niedziela, 29 czerwca 2014

Wrocław, Hala Stulecia i ogród japoński

Dzięki, ludzie, jesteście kochani. Okazuje się, że wszyscy wiedzieli, że zdam, tylko nie ja. Jak to się dzieje? XD Bynajmniej nawet dziś nie mogę uwierzyć, że obok mnie leży teczka ze świadectwem maturalnym! 
Dziś notka o Wrocławiu. Byliśmy tam z Arusiem jedynie kilka godzin, bo musiał zabrać swoje rzeczy z poprzedniego mieszkania. Z ciężką walizką i torbami, ruszyliśmy w stronę Hali Stulecia. Byłam tam pierwszy raz i nie sądziłam, że jest tam tak ślicznie! Naszym celem był ogród japoński, znajdujący się właśnie koło Hali. Byliśmy w nim tylko pół godziny, ale... miejsce jest cudowne, uwierzcie!

Wejście :3


Kamienie, po których epicko się skakało!
Taki tam Naff ze swoją ekstrawagancką koszulką.
Zaciesz musi być! Spędziliśmy miłą chwilę na mostku, obserwując gigantyczne ryby.
Gołe stopy muszą być!







Krzywi my! Tak ładnie wyglądamy razem XD
Tu już miejsce obok Hali Stulecia. 
Fontanny, które tryskają w rytm muzyki!
Największa z nich
W tle: Hala Stulecia
No i Naff, bo jak tak bez Naffa?

Przygód jako tako nie mieliśmy, no, chyba, że ta na przystanku. Siedzieliśmy sobie spokojnie, obok nas była jakaś starsza pani. Spytała Arusia, czy jeździ tu autobus 128. Aruś sprawdził w komórce i potwierdził. Babcia zaczęła się go wypytywać, co on tam w tej komórce miał, a Aruś na to "aplikacja", babcia wielkie wtf i: "eplikacja? A co to takiego?". Zrobiło mi się miło, gdy spytała go: "To twoja dziewczyna?" i dodała: "Ładna". Jednak największym zaskoczeniem było, gdy dotknęła Arusia w ramię i spytała: "Nie jest ci zimno?", a potem wstała, ruszyła w stronę swojego autobusu i powiedziała mu: "Będzie pan bogaty". WTF?! Cały czas mam wrażenie, że to jakaś wróżka była. Tak, Naff stara się dopatrzeć magii w każdej sytuacji XD.
Bynajmniej wypad choć krótki, to bardzo miły (w końcu mogłam poczytać książki w pociągu).
Notka miała się opublikować dwa dni temu, a że mnie na laptopie nie było, to nawet nie wiedziałam, że nic się nie pojawiło. Wstawiam teraz i życzę wszystkim miłych wakacji <33

piątek, 27 czerwca 2014

Wyniki z matur

Przybywam. Wcześniej zastanawiałam się, czy zrobić notkę przed wynikami z matury, czy po. Ostatecznie wygrał stres i wolałam nażreć się przed widokiem maturalnych procentów.
Wiecie, że mało osób zdało? Ale... MI SIĘ UDAŁO! Byłam taka szczęśliwa, że wychodząc z sekretariatu, rzuciłam się na Arusia, wywracając go na ścianę! Wszyscy się śmiali, ale co mnie tam! ZDAŁAM!

Zdjęcie z wczorajszej wyprawy do Wrocławia w przerywniku. Obok Hali Stulecia.

