czekają na mnie mega interesujące dni.Wypad na sushi, świętowanie, wypady, spacery, Hala Stulecia nocą. Wrocławiu, przybywam!
O domówce u dziewczyn już było, a teraz pójdę trochę dalej. Całe opisywane zdarzenie było spontaniczne. Luśka wróciła z nami do domu i ok. 21 spotkałyśmy się u mnie razem z kochaną Gosią, która już ponad rok nie była w Polsce! Tak bardzo się za nią stęskniłyśmy! Nie mogłam się od niej oderwać, gdy już ją przytuliłam!

Wino domowej roboty mamy. Mała degustacja i świętowanie spotkania z Gosiakiem!

Pewnie sobie teraz pomyślicie: ło, matko, ten Naff to alkoholik, bo cały czas ostatnio zdjęcia alkoholi wrzuca! Przyznam Wam jednak szczerze, że nie piję zbyt często, bo tego nie lubię (no, chyba, że jest to jakieś dobre wino). Może to po prostu kwestia tego, że tak wiele ostatnio było do świętowania, tak wiele do opijania i żegnania! Parapetówka u dziewczyn w ZG, przyjazd Gosiaka, zdane egzaminy zawodowe... a to wszystko przed ciężkimi studiami!
Oglądałyśmy stare zdjęcia, filmiki, śmiałyśmy się, rozmawiałyśmy... czułam się, jak za starych, szkolnych czasów za którymi naprawdę mocno tęsknię. Świadomość, że wszyscy moi przyjaciele i znajomi rozsypią się po świecie jest bolesna, dlatego chcę korzystać z okazji, póki ich mam przy sobie.
Jeszcze tej samej nocy, wpadłyśmy na to, żeby dnia następnego wybrać się ponownie do ZG, gdzie pomożemy szukać Gosi sukni ślubnej. I tak też zrobiliśmy.

W oczekiwaniu na Luśkę, która miała akurat zajęcia. Poszliśmy odwiedzić czekoladki w Focusie!
Za moje zapłaciłam ok. 10 zł, co jest ceną strasznie dużą, jak za takie trzy pierdółki. Truskawka była marcepanowa i była tak pyszna, że to się w głowie nie mieści! To nie te same sztuczne czekoladki co we Wrocławiu! Z wierzchu czuć lekki posmak truskawki, a w środku marcepan. Mmmm!
Uznałam, że nie mogę być sknerą i podarowałam tą czekoladkę Arusiowi, który i tak oddał mi jej większą połowę. Myślałam, że będzie okropna i sztuczna, ale... była całkiem dobra!
To taki mały, czekoladowy koktajl z trzech warstw czekolady. Zostawiłam go u Luśki, więc nie zdegustowałam, ale jej życzę smacznego <33.

Dzień wcześniej Gosia powiedziała mi przez telefon, że zamierza Luśkę uczynić swoją świadkową. Bardzo się z tego faktu ucieszyłam, bo innej osoby w tej roli nie widziałam. Luśka w przeciwieństwie do mnie jest osobą odpowiedzialną, skupioną, ogarnia wszystko, co się dzieje. Specjalnie dla niej uknuliśmy misterny plan! Gosiek kupiła balona, ja napisałam na karteczce: "Zostaniesz moją świadkową?", a poniżej: "wyjdziesz za mnie?!" i... wsadziliśmy ją do balona.

Fajny, niebieski balonik! 
Luśka miała go przebić.

Najśmieszniejsze było to, że ona zupełnie nie wiedziała o co nam chodzi! I dobrze, bo w chwili gdy przebiła balon i przeczytała karteczkę, popłakała nam się ze wzruszenia. Uwielbiam takie piękne momenty :c. Wiem, że w czerwcu na ślubie Gosi, będę płakać jak szalona. 
Aruś zawsze się ze mnie śmieje, bo gdy tylko wejdę na youtube i zaczynam oglądać filmiki z cudownymi oświadczynami lub z wesel (a uwielbiam je oglądać), na każdym płaczę ze wzruszenia, że nie wspomnę o tym, gdy jestem na czyimś weselu. Gosia to bliska mi osoba, więc podwójnie będę ryczeć ze szczęścia!

Naff pozuje jak nigdy, a tu mistrzowie drugiego planu z frytami XD
Bransoletki, które dostałyśmy od Gosiaka na cześć naszej długiej przyjaźni!
A tu już w domu. Jak zwykle w kuchni!
Masz Gosiaczku truskaweczkę, om nom nom!
Cała, babska czwórka. Od prawej Gosiek, ja, Aneć i Luśka.
A to truskawki z bitą śmietaną. Luśka nas rozpieszcza *___*

