poniedziałek, 11 maja 2015

Tydzień wolności!

Ostatnio wpadłam na ambitny pomysł: spisywanie w wersji roboczej zdarzeń, o których mogę napomnieć w notce. Bardzo fajny sposób na moją wszechobecną i wieczną sklerozę, objawiającą się nawet w szukaniu komórki, którą trzymam w dłoni. Co prawda przez to mogę zacząć zalewać treścią Naffowo (jakbym już tego nie robiła), ale przeżyjemy.
Ostatni tydzień przyniósł ze sobą ogrom wydarzeń! A wszystko zaczęło się w sobotę, gdy odsypiałam nockę. Krawiec widząc mnie obwiniętą kocem, patrzącą się zmulenie na makaron ze szpinakiem, stwierdził, że powinnam przestać brać LSD (hera, koka, hasz i powietrze!). Całości dopełniło odkrywcze stwierdzenie Naffa, że wcale nie je makaronu, tylko ryż. Z serii: nie puszczajcie mnie nigdy więcej na nocki. Po lekkim ogarnięciu, następnego, niedzielnego dnia, nareszcie mogłam pojechać do rodzinnego domu. Krawiec niestety ostatecznie nas opuścił. Trochę mi smutno, bo z kim jak nie z nim mieliśmy fazy, czarne mikstury, 50 pingwinów mieszczących się w zamrażarce i murzyńską cebulę. No, ale pocieszam się tym, że będę mogła go spotykać na weekendach w naszym mieście!

1. Nauka w domu do matur ;___; 2. Mistrz i Małgorzata - o nich poniżej! 3. Gyros z Mafii na który umówiliśmy się z Krawcem po wypłacie! 4. Zwiedzanie nowej restauracji w rodzinnym mieście. "Kameleon"! I naprawdę były tam kameleony! Ale jakieś smutne ;___; 5. Lody w "Kameleonie". Szału nie było, a cena duża. 6. Sałatka z kebabem - najgorsza jaką jadłam. Mięso miało być z kebaba, a było mega przesolone, zimne i sprawiało wrażenie, jakby było pokrojoną mielonką z puszki, sos czosnkowy zbyt mocny i czosnkowy. Najlepiej smakowała mi... SAŁATA! *królik tak bardzo*. Ogólnie zauważyłam, że we wszystkich nowo otworzonych restauracjach u nas w mieście, jawnie robią sobie z ludzi jaja.

Jak już wspominałam, do domu na tydzień pojechałam z powodu "dozdawania" matur. Uparłam się, że zdam w tym roku rozszerzenie z angielskiego i z polskiego. Oczywiście jak to ze mną bywa, trzy razy zmieniłam daty swoich matur, aż w końcu poszłam do szkoły i dowiedziałam się, ze odbędą się 6 i 7 maja. Mózg od nauki mi wysiadał. Non stop przesiadywałam nad milionami książek, robiąc sobie przerwy tylko na fejsa i pójście do sklepu po tonę słodyczy, bo... glukoza zawsze dobra. Po nocach nie mogłam spać, śniły mi się koszmary o tym, że spóźniam się na maturę, że auto mnie przejechało w drodze na nią, że dostałam mega trudny temat itd. To był straszny czas.
Polski dosyć dobrze przerobiłam, za to z angielskim ogarnęłam się dzień przed maturą. Brawa dla Naffa, który przez rok nie używał angielskiego! >D Oczywiście jak idzie się domyślić, dużo się nie nauczyłam i matura też jakoś szczególnie świetnie mi nie poszła. Co było jeszcze śmieszne - byłam jedyną osobą w całej szkole, która pisała rozszerzenie z angola. 3 osoby w komisji (jedna pani wzięła ode mnie adres bloga C:!) i sama Naff (która zepsuła arkusz XD). Tak, moja szkoła nigdy nie słynęła ze zbyt wielkiej ilości ambitnych osób. Technikum - inna rzeczywistość.
Bynajmniej! Naff uparła się, że na maturze będzie pisać opowiadanie. Temat był naprawdę fajny, bo o naukowcu, który dokonał ważnego odkrycia, popełniając błąd. Oczywiście jak przystało na Naff, walnęła czystą abstrakcją. Jest sobie wujek-naukowiec, chce zmienić kolor jabłka na różowy i nagle bang! Za dużo kropel tajemniczej wody i jabłko dostaje zębów, czarnych oczek i jest agresywne. Pan wujek szalony naukowiec staje się sławny, bo wymyślił nowy gatunek domowego zwierzęcia, nazywającego się "apple monster". Dziękuję, zdała pani! Reszta to była jawna tragedia, więc liczę tylko na jakiekolwiek punkty z opowiadania.

