Pierwszego dnia miałam szkolenie z mięsa. Ich nazwy, wygląd, gdzie się je smaży, na jakie tacki się daje, ich czas przygotowania, temperatura i inne pierdoły. Po jednym dniu byłam mocnym operatorem blaszanych koszyków (i operatorem ścierki). Ręce napuchnięte, poranione i poparzone, nogi właziły w tyłek, ale była satysfakcja. Drugiego dnia miałam podryw na olej. Zamiast powiedzieć: filtrowanie oleju, powiedziałam: flirtowanie. Podryw Naff na olej zawsze spoko!
Ach, tak, moja cudowna koszulka na którą nakładam w cholerę długi fartuch.
Balony w Crew Roomie - tak bardzo. Niestety to jedyne zdjęcia, jakie udało mi się w tym tygodniu zrobić!
Przez następne dni uczyłam się robienia kanapek, co chyba najbardziej mi się podobało. Ponoć bardzo dobrze zwijam wrapy (kwestia wprawy przy zwijaniu sushi) i ładnie pakuję kanapki (taka duma). Bardzo mi się podoba taka praca, choć są momenty, kiedy przez dłuższy czas nie robisz nic i tylko ganiasz ze ścierką, żeby robić COŚ, tysiąc razy ścierając ten sam, czysty już blat. A potem nagle BUM! Tysiąc zamówień na raz i nie wyrabiasz. Mimo wszystko z radością tam jeżdżę (i z radością czekam na zakończenie pracy, kiedy to już nogi włażą mi w tyłek i muszę usiąść XD). W sumie boję się, że moje życie to będzie teraz tylko praca (i zacznę zdradzać tajemnice Maca >D). Po niej niewiele robię, mam mało czasu dla siebie, co nie zmienia faktu, że i tak jest mi tu dobrze. Chyba nawet wolę pracę, niż poprzednie studia, które mnie tylko męczyły. Nie będę jednak rezygnować i za rok znowu czegoś spróbuję!
Wiecie? Chyba wykrakałam sobie przyszłość. Któraś notka na Naffowie miała kiedyś tytuł:"I tak wszyscy skończymy w McDonaldzie!". Może było to z rok temu? Poczułam się jak prorok, haha. I nie, nie jest mi wstyd, że tu pracuję. Póki mi tu dobrze, nie obchodzi mnie co sądzą inni ludzie. Radzę sobie, a to najważniejsze.
Dobrze jest czasem popracować dla odmiany, że tak powiem - nie każda praca motywuje, ale jeśli już się uda poczuć jakąkolwiek motywację to jest dobrze :D. Ja miałam takie prace, w których czułam się beznadziejnie, ale i takie, w których odczuwałam satysfakcje i zależało to właśnie głównie od atmosfery i ludzi, a nie od płacy czy zakresu obowiązków.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że praca Ci się podoba :) Gdybyś miała się tam męczyć, a nie czuć satysfakcji z kolejnych małych sukcesów, chyba domestos by Cię nie poratowałam.
OdpowiedzUsuńOd zawsze wiedziałam, że masz jakiś swój ukryty tekst na podryw ;)
Pamiętaj, że masz misję - przekonać Cleo do wrapów ;)
Ściskam mocno! :*
Jesli admosfera jest dobra, a zarobek cie sadysfakcjonuje to czemu zwracac uwage na to co mowia inni ? Ja mam tak samo - chce zostac psychologiem ale juz setki osob powiedzialy mi ze skoncze w magdonaldzie. Ja sie tym nie przejmuje bo lubie psychologie a jak mowisz ze w mc jest tak fajnie no to what the hell, czemu nie ?!
OdpowiedzUsuńOo fakt, pamiętam tą notkę I tak wszyscy skończymy w McDonaldzie haha!
OdpowiedzUsuńJa jestem w klasie humanistycznej i niektórzy czasem sobie 'żartują', że skończę w Maku itp. choć ja nie widzę w tym nic śmiesznego, żadna praca nie hańbi. Masz rację - najważniejsze, że umiesz sobie poradzić!
Bardzo się cieszę, że praca się podoba, oby tak dalej! Powodzenia! :*
mybeautifuleveryday.blogspot.com
I jestem, tak jak zapowiadałam na FB!
OdpowiedzUsuńSamo noszenie takiej koszulki to pewna duma - w sieciówce takiej odzieży próżno szukać :D
To w którym miejscu pracujesz ? :>
OdpowiedzUsuńCieszę się, że dobrze Ci idzie. Oby tak dalej. :)
Ale przynajmniej balony fajne :D
OdpowiedzUsuńMam wielu znajomych, pracujących w maku i jak to się mówi: "żadna praca nie hańbi". (:
Jak wyżej, ja również uważam, że żadna praca nie hańbi, a wszystkich tych którzy pracują i zarabiają pieniądze na własne utrzymanie, czy przyjemności powinno się szanować i absolutnie nie ma tu z czego się śmiać. Sama bardzo chciałabym pracować, ale wiem, że bardzo ucierpiałyby na tym moje studia.
OdpowiedzUsuń