Cholernie się bałam, tym bardziej, że wchodzę do sekretariatu, a oni od razu szukają mnie na liście niezdanych. Nie znaleźli. Idą do zdanych - nie znaleźli. What the fuck? Dyrektor mówi: "No, ona przecież zdała!". Byłam gdzieś na szarym końcu. Dyrektor do mnie: "No, pewnie, że zdałaś, wszędzie miałaś po 70%!", biorą moje świadectwo i zaczynają na głos z nauczycielką czytać. Od razu uszy zatkałam - no, kurde, chciałam się dowiedzieć w domu! Oczywiście nawet nie sprawdziłam wyników, tylko wybiegłam i zaczęłam się drzeć, że zdałam. Wszystkich wytuliłam i mało się nie poryczałam! No, powiedzmy, że zrobiła to za mnie mama. Rodzice są ze mnie dumni, Aruś jest ze mnie dumny i ja jestem z siebie dumna. Najbardziej bałam się matmy, ale mimo marnego wyniku - zaliczyłam! Matma - 34%, biologia - 50% (liczyłam na więcej, no, ale nic), polski pisemny - 74%, polski ustny - 80%, angielski pisemny - 76%, angielski ustny - 70%. Radość na całego! Nie jestem taka... tępa, jak mój nick wskazuje! (Naff z ang. = głupek).
Oczywiście nie mogło być tak wesoło. Okazało się, że nie pójdę na moją upragnioną dietetykę, bo... opłaty rekrutacyjne były do 20 czerwca, co jest dla mnie totalnym zdziwieniem i lekkim oszustwem. Opłata przed wynikami z matur? Oczywiście sądzę, że to też moja nieuwaga, ale... pierwszy raz widzę opłaty przed 27 czerwca! No, bez jaj! Wszędzie jest przynajmniej do 2 lipca!
Bynajmniej na razie mam trzy kierunki na oku. Żywienie człowieka na uniwersytecie przyrodniczym, bezpieczeństwo żywności i fizjoterapia na AWF'ie. Nie załamuję się!
Notkę o Wrocławiu wstawię jutro, a teraz szykuję się na grilla ze znajomymi. Trzymajcie się!

środa, 25 czerwca 2014

Truskawkowy torcik

Siedzę przy oknie z kubkiem gorącej "Słodkiej chwili", patrzę w okno i ciężko wzdycham. Znowu deszcz. Trwa już od ponad tygodnia. Mam go dosyć! Jest strasznie przygnębiający.
Dzisiejszy egzamin praktyczny wcale nie pomaga w poprawie humoru. O ile teorię zdałam (wiem, bo sprawdzałam wyniki - ok. 80% z części gastronomicznej i ok. 55% z przedsiębiorczej), tak praktyka wszystko zawaliła. Jestem chorą perfekcjonistką, tak więc nie chcę o niczym przesądzać, ale test praktyczny nie przypadł mi do gustu wcale. W klasie każdy miał inne wyniki. Walę ten głupi olej, pęczki kopru, całą zastawę stołową wyrzuciłam dawno za okno, a kalorie dla dziewcząt w wieku 16-18 lat mało mnie obchodzą, bo mam już prawie 20 lat i żrę ile wlezie. A poza tym nie jeżdżę na kolonie. Obchodzi mnie tylko matura!

Torcik z bitą śmietaną, truskawkami i dżemem. Najłatwiejsze, co można stworzyć! Niestety, zabrakło mi truskawek, zabrakło bitej śmietany i... szczęścia D:
Świeczulki! Były urocze <3 
Tak, nie ma to jak sztuczne ognie w torcie. Na biednego!
Łał, aż mnie dziwi wyraźność tego zdjęcia!
Epicko przystrojona, świąteczna torebka od Wioli XD. Wesołych świąt!
Popcorn w sam raz do nowej gry!
Zacne "Cardio Alarm!"

