niedziela, 21 lutego 2016

Krótkie ferie

Ostatnio zrobiłam sobie rachunek sumienia i stwierdziłam, że Naffowo jest zdechłe. Zdechłe jak szczur leżący w odmętach ścieków przez dobry rok. Ludzie uciekają, ja uciekam, już nie robię notek z taką chęcią jak dawniej. Długo zastanawiałam się nad usunięciem fanpage'a i chyba rzeczywiście się go pozbędę, blog też mało nie stanął przed Sądem Ostatecznym. Nie mogę niczego obiecać nikomu, kto czyta mojego bloga, ani obiecać sobie, że będzie lepiej. Czasami po prostu się nie da. Chciałabym znaleźć sobie wolny dzień, aby powędrować po różnych blogach, poznać nowych ludzi, żeby komentować chociaż blogi, które mam w obserwowanych, ale mój wolny dzień polega na tym, że robię notki, piszę opowiadania, sprzątam i takie inne pierdoły domowe. Na razie szukam motywacji. Obym ją znalazła, bo ciężko będzie pożegnać mi się z tym, co robiłam przez 3 lata życia. A teraz bez smętów i żali, tydzień świętego spokoju, który spędziłam w mieście rodzinnym. Z bólem powracam jutro do studenckich trudów. 2 semestr pora zacząć.

Dom, słodki dom. Dosłownie słodki. Nareszcie wypróbowałam swoje zimowe foremki do muffinek. Skorzystałam też z tego, że mam w domu piekarnik, bo we Wrocławiu takich luksusów nie posiadam. Oprócz babeczek robiłyśmy z mamą wojnę na wypieki z ciasta francuskiego. Mama robiła ciastka z marmoladą i lukrem, ja ciastka z jabłkami i rodzynkami. Wojna nie została rozstrzygnięta, bo wszystko było dobre. Czy wy też kłócicie się zawsze z mamami w kuchni? Jednym z moich marzeń jest mieć kuchnię na własność, żeby nikt mnie nie pouczał, ażebym uczyła się na własnych błędach. Na zdjęciu babeczki marcepanowe, jedne z moich ulubieńszych!
Miałam przyjemność robić je w egipskich ciemnościach. Co za ironia losu, że prąd powrócił gdy babeczki siedziały już w piecu.
Spotkanie z Krawcem. Bo nie ma to jak rozmowa: "Co dziś na obiad, mamo?", "Zupa z wczoraj", "Znowuuuuu?" i stwierdzenie, że skoro obydwoje mieliśmy tą samą rozmowę, wybierzemy się zjeść coś na mieście. Hamburgery mutanty i chęć wrócenia się po talerzyk z tekstem: "Może pani jednak dać ten talerz? Bo jestem świnią". Z serii: Naff i jej syndrom dziecka, śmiecącego papką w koło. Wiele nocy poświęciliśmy z Krawcem na grę w Elsworda. Powróciły wspomnienia za czasów szkoły średniej.
Mama i córka (mam włochatą córkę, wow). Elis to moja osobista kołdra grzejąca nogi. I budzik, który zrywa mnie zawsze o 8 lub 9 rano, bo siku. Brakuje jeszcze tego, żeby stała mi nad głową i mówiła: mamo, mamo, siusiu. Dzisiaj myślałam, że skoro tata nie pracuje i wyprowadzi psa rano to sobie pośpię. Owszem, Elis wyszła na dwór, ale gdy wróciła, wpadła mi do pokoju i zaczęła piszczeć, bo... jest głodna. Coraz bardziej zaczynam sądzić, że szczeniaki są jak niemowlaki.
Ostatnio przeżyłam szok. Końcówka lutego, wychodzę rano na dwór z Elis, a tu bum, przebiśniegi. Za rok to pewnie będą już w grudniu...
Babeczki nr. 2. z białych michałków. Tylko ten krem. Pierwszy raz mi się rozleciał. Nie mam pojęcia dlaczego. Smak był jednak taki jak zawsze. Mocno kakaowe ze słodziutkim kremem z michałków i słone orzeszki na wierzchu. Om nom nom.
Mimo tego, że Elis już kilka razy była u mnie w rodzinnym domu, dopiero teraz znalazła sobie sposób na stalkowanie ludzi. Siada na poduszce i patrzy przez okno. Jak ktoś przejdzie, zaczyna szczekać. Raz była nawet taka sytuacja, że wyszłam do kuchni i szybko wróciłam, bo zaczęła piszczeć. Co zrobiła Elis? Weszła na parapet i nie umiała z niego zejść.
Jedno z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie spotkań. Stęskniłam się za Luśką (moją osobistą kosmetyczką >D), której nie widziałam już z dobry miesiąc jak nie więcej. Piwo pobudziło nas do życiowych rozmów na temat rodziny, przyszłości, zmian, miłości i innych. Lubię takie tematy, ale nie z każdym je poruszam! No i oczywiście nasz najulubieńszy gyros. 
Ostatnio obiecałam sobie, że jeżeli zaliczę wszystkie egzaminy w pierwszym terminie i zjadę do domu, spotkam się z osobami, które bardzo rzadko widuję. Madzi obiecałam już kiedyś, że do niej wpadnę. I stało się. Spacer na piechotę do miejscowości obok, wspominanie starych czasów, czyli naszych porytych opowiadań i nowości z życia. Było naprawdę miło, choć krótko! Milenkę - córeczkę Madzi pokochałam od razu kiedy ją zobaczyłam!
Pierwszy raz karmiłam dziecko. Butelką. Nie cyckiem, jak to sugerowała mi większość rozmówców w tym temacie. Mendy jedne.
I zdjęcie z Madzią. Ten moment, kiedy okazuje się, że mamy cholernie podobne okulary!
Milenka! Najbardziej urocze dziecko jakie w życiu widziałam! 
Jak mnie zobaczyła i zaczęłam się nią zacieszać, pokazała mi swoje dwa ząbki w szerokim uśmiechu! Radość Naffa - bezcenna. Tak, kocham wszystkie dzieci. Nie, wcale nie patrzę na nie jak pedobear.
I ta radość, bo Milenka!

