wtorek, 1 października 2013

Najpiękniejszy czas

Czuję się tak... dziwnie. Nie pisałam dobre 5 dni i nie chciałam, żeby ta przerwa była aż taka długa! Cały weekend spędziłam u Arusia we Wrocławiu, a gdy już wróciłam, miałam dwa dni ciężkiej nauki, która trwała dosłownie bez przerwy. Opłaciło mi się to jednak! Sprawdzian z matmy nie poszedł tak źle, a i kartkówki były udane. Dziś mogę trochę odetchnąć. Poczytać Sagę, poszperać w internecie, poleżeć, oglądnąć Barbie (tak, tak, ściągam wszystkie bajki). Tęsknię jednak za Arusiem. Musiał wracać już dziś, bo jutro zaczyna wykłady. Nie rozpaczam! W piątek przyjedzie znów! A to dlatego, że urządzam urodziny. Matko, na mojej 19-nastce będzie dwa razy więcej ludzi niż  na 18-nastce! Po prostu czuję, że muszę to odrobić! W tamtym roku nie było Arusia i Gosi - dlatego w tym muszą być. Dobra, koniec odnośnie urodzin. 5 października impreza, a 10-tego października skończę te przeklęte, 19 lat. Nie lubię się starzeć. Nie płyń, niedobry czasie. A teraz coś o pobycie we Wrocławiu...


Moja pierwsza, samodzielna podróż pociągiem, minęła... strasznie. Te 2 godziny były prawdziwą udręką dla moich pleców i pupy! Te siedzenia są okropne! Że nie wspomnę o tym, że całe bite 2 godziny czytałam z przejęciem Sagę o Ludziach Lodu - a więc jak to ja, przygryzałam paznokcie i pochylałam się tak, że prawie ziemi sięgałam. Nim się jednak obejrzałam, na horyzoncie pojawił się Wrocław, a na PKP czekał na mnie Aruś. Już gdy wysiadałam, coś chwyciło mnie za serce. Biegłam do Arusia płacząc jak małe dziecko. Długo, długo go tuliłam, a on, mój kochany, blondwłosy książę, obdarował mnie przepiękną różyczką!

Naff na przystanku, w oczekiwaniu na tramwaj.

Wrocław jakby zwiastował nadejście radosnych chwil. W końcu wyszło słońce! Droga do nowego mieszkania Arusia, nie była taka długa. Dom, choć mały, naprawdę przytulny! Chciałam napisać, że uroczy, ale karaluchy latające po kuchence w kuchni, to nic miłego. Zostałam też zaskoczona cudownym, przedwczesnym prezentem urodzinowym!

Prezent w całości
Szału nie było! Zwykły paluszek maczany w nutelli. 

 Aruś kupił mi "Miasto Popiołów", które już czytałam, ale zapragnęłam ją mieć w swojej kolekcji, kalkulator, co mnie rozbawiło ale i ucieszyło (zawsze uparcie szukam po domu kalkulatora i nie mogę go znaleźć!), dwa somersby (och! Zacny trunek dla prawdziwego smakosza!) i Nutellę Go, którą zawsze chciałam spróbować! Był też tajemniczy, różowy pakunek, który jest moją tajemnicą. Ciiii.
Wieczór spędziliśmy bardzo miło w naszej ulubionej, wrocławskiej, japońskiej knajpce, zajadając się sushi, pijąc sake i wcinając desery o nazwie "White Orchid" i "Domino" . Mniam. Była już noc, ale Wrocław dalej tętnił życiem! Mnóstwo młodych ludzi, gdzieś słychać było ulicznego grajka... Uwielbiam to miasto i ufam, że nigdy mi się nie znudzi! Mój mały szaleniec, kupił mi kolejną różyczkę. Kazał mi się odwrócić i czekać. Co z tego, że trąbiło na mnie auto.

Poranny podmuch jesiennego wiatru - to jest coś!
Widok z piątego piętra z pokoju Arusia. Wrocław, kochany Wrocław.
Teraz już dwie, cudowne różyczki od Arusia. Niestety, zostawiłam je we Wrocku!

Rano długo się leniliśmy, aż w końcu zgodnie uznaliśmy, że czas gdzieś wyjść. Postanowiliśmy odwiedzić Niku w jej akademiku (jaki ładny rym). To takie... zabawne, widzieć ukochanych ludzi w kochanym przez siebie mieście haha. Niku wiedzie się dobrze i ma piętrowe łóżko, które od razu zajęłam. Z wysoka oglądając tą dwójkę, popijałam ciepłą herbatę. Ludzie, którzy mieszkają, bądź bywają w dużych miastach wiedzą, że czas w nich szybciej płynie. Niewiele rzeczy zdążyliśmy zrobić. Zaledwie znaleźć dla mojego taty urodzinowy prezent i skoczyć na obfity obiad w "Planet Sushi". No, tym razem zaszaleliśmy! 

Nieogarnięty Naff, który cieszył się jak nigdy Japońcami siedzącymi z tyłu.
Mój bulion z kawałkami gotowanego łososia, omletem ryżowym, makaronem i wodorstami
Tajska, ostra zupa Arusia z zieleniną, grzybami i krewetkami, które mu wyjadłam!
Nasz zestaw sushi. Ile kroć tu jesteśmy, zawsze go bierzemy! Mniam.
Sake na ciepło
To akurat z poprzedniego dnia. Czekoladowe "Domino" i "White Orchid" w stylu
 rafaello. Oprócz tego sos waniliowy!
A to skromniejsza wersja z soboty - White Orchid. Tym razem z sosem waniliowym i czekoladą w środku mmmmm!