Taka tam wizja D:

Polski rozszerzony - tu już progres. Mamy 3 osoby zdające rozszerzenie. Temat? Idealny. Długopis dostał ognia i wypisał 6 stron, wychodząc poza dopuszczalne linijki. Bo kto by nie chciał pisać o... "Mistrzu i Małgorzacie"? Miałam niebywałego farta. Nie czytałam tej lektury w szkole, za to przed maturą przeczytałam jej streszczenie, a że podobał mi się motyw pijącego wódkę i gadającego kota, czy nagiej Małgorzaty (nie, żeby kobieca nagość mnie jarała), która z miłości stała się wiedźmą to postanowiłam zgłębić ją trochę bardziej (nie, nie nagą Małgorzatę, tylko lekturę ;___;). Motyw muzy oraz artysty też nie jest mi obcy, podobnie jak motywy miłości. Chwytałam się po prostu każdej symboliki, poczynając od róż, a nie kończąc na krajobrazach. Jestem więc dobrej myśli!
Będąc w mojej starej szkole zatęskniłam za nią. Szkolne życie było takie łatwe, luźne, niezmącone problemami życia dorosłego. Niby jakieś żale i smutki się miało, ale z perspektywy czasu człowiek ma ochotę śmiać z ich powodu. Szkoła teraz taka obca. Nowe twarze, nowe dzieje.
Tęsknię za tym, że wstawałam pół godziny przed lekcjami, przechodziłam przez pasy, trafiałam do szkoły i jeszcze robiłam przysiady na środku klasy, bo się spóźniałam. Tęsknię też za długimi przerwami spędzanymi w domu z dziewczynami. Herbata z losowym gniewem, skittelsówka w moje 18-naste urodziny, czy granie w OSU!
Na maturach spotkałam moich starych nauczycieli. Życiową Kozę i księdza, który na mój widok pacnął mnie w tył głowy - bo na Religii zawsze lubił mnie lać zeszytami, a potem mówić: "No i życie jest piękne!"

Przesiadywanie na ogródku z mamą, degustowanie z nią fasolek smakowych z Rossmanna i cydr pity razem z Niku <3

Po ostatniej maturze, wypiłam triumfalne piwo i stwierdziłam, że pójdę wypożyczyć "Mistrza i Małgorzatę". Od tamtego czasu moje życie to czysty odpoczynek i szalone wypady ze znajomymi. Muszę przyznać, że strasznie dużo jadłam i łaziłam po różnych knajpach, McDonald's mnie jednak odpowiednio wychudził, dlatego nie musiałam przejmować się tym, że przytyję. W sumie z tym chudnięciem to trochę kiepska sprawa. Wszystkie spodnie zaczęły ze mnie spadać, a sukienki wyglądają na mnie jak worki od ziemniaków. I pomyśleć, że 6 kg można schudnąć od samej pracy. Na dodatek bez problemu mogę wcinać rzeczy z Maca i jeść do oporu słodycze. Mój organizm to zagadka.