Miałam jeszcze jedno spotkanie. Z Asią poszłyśmy w chłodne i deszczowe południe do parku z psami. Elis nareszcie poczuła do kogoś respekt. Gdy tak się za mną kryła w strachu i skakała, żebym wzięła ją na ręce wreszcie poczułam, że mnie lubi i to nie tylko za jedzenie.
Ten tydzień był trochę leniwy, trochę towarzyski (szczególnie końcówka), odrobinę chorowity. Chyba powinnam zacząć jeść więcej witaminy c. Owoców, warzyw, czegokolwiek. Od września zachorowałam po raz czwarty lub piąty. Zawsze choruję, gdy mam wolne. Mój układ immunologiczny robi mnie w balona. Żyję z nim w sprzeczności, podobnie jak z całą resztą ciała. Poczyniłam jednak progres. Moją kolejną obietnicą po zdanych egzaminach za pierwszym razem było wybranie się do lekarza. Poszłam? Poszłam. Jeżeli mam z kimkolwiek zawierać obietnicę, robię to ze sobą, bo mocno się ich trzymam.
Ostatnio przy codziennym, nocnym rozmyślaniu stwierdziłam, że lubię mieć plany na dany rok. I zazwyczaj są to plany podróżnicze. Wiem, że nie wypełnię wszystkich, ale miło by było polecieć w tym roku do Anglii w odwiedziny do Gosi (i tego jestem najbliżej), w końcu zjawić się w stolicy naszego państwa i spełnić swoje marzenie o koncercie Sixx a.m w Łodzi. Niczego więcej od życia nie chcę.