Tak jak już wspominałam w poprzedniej notce, Aruś miał wczoraj urodziny. Moje prezenty były skromne, ze względu na bolący brak funduszy, ale upiekłam mu fajnego torcika. Krzywy był, za to nadrabiał smakiem! Kupiłam także grę o nazwie "Cardio alarm!", upragnioną nutellę i spieniacz do mleka. Wiecie co zauważyłam? Że ludzie dając Arusiowi prezenty, myślą o nas dwóch. Najczęściej dostawał coś do kuchni, co umożliwi nam przeżycie na studiach. Jeszcze nie wiem czy się na nie dostanę, a już mam stos talerzy, szklanek i itp. 
Niby imprezy nie było, ale akurat wpadła Wiola.. Miało to być krótkie spotkanie, ale skończyło się po 23 (wobec czego receptur na egzamin uczyłam się do 2 w nocy i zasnęłam po 3! Jak miło, 4 godziny snu D:). Za bardzo wciągnęliśmy się w "Cardio Alarm!" - świetna gra. Przypomina domino. Jest ordynator, który blokuje drogę agentom, którzy zaś chcą ukraść sztuczne serce ze szpitala. Brzmi nudno, ale świetnie się w to gra! Wygrałam dwa razy huehue.
Moje plany legły w gruzach. Festiwal kolorów we Wrocku - przełożony, konwent w Zielonej - przełożony, tak więc nigdzie się nie pojawię. Jedynie jutro wybieramy się z Arusiem do Wrocławia. Może skoczymy do ogrodu japońskiego?

wtorek, 24 czerwca 2014

Egzaminacyjny stres

Jak dawno nie było notki! Ale to tylko dlatego, że nie chciałam Was zamęczać żadnymi, nudnymi głupotami (chociaż głupoty i tak piszę, ale to się wytnie).
Wczoraj zaczęłam egzaminy zawodowe. Tak, nie ma to jak po północy sięgnąć za książki i zacząć dopiero czytać gastronomiczne pierdoły. Chociaż nie powiem, dwie z nich i ćwiartkę trzeciej przeczytałam - przydało mi się! Dzisiaj liczyłam sobie możliwe wyniki i wyszło, że mogę mieć z teorii gastronomicznej nawet 80%, a z przedsiębiorczości 55% (więcej nie potrzebuję!). Ale teoria to pikuś. Praktyczny jutro nas rozwali - robimy 3 godzinny projekt. Tytuł, założenia, zapotrzebowanie, kalkulacja kosztów, ocena jakości, techniki sporządzania potraw (narzuconych z góry). Bać się, czy nie bać?

Jedno z niewielu zdjęć, jakie ostatnio zrobiliśmy. Nie ruszałam (o dziwo) aparatu przez cały, ostatni tydzień! Fado, Wiola i ja podczas wczorajszego spaceru.

A 27 czerwca wyniki z matur. Leję ze strachu. Chcę zdać tą durną matmę. O 30% proszę, nie musi być więcej! Ustaliłam sobie nawet krótką listę co zrobię, jak się okaże, że zdałam matury. 
1. Zacznę się drzeć na całe miasto, że kocham życie.
2. Obleję się całą butlą wody (? wtf)
3. Napiję się - tak jak prawie nigdy nie piję, tak teraz sięgnę po... cokolwiek.
4. Nie będę spać całą noc, będę spacerować do późna, grać w karty i się cieszyć.
Reszty listy na razie nie ma. Może macie jakieś szalone pomysły? Być może uwiecznię to na filmiku. Nie, nie traktujcie tego jak wyzwanie. Jestem w tym słaba. 
Tak poza tym, to Aruś ma dzisiaj urodziny. Wszystkiego najlepszego, kochanie! <33

PS. Nie wiem czy tylko tak u mnie, ale na blogerze wyświetla mi tylko jednego bloga z nowych postów. Co się dzieje O__o? Nie mogę komentować nowości, skoro ich nie widzę!

