Ostatnio nie mam czasu na nic. Rano wstaję, jem śniadanie, sprzątam, gdzieś w trakcie robię obiad i do pracy. Wieczorem lub w nocy wracam, siadam zmęczona przed laptopem i usypiam. Mimo braku czasu, nie narzekam. Pracuję ze świetnymi ludźmi (a po 22 w pracy, dostaję świra i latam ze ścierką po blatach, krzycząc: "łiiiiii!"). Ponoć nie taki zły ze mnie pracownik, chociaż czasem mam gorszy dzień (szczególnie na dupie wołowej) i to za mną trzeba latać z łopatką do czyszczenia grilla. Oczywiście oparzenia to już codzienność. Niedługo będę wyglądać jak narkoman, choć nie pobiję Julki, która ostatnio zrobiła sobie pacmana na ręku. Taki tam tatuaż.
Ostatnio założyłam się z Arusiem, że zrobię trzy rzeczy na raz w godzinę: ciasto, obiad i posprzątam dom, bo akurat była moja kolej. Udało mi się i zostały mi jeszcze 3 minuty do odjazdu autobusu. Zasuwałam równo. Oczywiście tarty czekoladowej z malinami nie udało mi się spróbować przed wyjazdem. Dopiero po powrocie jej skosztowałam. Niby nic szczególnego, a jednak: czekolada cieszy, a foremka została wypróbowana.
Ostatnio ciągle wysłuchuję opinii ludzi o tym, jak to schudłam. I rzeczywiście, mimo tego, że szerokim łukiem i ze śmiechem na ustach zawsze omijałam wagę (bo waga to nic dobrego huehue), dzisiaj się z nią zmierzyłam i okazało się, że schudłam aż 4 kg. Wow. Praca tyle daje. Tylko ciekawe gdzie znikają te wszystkie słodycze. Chyba w Eterze żołądka.
Święta zapowiadają się fajnie. Od piątku do poniedziałku mam wolne w pracy, a więc jadę do domu najeść się żurku mamusi i swojskiej kiełbasy. No, że nie wspomnę o zdobieniu jaj mangowymi wzorami i wzbranianiu się rękoma i nogami od pójścia do kościoła, pod pretekstem spłonięcia. Czyli jak co roku. Będzie wesoło. Pozdrawiam, Ćpacz Oleju.