środa, 17 lutego 2016

Tygodniowa laba

Oficjalnie skończył mi się semestr. Wszystko zdałam, oceny są satysfakcjonujące, rodzina dumna, a ja na tydzień mam totalny spokój. Już dawno nie siedziałam w domu rodzinnym w piżamie, obijając się i pijąc litry herbaty. Po nauce trafiło mnie takie lenistwo, że po prostu nic mi się nie chce. Może to i dobrze, kiedyś trzeba odpocząć, teraz jest na to moment. Zajęcia na przyszły semestr nie zapowiadają się zbyt kolorowo - prawie codziennie będę siedzieć na uczelni po 10 godzin, na razie jednak cieszę się wolnością.

Przychodzisz do pokoju, a tam na twoim laptopie walentynkowe rafaello i zeszyt z Hello Kitty <3
Ostatnio wzbogaciłam się o 2 tomy Noragami i choć jestem biednym studentem, zamówiłam sobie następne, z serii: Tonari no Kaibutsu-kun. Potem będę jeść gruz.
Yato <33

Były Walentynki. Zawsze chce mi się śmiać jak widzę na mieście miliony par trzymających się za ręce. U nas w sumie ten dzień nie wygląda inaczej. Może różnica jest taka, że dajemy sobie jakiś drobny prezent i zapalamy świeczki do kolacji. Nie przepadam za tym świętem. Jest komercyjne. Równie dobrze mogę dzień następnego weekendu uczynić wyjątkowym, bo gdzieś pójdę albo coś dostanę. Akurat tego dnia wybraliśmy się na upragnionego Deadpoola, bo od premiery nie dało się na niego dopchać. Seans miły, to zawsze jakaś odmiana w komiksach Marvela. Deadpool jest najlepszy i nie zmienię zdania. Czasem irytuje mnie to ciągłe gadanie o ratowaniu świata i dobru. Deadpool jest pewnym odejściem od tej tematyki. Nie zmieni to oczywiście faktu, że romans musiał być, co mnie trochę irytowało i nijak pasowało, ale film na plus! I najlepsza końcówka po napisach ever.
Ostatnio z Arusiem złapaliśmy fajne przyzwyczajenie. Nieważne czy się uczymy cały dzień, czy coś robimy ważnego. Gdy jemy obiad albo kolacje, włączamy przynajmniej jeden odcinek anime. I tak właśnie oglądnęliśmy całą serię Full Metal Alchemist. Po prostu kocham.

Ostatnie spotkanie z Neną. Mamy masę miejsc, które chcemy razem odwiedzić i po raz pierwszy udało nam się odkreślić ptaszka w "Miejscu". Cudowna herbatka, miła atmosfera na antresoli i fakt, że jesteś tam bez butów. Mogłabym mieć taki kącik u siebie w domu.
Najlepsze kartki na świecie. Standardowo musiałam się o jakieś wzbogacić!
Zielona herbatka.
Nena i Naff. 

Oprócz Miejsca obskoczyłyśmy cały empik na rynku i zatrzymałyśmy się na coś do zjedzenia. Pierwszy raz zjadłam takiego wielkiego pieroga z mięsem (calzone). Teraz następne spotkanie planujemy 28 lutego, kiedy będzie się odbywać konwent Love we Wrocławiu! Ktoś jeszcze się wybiera? 

A u mnie w rodzinnym mieście śnieżna zawierucha.
Elis i jej roztrzepane uszy.

Ostatnio obiecałam sobie, że gdy będę w rodzinnym mieście nie będę siedzieć cały czas na tyłku. Tak więc oprócz blogowania i pisania opowiadań, planuję gdzieś wreszcie wyjść. Planuję. Niech motywacja będzie ze mną.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Mózgu, gdzie jesteś?