środa, 18 czerwca 2014

Małe bobo

Moje wstanie o godzinie 8 sprawiło, że musiałam napisać notkę i pochwalić się tym faktem. Tak, moi drodzy, mam wakacje, wobec czego pozwalam sobie na sen do 13. Nie lubię tego, bo gdy wstaję o tak później porze, dzień jest krótszy, ale nie poradzę nic na to, że żadne budziki i siła nie potrafią mnie zrzucić z łóżka. Jestem nocnym markiem i... ogromnym śpiochem.
Czas płynie nieubłaganie szybko. Spotykam się ze znajomymi, oglądam moją lawendę na oknie i zastanawiam się czy to przypadkiem nie są chwasty, codziennie palę się na słońcu, choć tego nienawidzę, uczę się z dziewczynami do egzaminów zawodowych i ubolewam, bo festiwal kolorów we Wrocku został przełożony na 26 lipca, wobec czego na niego nie pojadę, powstał jednak inny plan - wyjazd nad morze ze znajomymi, ale czy wypali? To się okaże!

Cześć, jestem małym bobasem i nazywam się Maja. Byłam ostatnio na spacerze z Luśką i Naffem!
I ten moment, gdy bobo łapie cię za palca. Myślałam, że się rozpłynę, a ja dzieci uwielbiam!
Ja z kitajcami (rodzice mi powiedzieli, że mi pasują - mało nie zaczęłam skakać z radości jak dziecko), Luśka i Maja. 

I ten moment, kiedy zaczynamy z Luśką trollować ludzi, że to jej dziecko i ukrywała ten fakt przez całą ciążę. Myślałam, że nikt się nie nabierze, a jednak. 
Dziś kolejne dni nauki, trzymajcie kciuki!

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Tyle szczęścia

Piszę notkę, choć konkretnego pomysłu na nią nie mam. Moje życie wygląda ostatnio tak samo. Budzę się o 12/13 (i żaden budzik nie pomaga), jem, sprzątam i cały dzień spotykam się ze znajomymi. Od czasu do czasu pogram w kosza, popiszę listy, wieczorami zasiadam do pisania opowiadań. Ostatnio stworzyliśmy z Lunatyczką totalnie szaloną historię - parodia mieszana z nutką romantyzmu i dramatu (częściej i tak parodia). Wystarczy spojrzeć w zakładkę "bohaterowie", gdzie szaleńczy ksiądz uśmiecha się w waszą stronę z krzyżem w dłoni, nauczyciel matematyki dzierży cyrkiel, w-fistka zabija balonami. Opowiadanie zwie się "Inni, niewinni" <<klik>> (i jeszcze nic prawie na nim nie ma), opowiada w skrócie o... szkole dla kryminalistów! (psychopatów). Tytułowi "inni, niewinni" to główni bohaterowie, którzy wyróżniają się wśród młodocianych kryminalistów (psychopatów) - Aria i Alex (w skrócie AA huehue).

Tak, wiem, mam już za długą grzywkę. Lenistwo nakazuje mi nie iść do fryzjera (dlaczego chciałam napisać: weterynarza?). Z Lunatyczką w naszej "ekstrawaganckiej" galerii Turkus.
Magiczny, rozwalający się zeszyt w którym myślimy nad kwestią nowego opowiadania.
Pierwszy raz jestem od kogoś bardziej opalona haha! Ale ja nie o tym. Ostatnio dostałam od Lunatyczki cudowny prezent - bransoletkę ze znakiem nieskończoności. Takie z nas bliźniaki.

Czas z Lunatyczką płynie mi cudownie. Nie mogę się doczekać naszego następnego spotkania. Mamy dużo wspólnych tematów i szalone pomysły (tak samo nawalone w głowie). Tylko z nią potrafię siedzieć, straszyć dzieci i gadać do węża, tylko z nią potrafię wyskoczyć na środek zalewowej plaży i zacząć się drzeć: "EGZORCYZM MWAHAHA!" (nie pytajcie), kiedy obok opala się jakaś gościówa (której nie widziałam), z nią mogę udawać naszych bohaterów, śmiać się i być poważnym. Ach, aż mi się łezka w oku kręci.

Zdjęcia rodem z grilla. Miały wyjść twórczo, ale ogień, dym i aparat nie chciały za bardzo współpracować :c. Na tym drugim wygląda, jakby ogień dostał nóg i chciał uciec!