Wypad z Luśką do parku <3 gdy jest zielony jest po prostu bajeczny!
Słit focia musi być. Dobija mnie tylko ta moja bladość >D!
Wiecznie zamyślony Naff z głową w chmurach!
Uwielbiam to zdjęcie. Takie szalone i naturalne <3
Naff - rzadko z powagą na twarzy >D! 
Mało jest takich zdjęć na których sama się sobie podobam. O dziwo to lubię! 

Jest jeszcze jedna rzecz, której temat chciałabym poruszyć w tej notce. Odnosić się to będzie do Domów/Ośrodków kultury w miastach.
Dorośli często nawołują młodzież do rozwijania talentów. Niestety, bez pieniędzy czasami ciężko jest je rozwijać. No, chyba, że ktoś podejmie ciężki trud radzenia sobie samemu. Kiedyś, gdy byłam młodsza (podstawówka), chodziłam na lekcje gry na keyboardzie. Nie było to jednak to samo, co pianino. Pianinem zainteresowałam się w gimnazjum. Sama zaczęłam zgłębiać jego tajniki. Moim problemem było jednak to, że im więcej się nauczyłam, tym coraz bardziej i rozpaczliwie potrzebowałam czegoś większego i ładniej brzmiącego (w domu posiadam tylko keyboard). Pisałam po wrocławskich domach kultury i nici z tego. Nikt nie udostępnia fortepianu/pianina. Najbardziej zabolał mnie jednak fakt, że gdy poszłam do mojego rodzinnego domu kultury, pani dyrektor stwierdziła, że ich fortepian ma 105 lat oraz, że nie da go osobie, która nie umie grać, bo je rozstroi. Ach, było jeszcze, że udostępniają go tylko dla osób działających dla domu kultury, nie dla kogoś OBCEGO. Oczywiście Naff jak to Naff, posmutniała, popłakała, ale ostatecznie uznała, że się nie podda. Kilka dni później poszła jeszcze raz z argumentami typu: kiedyś dla was śpiewałam na występach, grywałam na fortepianie i wiem jak się z nim obchodzić, tabliczka przed domem kultury głosi: "rozwijamy młodzieżowe talenty". Dostałam tą samą odpowiedź. Morał? Domy kultury wcale nie wspierają młodzieży i nie robią niczego bezinteresownie. Pozdrawiam. A na pianino najwyraźniej będę sobie musiała nazbierać pieniądze.

A to już po powrocie do Wrocka! Mały Simba, nowy domownik zastępujący Krawca <3 pies Lunatyczki. Zakochałam się w nim!

Niestety, niedzielnego wieczora musiałam opuścić rodzinny dom. Czas wracać do pracy, czas wracać do rzeczywistości. Po powrocie ucieszył mnie tak naprawdę tylko widok Arusia i Wrocławia (który wciąż kocham).
Czeka mnie pierwszy miesiąc z serii: przeżyć za własne pieniądze. Wiem, że to trudne zadanie. Jestem osobą lubiącą wydawać kasę na pierdoły. Np. obiecałam sobie, że pójdę do wrocławskiej "Kopalni słodyczy", gdzie są smakowitości z różnych krajów. Mam nadzieję, że nie zbiednieję aż za bardzo.
Czas wolny bynajmniej spędziłam bardzo fajnie. Zaleczyłam też zmęczenie, swoje siniaki, oparzenia i rany. Postaram się teraz trochę bardziej o siebie... eee... zadbać! Jutrzejszy poniedziałek o dziwo mam wolny od pracy, ale tydzień nie zapowiada się zbyt wesoło - trzy 12-nastki pod rząd, czyli z serii: przeżyj to sam. Pozdrawiam!

