niedziela, 19 października 2014

Miasto, moje miasto

Końcówka tygodnia i kolejny powrót do domu w jak zwykle ciasnym pociągu. Miało być pusto - mówiła, pójdziemy kupić żarcie w KFC i zdążymy - mówiła. Okazało się, że wszystkie miejsca były zajęte. No, nic! Czego nie robi się dla rodziców za którymi piekielnie się tęskni?
We Wrocławiu jak zwykle ciekawie, choć przyznaję, że zachowuję się tu jak kobieta w ciąży, która raz beczy, raz się śmieje. Już tak naprawdę nie wiem jak się czuję i... chyba mam to gdzieś.

Naff, gdzie ty masz oczy?! Te czarne szparki wyglądają dosyć niepokojąco... Oliwia narzekała, że jacyś faceci się na nią gapią. Gdy obok niej usiadłam, żeby ich odstraszyć - podziałało. Poszli sobie.
Ostatni, krótki wypad do McDonalda w raz z Arusiem i Lunatyczką. To jeden z tych dni, kiedy nie mogę pokazywać się przed obiektywem. Zaraz po popołudniowej drzemce z roztrzepem na głowie. Mimo wszystko lubię tą fotkę. Lody zawsze spoko.
Oczywiście Naff widząc balony musiała poprosić o jednego. W takich chwilach odzywa się moje wewnętrzne dziecko. Ono mi rozkazuje brać balony.

Ostatnio na studiach zyskałam nowe pseudo. Możecie się śmiać, ale nazywają mnie Mario. Wszystko zaczęło się od tego, że koleżanka przekręciła mój pseudonim. Potem pani od ksero krzyczała za mną: "Mario! Twój pendrive!". Od tej pory jestem skaczącym hydraulikiem, zbijającym łbem grzybki.
Czy opowiadałam wam już o czymś takim jak "centrum kształcenia na odległość"? Chyba nie. Dotyczy to naszej informatyki na studiach. Kilkaset osób z różnych kierunków zostało przydzielonych losowo do jakiś grup. Ja znalazłam się w pierwszej z nich. Mamy się zapoznać i wspólnie organizować projekty. Ostatnio takie spotkanie doszło do skutku, choć nie przybył nasz lider. Naszą pierwszą misją jest zorganizowanie "gry miejskiej" związanej z jakąś bajką. Nam przypadł: "album ojca chrzestnego" i na razie wiem tylko tyle, że pojawia się tam... piekielny koń, co już mnie bawi. Najśmieszniejszym elementem tego krótkiego spotkania było zrobienie sobie słit foci w raz z chłopakami, których ledwo co poznałam (trzeba było udokumentować spotkanie "face to face"). Oczywiście szczerzyłam się jak głupia. Było też kilka niepokojących rzeczy. Na przykład obcy gościu stojący pod uniwerkiem, który mrugał do mnie uwodzicielsko, a potem znienacka zniknął. Nie, wyobraźnio, nie! Nie podsuwaj mi drastycznych rozwiązań tej historii!

Mamy bardzo ładną okolicę. Liczne place zabaw, parki, drzewa... Psie Pole nie takie złe!
Z wczorajszego spaceru w raz z Lunatyczką. W końcu jakieś normalne zdjęcie. Nie ma to jak leżeć na siatce na placu zabaw i rozkminiać nad opowiadaniem. Różowy szaliczek Oliwii - tak bardzo.
A to wczorajsze sushi z Inter Marche. Kosztowało 10 zł (przecenione). Kupiliśmy razem z Niku i Arusiem trzy takie opakowania. Jakoś szczególnie dobre nie były, ale dało się zjeść!
A to odrobina sake. Bo jak szaleć, to szaleć.

Koniec weekendu zbliża się nieubłaganie szybko. Chciałabym móc zostać w swoim spokojnym miasteczku, ale czeka mnie kolejny, ciężki tydzień studiów. Masa wejściówek, coraz więcej stresu i słodyczy - bo glukoza to ważna rzecz! Życzę wam miłej niedzieli <3.

16 komentarzy:

  1. Mnie na studiach nazywali "Turkuć", bo jedna koleżanka odwiedzając mnie w akademiku uznała, że dużo "podjadam", a w ogóle nie tyje i tak zaczęli mówić do mnie w końcu naprawdę wszyscy. Część myślała, że tak mam na nazwisko, a jeden kolega zorientował się po 4 latach, że turkuć do robal, a jakoś mu się wydawało, że to pewnie jakiś kwiatek (co jest nawet miłe, że ktoś myślał, że mnie od kwiatka przezywają XD).