Za tydzień mam egzaminy zawodowe, chyba muszę się zacząć uczyć, choć z bólem przyznaję, że... mam je gdzieś. Z bólem? Przesadziłam. Dla mnie liczy się tylko matura. Wiem, powinnam się wziąć w garść, ale nie potrafię zmienić mojego obojętnego nastawienia D: nie powiem, robimy razem z Luśką i Wiolą testy teoretyczne i praktyczne, ale... chyba muszę też zaglądnąć do książek gastronomicznych.
Plany na przyszłość: 21 czerwca - festiwal kolorów we Wrocku (w tym celu wyjęłam wszystkie żółciaki z mojej skarbonki świnki, Aruś mi je policzył! Za chwilę idziemy do banku powkurzać ludzi, żeby sobie sami je policzyli i wpłacili nam na konto - tak bardzo źli. I tak do biletu brakuje mi... *liczy na palcach* 8 zł), planuję też wybrać się na początku lipca na konwent do Zielonej Góry (Watcon!), być może w środku lipca uda nam się z Arusiem podjąć pracę. Kto wie. 23 - egzamin zawodowy teoretyczny i Dzień Taty (chcę mu kupić pierwszy tom gry o Tron, bo się wciągnął), 24 - urodziny Arusia, 25 - egzamin praktyczny zawodowy, 27 - wyniki matur (!! i dręczące pytanie o treści: "Zdałam?" znikną).
Tyle planów...

środa, 11 czerwca 2014

Chaos w kuchni i mała wyżerka

Dziś przybywam z króciutką notką. Naff jak Naff, obija się i nic nie robi. Ha, w końcu mam wakacje. Jestem szczęśliwa, że przez ten wolny czas mogę przynajmniej porobić to, co lubię! Dzisiaj np. trenowałam gotowanie. Chciałabym już być we Wrocku! W końcu miałabym całą kuchnię dla siebie i mogłabym wymyślać nowe potrawy (i jako student, pewnie bym zbiedniała i zaczęła jeść pod koniec miesiąca bułkę z chlebem i piłąbym taniego jabola). Nikt nie będzie mi wtedy wisiał nad uchem i mówił, że źle jajka tłukę, albo że za duży ogień mam nad brokułami, lub, że ciasto jakimś cudem spływa po ścianie :c tak, kuchnia w naszym domu to królestwo mamy.
W sumie mieliśmy dzisiaj zrobić z Arusiem mały piknik, ale była burza i strasznie padało. Ostatecznie wylądowaliśmy na ogródku zmęczeni gotowaniem - już prawie nic nie mogliśmy w siebie wcisnąć!

Ciasto na naleśniki w 3 kolorach. Czerwone z koncentratem z barszczu, żółte z kurkumą, a trzecie to już totalny odpał. W mojej książce z przepisami od blogerów był szpinak, ale Aruś szpinaku nie lubi. Zamiast tego dowaliłam chrzan wasabi, bazylię i pesto - wiecie, że były dobre O__o? Zdziwiłam się.
Sushi-naleśnik gotowy do zawijania!
Trzy kolorowe naleśniory. Tak bardzo słaba jestem w ich robieniu D:
Moje jest troszeczkę inaczej złożone, niż to wg. przepisu, no i miałam mniej serka - taki drogi był :c
Szaszłyki yakitori (również książka z przepisami od blogerów) oraz randomowe mięso w marynacie z sosu sojowego. Wszystko na epickim grillu elektrycznym! Uwielbiam go. Dzięki niemu nie muszę wychodzić z domu, by zrobić grilla i mogę grillować w zimie XD.
Pan ryż na mleku z kawałkami truskawek. Miały być serduszka, ale takie kijowe wyszły!
Grillowana papryka (to tak przy okazji), grillowane paluszki surimi i randomowe mięso w zalewie z sosu sojowego. Miało być bento, ale wyszło jak śmietnik XD
 A na dole losowe danie z resztek (już nam się nie chciało kombinować). Brokuły, ryż, sos teriyaki - nie polecam XD.
Sushi naleśnikowe tricolor. W środku serek kanapkowy (bo żeby ten buko natura gdzieś w tej małej dziurze był), marchewa, surimi, ogórek, papryka w dwóch kolorach (dikolor XD?)
Grilowane yakitori z sosem teriyaki. Pycha (tylko na ogół nie lubię pora D:)
I całość z góry. Sushi naleśnikowe, yakitori, świeże truskawki, ryż na mleku z truskawkami, babeczki bananowo-orzechowe z miodem i grillowane cuda.

