Wróciłam! Co prawda jestem strasznie zmęczona 5 godzinną podróżą, ale nie mogę narzekać, bo połowę czasu przespałam. Siedzę teraz w swoim czystym jak nigdy pokoju, popijam kakao i zastanawiam się, co mogę napisać o mojej podróży. Przeżyłam naprawdę piękne 2 dni, choć oczywiście zakończyły się one płaczem. Znowu będę musiała czekać na mojego Arusia cały miesiąc, albo i więcej, bo nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Jestem jednak pełna pozytywnych myśli. Spotkanie z ukochanym sprawiło, że na nowo mam chęć żyć.
Dzisiaj dzień mamy. Ja swojej prezent kupiłam przed wyjazdem. Podobnie jak ja, jest fanką kwiatów, a więc kolejny, piękny kwiat do ogrodu! No i oczywiście rafaello. Z niego jakoś bardziej się cieszyła haha
Śliczna fuksja <33 Wszystkiego najlepszego, mamo!
U babci wylądowaliśmy pod wieczór. Pobiłam swój rekord jedzenia kanapek, ale na wsi w końcu wszystko lepiej smakuje! Wiejskie masełko, wiejska, wielka pajda chleba, że nie wspomnę o pysznej kiełbasie, za którą bym zabiła. Lubię wstawanie wczesnym rankiem, wychodzenie w piżamie na dwór, wdychanie świeżego powietrza, pianie kogutów, siano w stodole, na którym przebywałam od dziecka, wielkie boisko na przeciw domu babci, po którym można się tarzać i ten wiejski spokój. Można powiedzieć, że z Arusiem spędziliśmy właśnie taki wiejski dzień w sobotę. Spotkaliśmy się w Brzesku już o 8.
Zdjęcia z placu zabaw, na który wpadłam jak szalona. Co z tego, że był do 10 lat! To mi nie przeszkodziło w skakaniu po kogucie, w bujaniu się na huśtawkach i na karuzelach. Było mi trochę szkoda Arusia, który musiał za mną latać ;). Czułam się przy nim jak małe dziecko z ADHD, którym trzeba było się zająć!
Byliśmy w naszym pamiętnym parku, na placu zabaw, a także na mieście, gdzie siedzieliśmy długi czas przy fontannie. W tych samych miejscach byliśmy w październiku i przyznaję, że gdy wiosna w plenerze, od razu wszystko ładniej wygląda!
Przy fontannie. Przymulony Naff - nic nie ćpałam, to światło tak raziło.
I jedno z pierwszych, wspólnych zdjęć!
Sobota była jednym z bardziej kalorycznych dni. Tak, miałam się odchudzać, ale zawsze gdy jestem z Arusiem, zawieszam tą czynność. Muszę go utuczyć, bo jest bardzo chudziutki! Co z tego, że on to zrzuci, a ja przytyję! Dobra, dobra. Za bardzo lubię słodycze, żeby przestawać je jeść... dlatego poszliśmy do uroczej kawiarenki, gdzie wypiliśmy gorącą czekoladę z bitą śmietaną i mrożoną kawę <33
Bardzo podobał mi się motyw strojenia babeczek i deserków <3 kokardki i goździki!
Na szczęście obeszło się bez kupowania słodyczy, choć przyznaję, że wyglądały przepysznie ;)
Cukiernia? Pfff! Co to dla nas! Musieliśmy odwiedzić nasz stary, dobry McDonald! Kij z tym, że byliśmy pełni i nie dopiliśmy nawet czekolady i kawy! A frytki? A hamburgery? A pepsi?! Uwierzcie, myślałam, że umrę z przejedzenia. Była wyżerka, była zabawa, no to czas na powrót do domu. Razem z Arusiem wróciliśmy więc na wieś. Mieliśmy wiele niebezpiecznych sytuacji na drodze. Do teraz zastanawiam się, czy to Aruś lub jego bordowe tico przyciąga kłopoty, czy po prostu to w Brzesku jeżdżą idioci...
Resztę dnia spędziliśmy na rzucaniu się po trawie na boisku, ciągłym spacerowaniu po lasach i całej wiosce oraz robieniu zdjęć.
Wredny kot babci - Maniek. Ostrzegałam Arusia, by go nie dotykał, bo najpierw się łasi, a potem z nagła cię atakuje, wbijając w twoje gardło ostre pazury, ale gdzie tam! Aruś, odważny typ! Nawet na ręce go wziął! Oczywiście Maniek i tak go zaatakował.
Najładniejsze stópki świata. Ku czci boskiej trawy w okolicach boiska i na boisku. To był nasz mały odpoczynek na ławeczce. Ile to my się rzucaliśmy po tej mokrej trawie! Ile komarów nas podziabało! Ale było świetnie <33. Byliśmy też na placu zabaw. Znajdowały się tam dziwne przyrządy do ćwiczeń, które musieliśmy oczywiście wypróbować. Największą jednak frajdę, sprawiło nam skakanie w dal na skoczni! Oczywiście jak to Naff, musiała się wywalić i potarzać w piasku, ale Aruś - to prawdziwy zawodowiec ;). Nawet biegł jak w filmie akcji! Po tych wszystkich lasach, spacerach i kupnie lodów w czekoladzie, rzuciliśmy się na boisko, gdzie oglądaliśmy zachód słońca i śliczne chmurki, które przypominały nam wiele rzeczy.
Podwójne zdjęcia w ruchu. Aruś - niczym zawodowy koszykach. Naff, jak połamana
fajtłapa z dużym brzuchem na wierzchu :DD
Moim zdaniem, nasze najlepsze zdjęcie. Takie wesołe <33
I ostatnie z ostatnich.
To była cała sobota. Byliśmy ze sobą od 8 do 21 i wcale się nie nudziliśmy. Ten czas był naprawdę magiczny. Szczególnie zwiedzanie naszych starych zakątków, gdzie się poznawaliśmy i spacerowanie po lesie. Szczęście chciało, że mieliśmy okazje spotkać się jeszcze dnia następnego, ale myślę, że to opiszę już jutro :)). Dziękuję, że jesteś, Arusiu. Wszystkiego najlepszego z okazji kolejnej rocznicy pierwszego spotkania!