Powracam! Zmęczona umysłowo, ze zgubionym po drodze mózgiem, ale i z ulgą. Co prawda to jeszcze nie koniec mojej walki ze studiami, ale myślę, że będzie już z górki. Dziś miałam ostatni egzamin, najgorszy. Modlę się o tą tróję. Nie, wcale nie uśmiechnęłam się przy oddawaniu pracy do wykładowczyni. W ogóle. Nie chciałam się powołać na to, że byłam taka grzeczna i chodziłam na każdy wykład, pilnie słuchając (i usypiając).
Muszę przyznać, że w swoim życiu nigdy nie uczyłam się tak wiele jak teraz. Nareszcie poznałam co to znaczy sesja i zaliczenia. Oceny są dobre, jestem z nich dumna, prawdopodobnie będę mogła się ubiegać o stypendium naukowe. Jedyną drzazgą w sercu są podstawy edytorstwa i moja cudowna trója, która pokazuje, że jestem idealnym przykładem jak zrobić sześć błędów interpunkcyjnych na połowie kartki A5. Na szczęście egzamin poszedł mi lepiej i ta trója w module zniknie. Ciekawe było zaliczenie ustne ze źródeł informacji. Na wieść, że dostałam piątkę, zareagowałam słowami: "nie spodziewałam się tego", na co nasz pan magister-pirat odparł: "ja też". Bo nie ma to jak mangowe rysunki z dopiskami na marginesach: "wtf", "co to kurna" i komentarz pana magistra: "dlaczego nie napisała pani, że to jest zajebiste?". Do tej pory miło wspominam "bibliografię człowiekowatych - małpy, orangutany i goryle", którą miałam zgłębić.

Naff i Julka uczące się wczesnym porankiem w kuchni na zaliczenia.
Tak było prawie codziennie. Tu wieczór, jechanie na dwa fronty.
Tu rano - tylko jeden przedmiot, a tyle materiału.

Jeżeli mam być szczera, poza nauką nie działo się nic szczególnego. Moje życie wyglądało prawie tak samo codziennie. Zakupy, nauka, spacery z Elis, pragnienie przeżycia, czasem jakiś dłuższy wieczór i oglądanie z Arusiem Full Metal Alchemist, bo strasznie mnie wciągnęło. Przez ten czas nie jeździłam nawet do domu, ani niczego nie pisałam. Czuję się dziś pisarsko wyzwolona. Nareszcie mogę się zabrać do opowiadań i blogów. Trochę gorzej z moim stylem pisania, dawno tego nie robiłam, ale zaraz to nadrobimy.

Elis i jej budzenie nas z rana. Nie śpi z nami na łóżku całą noc. Wskakuje tam nad ranem, żeby powiadomić o tym, że potrzebuje do toalety. Najgorsze jest to, że nie pośpimy z nią dłużej niż do 9, a czasem budzi nas o 5. A jak jej budzenie nic nie daje, kładzie się na nogach albo na moim ramieniu i daje o sobie znać pół godziny później. Obok wino i popcorn na jedną z filmowych nocy.
W nagrodę po drugim, udanym egzaminie uznałam, że kupię sobie zestaw herbat. Elis wyciągnęła mi ostatnią sypaną (ma tendencje do zabawy moimi herbatami) i rozrzuciła po całym pokoju oraz łóżku. Tak, bo nie ma to jak zrobić romantyczny nastrój różanym Earl Greyem (w końcu płatki róż. I to na łóżku, gdzie na dodatek siedziała i patrzyła na nas jak królowa). Przybyła mi karta stałego klienta.
Tłusty czwartek, nauka w kuchni, pamiętna, współlokatorska kłótnia o sprzątanie i serduszko od Arusia. Dlaczego ja lubię takie pierdółki?
Ostatnio zaprzestałam kupowania świeczek, bo zrobił się ich całkiem spory stosik. Teraz powróciłam do palenia ich. Wanilia <3
Elis wygląda przez okno, Elis żuli o żarcie, urocza córka mojej kuzynki (tak, jestem ciocią, och!) i redbery mocha z McDonalda.

Zdjęcia instagramowe w szczątkach. Dawno, dawno nie używałam już aparatu. Planuję wreszcie wybrać się gdzieś na jakiś przyjemny spacerek i powiedzieć mu, że się stęskniłam.
Trzymajcie kciuki za ostatni egzamin! Oby koniec sesji był dla mnie pozytywny. Działo się coś u was przez ten czas? Może też jesteście w trakcie lub po sesji?