Spędziliśmy z dobre 2 lub 3 godziny nad robieniem tego. Byliśmy obolali, najedzeni (bo próbowaliśmy), ale mimo tego jestem szczęśliwa, że mogłam chwilę pogotować i spędzić ten czas z Arusiem ^___^
Żałuję tylko, że nie mam zdjęcia z wyprawy, gdzie trzymam pora w ręku i jadę na rowerze. Smutne, nie wzięłam komórki. Ogółem byłam na poczcie wysłać listy (dziś napisałam aż trzy! Miałam mega wielkie odciski na łapce, ale się opłacało!) - udało mi się i dopiero pod koniec jazdy złapał nas deszcz. Dzisiaj do wymiany listów doszły aż dwie osoby! Cleo i moja imienniczka! Jestem szczęśliwa! 

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Śpiewający Naff

Ehm, ehm. Przybywam z takim nietypowym czymś. Ostatnio z najgłębszych zakamarków swoich starych laptopów, wyciągnęłam piosnki śpiewane przeze mnie i postanowiłam zrobić z nich jeden, wielki filmik. W swoim życiu niewiele nagrałam coverów, fandubów. Jestem jedną z tych cholernych perfekcjonistek, co to fałszu z siebie wydać nie mogą, bo zaraz zaczną płakać i krzyczeć: "Nie umiem śpiewać!" - tak ze mną było. Śpiewam codziennie, bo to kocham, ale nagrywam bardzo rzadko (ostatnio w 2013 roku). Myślę jednak, żeby do tego wrócić! Nie wiem jaki będzie tego efekt, ale mocno się boję XD''
Większość z piosenek to czyste parodie. Proszę się nie zrazić, nie zawsze ładnie śpiewałam.
Polecam poprawienie jakości, bo na zdjęciach pojawiają się informacje odnośnie danej piosenki!


Ogólnie zapraszam na swój stary kanał sprzed 5, 4 lat, na którym trochę śpiewałam i robiłam różne, inne dziwactwa (np. dubbingowałam anime) <<klik>>
Przy okazji zostawiam Wam linki innych propozycji:
*Dubbing anime z 2009 w raz z koleżanką (ona była blondasem z początku, a ja całą resztą <<klik>>). Anime: Yumeiro Patissiere
*Całkowicie porypane nie wiadomo co, gdzie opowiadałam o jakimś dziwnym świecie różnymi głosami <<klik>> (w tle jakieś moje śpiewy), rok 2010.
Jeżeli ktoś chciałby ze mną zdubbingować jakąś scenkę z anime albo ze mną zaśpiewać to zapraszam! Kiedyś to bardzo lubiłam <3

niedziela, 8 czerwca 2014

Znajomi - definicja szczęścia

Mam Wam tak dużo do opowiedzenia! Nie sądziłam, że ostatnie dwa dni przyniosą mi tyle szczęścia i przygód. Nigdy nie byłam osobą zbyt towarzyską, ale ze swoimi bliskimi znajomymi mogłam zrobić wszystko! Istnieją tacy, z którymi znam się od przedszkola i których wciąż kocham tak samo. 
Myślę, że definicją szczęścia są ludzie. Człowiek samotny nie będzie czuł radości z ciągłego przebywania samemu, za to osoba w gronie znajomych... może wszystko!