12 komentarzy:

  1. Bardzo fajny sposób na moją wszechobecną i wieczną sklerozę, objawiającą się nawet w szukaniu komórki, którą trzymam w dłoni. *witaj w klubie :P
    Krawiec widząc mnie obwiniętą kocem, patrzącą się zmulenie na makaron ze szpinakiem, stwierdził, że powinnam przestać brać LSD (hera, koka, hasz i powietrze!). * no i mam coś na to ^^ https://www.youtube.com/watch?v=iSHG_B4GhFg czyli z cyklu: Edzia i jej skojarzenia :D

    Ach te matury, ohydztwo. Ja to swojej wolę nawet nie pamiętać, chociaż u mnie to było całkiem co innego, bo zostaliśmy ostatnim rocznikiem, który zdawał po staremu jeszcze. Oczywiście większość teraz twierdzi, że to nie ma co porównywać, że mieliśmy dużo łatwiej, ale ja sobie tego tak nie przypominam wcale :P
    Rozszerzenie z angola to akurat popieram, bardzo dobrze, że jesteś ambitna pod tym względem - ucz się ucz, na pewno Ci to się to przyda kiedyś :) My właśnie znajdujemy się na etapie zangielszczenia i wysłaliśmy brata do UK huehue. Znaczy w sumie to sam się wysłał, ale zmierzam do tego, że stwierdził ostatnio z Kasią, że w tym naszym kraju to już lepiej nie będzie i że polecają wypady za granicę :) Bo się naprawdę opłaca żyć w takiej Anglii czy gdziekolwiek indziej, pod warunkiem, że się nie zatrudnisz w polskiej firmie, z tego względu, że rodaków się tam bardzo wykorzystuje podobno. No a znowu w zagranicznych potrzeba ludzi obeznanych z językiem, więc trochę zaczęli ubolewać, że się dużo wcześniej nie wzięli tak porządnie za szlifowanie swoich umiejętności :P Zresztą, w Polsce tak samo się znajdzie lepszą pracę, jak się dogadasz cokolwiek, nie tylko po naszemu - też jestem właśnie na etapie poszukiwań, więc wiem po sobie hyhy, także słusznie zrobiłaś moim zdaniem :*
    Jest sobie wujek-naukowiec, chce zmienić kolor jabłka na różowy i nagle bang! Za dużo kropel tajemniczej wody i jabłko dostaje zębów, czarnych oczek i jest agresywne. Pan wujek szalony naukowiec staje się sławny, bo wymyślił nowy gatunek domowego zwierzęcia, nazywającego się "apple monster". *buahahahah, poważnie? Ty to mi potrafisz rozwalić przeponę, a niech Cię Naff :D I boski ten rysunek w ogóle <3 Teraz chyba będę podejrzliwie patrzeć na wszystkie jabłka, czy przypadkiem mnie nie pogryzie który na zakupach huehue.
    ...a że podobał mi się motyw pijącego wódkę i gadającego kota, czy nagiej Małgorzaty (nie, żeby kobieca nagość mnie jarała), która z miłości stała się wiedźmą to postanowiłam zgłębić ją trochę bardziej (nie, nie nagą Małgorzatę, tylko lekturę ;___;). *buahahah, no i glebłam po raz drugi. You made my day, kocham Cię wariatko :*
    Łuhu, co za ksiądz - podoba mi się :D
    ...na mój widok pacnął mnie w tył głowy - bo na Religii zawsze lubił mnie lać zeszytami, a potem mówić: "No i życie jest piękne!" *ja to bym mu coś odparowała za to, na przykład: "Yhy, takie piękne, że jak się zderzam z tym życiem to aż mnie boli potem" huehue. Ale księżulek dobry :D

    No a o tym pianinie to już od Ciebie słyszałam chyba :) Wspieramy młode talenty, ale niech sobie przynoszą własny instrument? No coś tu nie jest ten tego raczej :P
    Wiesz co, przyjedź do mnie :D Z tego co mi się wydaje to u nas w domu kultury dają jakieś lekcje na fortepian albo pianino, ale nie pamiętam dokładnie, więc gdyby tak poprosić to pewnie udostępnią. Zwłaszcza, że amatorem nie jesteś a ja nawet znam osobiście pana, który zarządza naszym domem kultury, także myślę, że problemu by nie robił :P Ja się zorientuję i dam znać, zapraszam jakby co :*

