Wrocław jak to Wrocław. Raz zimno, raz ciepło, raz pochmurnie, raz słonecznie. Oczywiście nie kryję, że wolę te słoneczne dni, bo wtedy aż chce się skakać, śpiewać i spacerować!
Od środy do piątku gościłam u siebie Luśkę. Żałuję, że pokazałam jej tak mało miejsc we Wrocku. Odnoszę wrażenie, że wszystko było przeciwko nam! Ogród japoński zamknięty, Muffiniarnia w trakcie przenoszenia. Zgodnie uznałyśmy, że najlepszą porą na zwiedzanie Wrocławia będą okolice wakacji. Wtedy nawet zwykły chillout na Hali Stulecia, gdzie można wypić piwo i zamoczyć stopy jest magiczny! Oczywiście nie było tak, że nie zwiedziłyśmy nic. Chyba najpiękniejszym dla mnie miejscem był taras widokowy na Sky Tower. Dotarcie do niego było iście zabawne. Wysiąść na PKP (spotkać w tramwaju swoje koleżanki ze studiów) i iść drogą okrężną w stronę wieży (taki tam punkt orientacyjny) kij z tym, że nadrobiłyśmy kilometrów, ważne, że w końcu tam trafiłyśmy. Jeżeli kiedykolwiek ktoś mnie poprosi o zwiedzanie, musi się liczyć z tym, że mam cholernie słabą orientacje w terenie i potrafię się zgubić nawet w miejscu, gdzie byłam kilka razy!
W oczekiwaniu na Arusia, który był na szkoleniu, wypiłyśmy kawę i zjadłyśmy lody.
Kawa i lody z Luśką w Coffee Heaven. Jeżeli mam być szczera, nie przepadam za Coffee Heaven. Wszystkie kawy smakują tam tak samo, a głupie lody choć są dobre to 12,90 bym za nich więcej nie dała.
Wjazd na 48 piętro kosztował 5 zł. W zamian mieliśmy pół godziny na chodzenie po tarasie. Oczywiście sam wjazd i pierwsze minuty przy oknie były dla mnie straszne. Po pierwsze nienawidzę wind i tłumów obok mnie (Luśka i Aruś śmiali się z mojej miny i końcowego: "przeżyliśmy!"), po drugie, gdy tylko podeszłam do okna i spoglądałam w dół, kręciło mi się w głowie (dlatego zawsze byłam w bezpiecznej odległości od szyby!). No, ale efekt końcowy był całkiem fajny! Zamierzamy wybrać się z Arusiem na Sky Tower jeszcze za tydzień. Oby świeciło słońce! Zachód w takim miejscu musi być piękny.
Naff, władca Wrocławia na Sky Tower >D ohoho
Jedno z niewielu zdjęć, które wyszło! Bardzo ciemno i pochmurnie było u góry.
Dosyć ładne widoczki, aczkolwiek sądzę, że byłyby lepsze, gdyby nie było pochmurno. Iść w takie miejsce na zachód słońca lub w nocy - bezcenne.
Wrocław powoli pogrąża się w ciemnościach!
Przez resztę czasu zwiedzaliśmy Halę, piwiarnie, shisha bar (gdzie bałyśmy się, że Turki nas porwą ;___;), chillowaliśmy się na balkonie w słońcu, jadłyśmy pyszności i spędzałyśmy czas z chłopakami. Było naprawdę fajnie, nawet gdy tylko siedziałyśmy i rozmawiałyśmy. Brakowało mi takich właśnie nocek spędzonych razem. Brakowało mi zwyczajnej, kobiecej duszy obok. We Wrocławiu żyję i rozmawiam na co dzień z dwoma facetami i mimo tego, że świetnie się dogadujemy, potrzebuję czasem odmiany! Z Luśką nocki urządzałyśmy już od gimnazjum i do tej pory miło je wspominam.
Przy okazji przypomniała mi się jedna z zabawnych sytuacji w autobusie. To był dzień tak zwanej ciężkiej rozkminy Naffa. Milczeliśmy, gdy nagle wyskoczyłam, że Krawiec ma inicjały ŁAK, a od tyłu to... no! Jakieś dwie dziewczyny z tyłu wybuchły śmiechem, na co Krawiec odwrócił się do jednej i powiedział: "może chce pani wody?" - BANG! Podryw na Krawca! Dziewczyny uciekły (dosłownie), a my nie mogliśmy przestać się śmiać. W tym całym szaleństwie razem z Krawcem zaczęliśmy robić głupie miny do szyby. Kierowcy za oknami patrzyli na nas jak wariatów, ale warto było! Tak też powstał przystanek "broda botaniczna" - aby uczcić moje cudowne przesłyszenia.
Powracając jeszcze do wcześniejszych dziejów. Tego dnia byliśmy też dziećmi pralki. Szwankowała nam od dłuższego czasu i akurat tego dnia, gdy cieszyliśmy się z jej naprawy, weszłam do łazienki i zaczęłam krzyczeć: "AA! Woda! Moje cholerne skarpetki!". Tak więc wspólnymi siłami, chodząc na boso po domu, naprawialiśmy pralkę >D. Niby zwyczajne, ale niezapomniane!
Zdjęcie na Hali Stulecia, Naff i jej włosy niczym z reklamy szamponu do włosów.
Ulubione miejsce w lecie - Hala Stulecia <3
Najlepsze na świecie piwo karmelowe ze Spiżu i pajdy chleba ze smalcem, które zjadł Aruś.
Wieczorne zapiekanki i chillout przy piwie.
Gwiazdki z Milky Way'a, które wciągnęłyśmy z Luśką. Specjalnie po nie pojechałyśmy w mrozie do Tesco! (takie poświęcenie dla słodyczy!)
Odwiedziny Shisha baru, palenie truskawek i te Turki dookoła.
Ostatnie chwile we Wrocławiu były naprawdę mile spędzone i wiele bym dała, aby było takich więcej. Optymizm i radość w pełni naładowane, mogę cieszyć się tym, że znowu jestem starym Naffem. Wypad, zimowa depresjo.