Samo szukanie sukni ślubnych wypadło nam całkiem fajnie, chociaż nigdy nie zapomnę pierwszej kobiety, która zwyczajnie obrażała naszą Gosię. Myślałam, że podejdę i uduszę ją gołymi rękami. Ładnie jej podziękowałyśmy i poszłyśmy dalej. Żałuję, że w żadnym salonie nie można było robić zdjęć! Gosiek wyglądał pięknie, szczególnie, gdy założyła do sukni welon! 
Ja sama, gdy przechadzałam się po cichym salonie wypełnionym bielą, czułam się jak w przepięknej krainie, gdzie żyją same księżniczki. Te wszystkie suknie były takie piękne! 
Dzień był spędzony bardzo miło, choć cały na chodzie. Wróciliśmy do domu dopiero o 21. Istnieje możliwość, że w piątek ugoszczę we Wrocławiu spotkam się jeszcze z dziewczynami, ale nie chcę zapeszyć. O wszystkim napiszę, jak wrócę! Trzymajcie się!

poniedziałek, 8 września 2014

Domówka w ZG

Przyznaję, że nie tęskniłam do laptopa i internetu. Spędziłam świetny czas ze znajomymi w Zielonej Górze i przy okazji przytyłam z 5 kg! Tyle żarcia, tyle pyszności. Z miejsca dziękuję Luśce, Aneci i Łukaszowi, bo wiem, że czasem ktoś z nich tu wpada.
Zdjęć miało być więcej, ale mój aparat się zbuntował, więc jest prawie same jedzenie (nic nowego. Moim cytatem życiowym, powinien zostać: "Żarcie ponad wszystko!"). Dużo chodziliśmy, zwiedzaliśmy stragany na Winobraniu, gotowaliśmy, a wieczorem w sobotę zrobiliśmy sobie kulturalną domówkę, która została zakończona oglądaniem "Twoja twarz brzmi znajomo", wyciem pijackim głosem piosenek Feela i Dody, tykaniem mnie w bok przez Luśkę, która miała ubaw z moich podskoków oraz tym, że przed północą zasnęłam na podłodze owinięta w śpiwór jak gąsienica.

Babeczki, które piekłam dzień wcześniej. Malinowe z białą czekoladą i potrójnie czekoladowe!
Byliśmy w Krainie Słodkości - miejsce, gdzie robią smaczne cukierki! Piękne miejsce!
Na straganie na winobraniu były cukierki od nich. Kupiłam jagodowe ze stevią!
Niezłożona jeszcze tortilla, którą robiłam. Duma.
Stół pełen żareła! 

Chciałam wstawić jeszcze cudowne pancakei Luśki z bitą śmietaną i truskawkami, ale nie udało mi się im zrobić zdjęcia aparatem :c. Akysz, maro aparatowa nieczysta!
Wyprawę uznaję za jak najbardziej udaną. Wiem, niewiele o niej napisałam, ale jestem bardzo zmęczona dzisiejszym, spontanicznym wypadem do ZG, gdzie pomagaliśmy naszej Gosi szukać sukni ślubnej. O tym wydarzeniu już niebawem, a teraz pozwólcie, że utonę w świecie Simsów.
Mam nadzieję, ze dobrze spędziliście ten weekend?

piątek, 5 września 2014

Płatki, hazard, winobranie, Naff ma dziś porytą banię

Ostatnie moje dni, przypominają mi trochę gromadzenie sił na poważne, wrocławskie wyzwanie. O ile wcześniej ciągle byłam na chodzie, tak teraz siedzę w kuchni, gram całymi dniami w Simsy 3 i kicham. Tak, kicham, bo mam uczulenie na jakieś pyłki i kurze. Moja szafa od lat nie była sprzątana, bo gdy tylko ją otworzyłam, miałam zapewniony katar na cały dzień. Mama stwierdziła, że koniec tego dobrego i powywalała z Arusiem wszystkie ciuchy. Czujecie to, że znalazł się tam mój stary but z podstawówki o rozmiarze 34 :c? Różowy! Różowy sandałek! I moja koszulka z fortepianem, którą nosiłam jak miałam 5 latek! Jej nie pozwoliłam wyrzucić, za duży sentyment. Oczywiście katar doprawił także domowy remont. Nie ma to jak rozbieranie grzejników (uu, you touch my tralala).

Ostatnio spędziliśmy trochę czasu z Niku. Podarowała mi ziółka i przyprawy! To są płatki róż!
...A to trawa cytrynowa!
A to wszystkie przyprawy razem wzięte! Znajduje się tam m.in. czosnek, cytryna, różne rodzaje soli, przyprawy do kurczaka. W sam raz na studia! 
No i zdjęcia z wczorajszego dnia spędzonego razem z Niku.

Powyżej mamy niezwykły przykład hazardu, który dotyka współczesną młodzież. Pilnowaliśmy mamie firmę, bo musiała pilnie wyjechać. Gdy już wszyscy wyszli, zamknęliśmy się, zapaliliśmy konspiracyjną lampkę, przypominającą tą z filmów, gdzie policjant oświetla twarz kryminalisty i zadaje mu pytania, zrobiliśmy sobie herbatę i zaczęliśmy grać w makao. 
U samej Niku siedzieliśmy do późnej nocy. W między czasie zrobiła mi napar z vaporub na katar. Wdychając ostry zapach mięty i eukaliptusa, czułam się, jakbym coś ćpała. Zresztą... późnej tak też się zachowywałam. Kto normalny wyskakuje na balkon, gdy już ciemno i straszy ludzi, wydając dźwięki zombie? Albo śmieje się z byle powodu, tarzając się po sofie? Kto normalny wrzuca misie haribo do naparu i roztapia je jak prawdziwy morderca? Naff. Przyćpany miętą Naff.