    Aj, jaki śliczny piesek :) Chcęęęęę takieeeeego <3

    Spoko, przeżyjesz na pewno. Będę trzymać kciuki, powodzenia :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak teraz poczytałam własną notkę to Jezu... XD co ja tam pisałam. Rzeczywiście coś ze mną nie tak mwahah.
      Ja w sumie księdzu na jego bicie zawsze odpowiadałam: haha i tak mam stalową głowę - dlatego do tej pory mnie leje XD.
      Jeeeej! Jak się dowiesz to wal, przyjadę nawet i w twoje krańce, żeby tylko pograć na pianinie/fortepianie ;_____;!
      Dziękuję <3

      Usuń
  2. Simba? Poważnie? Buahahaha, to drugi piesek, który nosi to imię, a ja chociaż widziałam jego zdjęcie :3 No okay, trzeci, licząc z pluszowym pieskiem Osy, którego miał jako dzieciak.
    Rozwaliłaś mnie tym księdzem >o<
    A w moim miescie się jedna fajna knajpa zamknęła, nowych nikt nie otwiera, więc chodzę przeważnie w jedno miejsce.
    Cydr lubelski i mi się przypomina koleżanka jedna :3

    Mam pytanie! Czy będziecie szukali kogoś na miejsce Krawca (szkoda, że Was opuścił, panicz Krawiec był taki zabawny w Twoich opowieściach) przd końcem tego roku akademickiego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam. Śliczne te zdjęcia z Luśką :) A Naff w otoczeniu drzew i zieleni wygląda pięknie :3

      Usuń
    2. Chcieliśmy szukać, ale uznaliśmy, że w czerwcu przeprowadzamy się z Arusiem do jakiejś kawalerki!
      Dziękuję <3

      Usuń
  3. Uroczy ten simba! <3
    Haha już widzę minę osoby sprawdzające Twoje opowiadanie na angielskim. Na pewno zdasz. Cieszę się, że choć z polskiego jesteś zadowolona! Oby tak dalej :)
    Szkoda, że Krawiec nie będzie z Wami mieszkał, ale grunt, że w ogóle będziecie się widywać.
    A z tym pianinem i Domem Kultury to jedna, wielka żenada..
    Udanego tygodnia :*
    mybeautifuleveryday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Miałam coś napisać sensownego, ale wczoraj po przeczytaniu notki zasnęłam XDD

    Ja tam zdecydowanie wolę swoje dorosłe życie, a szkolne lata z roku na rok wspominam coraz mniej przyjemnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja do matury mam jeszcze trzy lata, ale juz się denerwuję! wizja samodzielnego życia nie jest przeze mnie akceptowana, ale chyba muszę jeszcze dorosnąć to takich rzeczy. zobaczymy co czas pokaże, a teraz muszę korzystać z wszystkich młodzieńczych dóbr jakie mi jeszcze pozostały! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Simba przesłodki <3
    Hahaha, zazdroszczę wyobraźni, Appie Monster, chętnie bym przeczytała :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja chodziłam do liceum, ale z tego, co pamiętam u mnie też nie było wiele chętnych osób na rozszerzenia, wszyscy szli po najmniejszej linii oporu. Mi przed moją maturką teraz raz się śniło, że się na nią spóźniłam. ^^"

    OdpowiedzUsuń
  8. Zwierzątko, omo <3
    Bladość jest śliczna, piękna i wspaniała, nie narzekaj mi na to! Wyglądasz wspaniale.
    Czekam za Twoje wyniki matur, żebym mogła Ci pogratulować i wysłać wirtualnego huga <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem czemu, ale zawsze jak do Ciebie wejdę to chce mi się jeść xD
    Matury na pewno poszły świetnie, trzymam kciuki za jak najwyższy wynik (:

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za komentarze <3! Na pewno się odwdzięczę -^___^-