A teraz z serii: doznania smakowe. Mój bulion był straszliwie dobry i więcej powiedzieć nie mogę, zaś tajska zupa Arusia... cóż. Wystarczyła ćwiartka łyżeczki, żeby zaczęło mnie palić. Podziwiam więc Arusia za to, że dzielnie zjadł tą zupę, nie roniąc łzy. Ja bym się od razu poryczała. No, nie przeszkodziło mi to jednak w zjedzeniu krewetek z jego zupy. Umierałam potem, ale czego się dla nich nie robi! Sushi i sake już się kiedyś pojawiły na naffowie, więc nie będę się na ten temat rozpisywać. Było pycha! Zaś nowe desery...
Domino z czekoladą było... dobre, ale nie robiło na mnie szczególnego wrażenia. Ot, czekolada z truskawkami i kiwi. Zaś White Orchid, było bliskie smaku rafaello. Razem z sosem, wręcz wprawiały mnie w stan słodkiej ekstazy. Och. "Planet sushi" było naszą pierwszą, japońską restauracją i... na razie nie znalazłam równie wspaniałej, a byłam w wielu.

Nieogarnięty Naff powraca. Tym razem na tle rynku.

Po obfitym obiedzie, szybko znaleźliśmy się w sklepie, by zrobić zakupy na kolację. Zaplanowaliśmy, że wspólnie zrobimy... gulasz z kaczki. Tak naprawdę przepis wymyśliliśmy sami. Kaczka, papryka, marchewka, cebula, śmietana i mąka do zagęszczania. Zabawy i śmiechu trochę przy tym było. Był to gulasz bardzo... ostry, a to dlatego, że Aruś go przyprawiał. Nie lubię ostrych potraw, ale to przeżyłam. Było pyszne!

Miska naszego gulaszu. Już z daleka widać masę pieprzu.
No i jedzenie kolacji przy anime.

Była już 21, ale obiecaliśmy Niku, że przyniesiemy jej słoik gulaszu. Tak więc ruszyliśmy. Cały dzień był naprawdę bardzo fajny. Do późna oglądaliśmy Danganronpa The Animation (grafika kijowa, ale anime świetne!) i piliśmy somersby. Ach, sielskie życie. Rano, trzeba było się niestety powoli zbierać. Szybkie sprzątanie, pakowanie i raz, dwa na pociąg. Aruś na szczęście pojechał ze mną!

Oczywiście czytanie Sagi musiało być.

Ta notka jest taka długa... I pomyśleć, że to tylko jeden weekend! Mimo wszystko był wspaniały. Dziękuję Arusiowi za przecudnie spędzony czas. Tak bardzo się cieszę, że będziemy widywać się więcej razy niż przez ostatni rok... Kiedyś co miesiąc, co 2, co 3, dziś co tydzień, co 2 tygodnie! Radość mnie rozpiera! A jak tam u Was, moi mili? Mam nadzieję, że tak samo wspaniale jak u mnie!

9 komentarzy:

  1. Wspaniale jest mieć taką bratnią duszę <3 Bardzo się cieszę, że fajnie spędziłaś czas. Swoją drogą zawsze chciałam mieszkać w akademiku albo internacie.
    Ja umieram, bo szkoła xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię czytać,kiedy posty są pozytywne. zarażają mnie <3
    ja nigdy sushi nie jadłam xd
    Ale ci zazdroszczę *_* U mnie kompletnie nic ciekawego :c

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, jak cudownie się to czytało. Cieszę się Waszym szczęściem. Ja na razie też nie narzekam, bo jutro zobaczę Ukochanego. Tego Wrocławia to zazdroszczę, PRZE ogromnie ! Muszę się z moim znowu tam wybrać, dzisiaj nawet o tym rozmawialiśmy ; )
    Z tych wszystkich dań zdecydowałabym się tylko na White Orchid. ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. To osiedle... Czy to gdzieś na gaju? o.o
    Widać, że miałaś świetny weekend, na zdjęciach promieniałaś radością. Musisz chyba częściej widywać się z Arusiem. XD

    OdpowiedzUsuń
  5. Miasto popiołów, seria o Jasie i Clary jest chyba moją ulubioną z książek, ktore kiedykolwiek czytałam. Udanej 19 słońce <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Do podróży pociągami można się przyzwyczaić, chociaż jak sobie pomyślę, ze żeby wrócić do domu będę musiała spędzić 8h w pociągu... Zapowiada się ciekawie...
    Naff masz przekochanego chłopaka. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super tu wszystko opisałaś :) To sushi aż zachęca do zjedzenia *.* Wszystko jest takie śliczne :) A Naff promienieje :) I wcale nie jest "nieogarnięty" :P Udanych urodzin :)

    ZAPRASZAM
    BĘDZIE MI MIŁO, JAK KLIKNIESZ W BANNER SHEINSIDE.COM

    zmnikalatwiej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam uwielbiam jeździć pociągami, serio! ;)
    Ale nie dłużej niż 2-3h haha bo wtedy to już mi się nudzi :D
    Kurcze to miałaś serio udany weekend, ciesze się, że Aruś mieszka już tak blisko Ciebie :) A różyczki są wspaniałe ^^
    mybeautifuleveryday.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za komentarze <3! Na pewno się odwdzięczę -^___^-