    OdpowiedzUsuń
  2. Mario, hmm, może być, choć moja pierwsza myśl to dziewczę z jakiegoś arystokratycznego rodu o.O Pewnie dlatego, że nigdy nie lubiłam gry Mario :D

    Wow, ja zaczęłam swoje studia 22września i od tego czasu byłam RAZ w domu (i to nawet z powodu brata, któremu miałam coś załatwić).. podziwiam ludzi, którzy tak często odwiedzają rodzinne strony.. ja jestem albo nieczuła albo zbyt leniwa, huh.

    Ja mam kampus dosyć sporo oddalony od zgiełku Warszawy, tuż przy lesie młocińskim. kilka kroków i McDonald (w prze prze przepięknej okolicy), za którym rozprzestrzenia się (chyba) najpiękniejszy parko-las, jaki widziałam. Szczególnie teraz, gdy jest tak kolorowo i prześwituje słońce, coś obłędnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej nie jadłam nigdy sushi, ale w następny weekend będę miala okaze sprobować..nie wiem czemu, ale to danie bardzo kojarzy mi się z Tobą ^^
    Słodko się uśmiechasz :D <3
    mybeautifuleveryday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczne zdjęcia ^^
    Masz śliczny uśmiech *.*
    Pozdrawiam ;*

    Miśka
    ♥miska-grabowska.blogspot.com♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spotkałaś czasem Sorathiela w Macu? Lody zawsze pyszne ^^
    A ja byłam jedynie raz w domu, od kiedy jestem na studiach. Mój twin wczoraj wrócił z jednodniowego pobytu w domu, nasza psina się za nim strasznie stęskniła. Może w piątek uda mi się pojechać do siebie.
    Mario. Marlu jako hydraulik. I mi się przypomina "jestem hydraulikiem, mam narzędzi kupę, zanim zajmę się zlewikiem, włożę palca w ...". Nevermind.
    Będąc u Abby, mijałyśmy wiele placów zabaw, te huśtawki <3 Obok mnie są dwa, ale strasznie małe.
    Mam nadzieję, że jakoś zniesiesz kolejny tydzień studiów. Ja do świąt muszę wykonać bodajże siedem projektów, przeraża mnie to.

    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  6. haha ale masz fajne przezwisko, ja po roku studiów jak na razie żadnego sobie nie zyskał, ale może to i dobrze. xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak jak Ty sie teraz czujesz, tak ja sie czulam w Holandii. Masz tyle lepiej, ze mozesz co weekend byc w domu. Wiec sie nie łam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hahaah ksywką Mario mnie rozbroiłaś :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Mario najlepsze haha :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie Mario bardziej kojarzy się z jakąś hrabiną :D
    Jejku, uwielbiam baloniki. Sama pewnie też bym poprosiła o jednego o ile zebrałabym w sobie odwagę, żeby o niego poprosić xD

    Zapraszam: http://ciciaq.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Jejku, jakie szaleństwo!
    Tak bardzo bym Ci ukradła to sushi, o rajuśku...
    Zazdroszczę ładnej okolicy, u mnie mam zasadniczo tylko osiedle szarych kwadraciaków :c

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak mi się wydaje,że za około pół roku przestaniesz już aż tak mocno tęsknić i nie będziesz musiała tak często jeździć do rodziny.
    Haha Naff i ten jego odpychający facetów look . A jeśli dla ciebie to był roztrzep, to może podeśle ci moje zdjęcie zaraz po wstaniu z łóżka ? Gwarantuje,że jestem wtedy straszniejsza od wilkołaka.
    Ta gra miejska fajnie przmi podobnie jak centrum kształcenia na odległość. I to sie robi na studiach ?!?! A czemu nie wstawiłaś tych selfie ?

    OdpowiedzUsuń
  13. Mario <3 jak słodko, skaczący hydrauliku :3
    Nie martw się, ja też momentami ryczę, a momentami się cieszę, chociaż w sumie jest mi tu dobrze.. i to naprawdę jest mi tu dobrze. Trzeba się chyba po prostu po malutku przestawić :D
    Dołączam się do pytania kogoś wyżej - czemu nie wstawiłaś selfie?! XD

    OdpowiedzUsuń
  14. Marioooo <3 lubię twą kolorową wyobraźnie XD Aria Alex i biurko XDDD jak zwykle blogger robi sobie jaja i nie zapisze komentarza, który wstawiam już 3 raz xd

    OdpowiedzUsuń
  15. Uśmiechnięta Naff <3 :)
    Lubię baloniki :D ale takie z helem, nie bardzo podobają mi się te z powietrzem, nie latają :c
    Mario to całkiem dobra ksywka, kojarzy sie z internetem, grą, zręcznością, zwinnością, wygraną... chyba za duzo myslę :D a mario bros rządzi ;D na moim pegazusie ^^
    ależ pyszności <3 można się dosiąść? :D
    pozdrawiam cieplutko mycho ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć, na Opieprzu pojawiła się ocena Twojego bloga.
    Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za komentarze <3! Na pewno się odwdzięczę -^___^-