Różyczka, którą ostatnio dostałam od Arusia. Aruś za bardzo mnie rozpieszcza różami!
I Naff z dwoma różyczkami od Arusia. Soł kjut.

Jutro rano wyjeżdżamy na parapetówę do Zielonej Góry, więc wypadałoby się spakować. Od jutra jest winobranie, jupi, Naff tak bardzo lubi wino! I truskawkowe nalewki! Specjalnie na tą okazję zrobiłam babeczki malinowe z białą czekoladą i potrójnie czekoladowe. Będzie szaleństwo, będzie impreza. Miłego weekendu, kochani!

poniedziałek, 1 września 2014

Nie za dużo radości?

Pamiętny 1 września w końcu nadszedł. Wiem, że od jutra codziennie rano będę słyszeć dźwięk dzwonka, a niedaleko mojego domu, będą biegać denerwujące i drące się uczniaki. Nie żałuję tego, że skończyłam szkołę, długo i niecierpliwie czekałam na ten wzniosły moment. Fajnie jest teraz wyglądnąć za okno, spoglądać w stronę potężnego, czerwonego budynku, uśmiechać się i myśleć: "Ten etap już za mną, to tylko wspomnienia". Niedługo zacznę nowe życie we Wrocławiu!
Udało mi się zdać egzaminy zawodowe z całkiem dobrym wynikiem. Zaskoczył mnie wynik egzaminu praktycznego, bo to aż 90%. Łał. 

Po lampce gruszkowego wina na uczczenie zdanych egzaminów zawodowych!

Ostatnio działo się naprawdę wiele. Krótki wypad na deskę z chłopakami, sesja zdjęciowa, którą robiłam Agaci - to dzięki niej bardziej zainteresowałam się robieniem zdjęć! No i ostatecznie wypad na wieś do babci za Kraków, gdzie po nocach pisałam opowiadania lub oglądałam mecz siatkówki z rodziną. Jednego dnia spotkałam się nawet z Arusiem! Chodziliśmy po naszych starych zakątkach, przypominając sobie jak to było kilka lat temu, gdy byliśmy jeszcze niewinnymi, zakochanymi 17-latkami, bojącymi się pierwszego pocałunku. Magiczne chwile. Zwiedziliśmy też miasto w którym po raz pierwszy się spotkaliśmy! 

Maniek - rudy, wredny kot babci, który tylko by drapał innych. Ale jest bardzo ładny!
Podróż ticiem przez świat. Brak radia sprzyjał hardkorowym śpiewom. Król Lew i nasze: "nie jest już jednym z nas" oraz "piosenka drewnianych lalek".
Pani z Maca rozdawała baloniki dzieciom. Oczywiście Naff nie byłby Naffem, gdyby nie krzyknęła swoim dziecięcym głosem: "Ja też chcę balonaaaaa!"
Oczywiście czym by był wypad do Brzeska bez McDonalda?
 Nasz stary plac zabaw i ta fochnięta mina.
"Na Wałbrzych, kozo! Na Wałbrzych!"
Nie ma to jak próba zrobienia zdjęcia samowyzwalaczem i ten szaleńczy pęd, który spowodował nasz upadek. Mimo wszystko uważam, że to zdjęcie jest piękne <3

Najlepsza mimo wszystko była gra z rodzicami w kosza i siatkówkę przez płot! Mama tak się wciągnęła w kosza, że ćwiczyła dwutakt nawet po męczącym meczu, a wyglądała przy tym jak zadowolona z życia nastolatka! Takie chwile, gdzie spędzam czas z rodziną są piękne. Piękne nie było tylko wstawanie o 8 rano i chodzenie spać po 23 D:
Koniec sierpnia i powroty znajomych do miasta. Spotkałam się już z Wiolą za którą strasznie się stęskniłam i wczoraj z Niku. Oczywiście nasze spotkanie musiało być bardzo kaloryczne! No i somersby ponad wszystko.

 Masa żarcia, masa kalorii, masa śmiechu z głupot.
Całkiem dobra pizza!

Moje życie jest aż za fajne. Mam niesamowitego farta, chociaż... może wszystko zależy od punktu widzenia człowieka? Zawsze starałam się być optymistką i czerpałam radość nawet z tych drobnych rzeczy. Myślę, że pisanie bloga pomaga w dostrzeganiu takich rzeczy ^___^.
6 września parapetówka u dziewczyn, 10 września przeprowadzka do Wrocka. To będzie cudowny czas.