Słit i nie słit focie z Luśką!

Idąc tym tropem, powiem Wam, że wczoraj zorganizowaliśmy skypową imprezę. Przyszła do mnie Luśka, zrobiłyśmy sobie wyżerkę i weszliśmy z Gosiakiem na skypa. Śmiechu było co nie miara! Oglądaliśmy stare filmiki z naszych spotkań - z samego początku technikum, śpiewałyśmy o czystej kiełbasie bez konserwantów, bez świńskich ryjów i papieru toaletowego, śmiałyśmy się z głupot, rozmawiałyśmy dużo o ślubach, oglądałyśmy ślubne pierwsze tańce, robiłyśmy sobie głupie zdjęcia... prawie jak za starych czasów!
Tęsknimy za naszym szalonym Gosiakiem, która kilka lat temu wyjechała do Anglii. Pamiętam, że płakałam gdy wyjeżdżała. Martwiłam się, że kontakt się urwie, ale... wciąż się trzymamy! Wysyłam przytulaski do Ciebie, bo wiem, że czytasz mojego bloga i czekasz na nową notkę!
Spać poszliśmy dopiero po 3 w nocy, bo jeszcze (jak zawsze) męczyłam w łóżku Luśkę swoim gadaniem.

W przerywniku, bo musiałam się pochwalić!
Moje roślinki na oknie zaczynają wschodzić! (byłoby śmiesznie, gdyby się okazało, że to jednak chwast XD - ale i tak się jaram!)
Amu z Luśką - truskawki, zapiekanki, bagietki, chrupki, słonecznik, herbatka!
Truskawy w czekoladzie, mmmm <3

Dzisiaj byłam cały dzień na nogach. Wszystko robiłam w biegu. Mój pośpiech sprawił, że pocięłam sobie nogi maszynką i nawet tego nie poczułam - co bym zrobiła bez Arusia, który zaraz rzucił się do mnie z plasterkami? :c 
Dużo jeździłam z mamą autem. Dawno tego nie robiłam, a przecież jazda autem jest świetna!
Ostatecznie przygotowałam się do pikniku urodzinowego z Lunatyczką. Małe, owocowe i warzywne koreczki, kiełbasiane ośmiorniczki, truskawy i babeczki. Przygotowałam się z ponad 1,5 godzinnym opóźnieniem, ale takie rzeczy się u mnie często zdarzają D:
Zapomniałam o wielu rzeczach - np. o zeszycie, w którym mieliśmy spisywać pomysły na nasze nowe opowiadanie, związane ze specjalną szkołą dla kryminalistów (za dużo anime). Wszystkie sklepy były pozamykane, więc zostało nam chodzić po monopolowych. Nigdy nie zapomnę Lunci i jej: "Dzień dobry, ma pani zeszyt?".
Koniec końców wylądowałyśmy nad zalewem, pod dużym drzewem. Mrówek była masa, odpałów i pomysłów też, po prostu dawno się tak świetnie nie bawiłam! Trochę powspominaliśmy czasy podstawówki, jak to mały Naff zepsuł sedes w łazience, Luncia rozwaliła drzwi i jak to pisałyśmy nasze niewinne, potterowskie opowiadania w zeszytach! 
Zapomniałam świeczek, wobec czego wbiłam w roztopione już babeczki (ach, ten upał) kawałek patyczka. Zapalałyśmy go z 30 minut, ale w końcu się udało. Dopiero na sam koniec okazało się, że siedziałam na wyżej wspomnianych świeczkach. Tak więc była powtórka z dmuchania!
Lunatyczka to wampir - chciała mnie pogryźć :c (taka randomowa wiadomość).
Gdy już wracałyśmy, zaszłyśmy nad wodę, gdzie miałyśmy małą, wodną bitwę i zrobiłyśmy milion słit foci. Dla takich chwil się żyje. 
Z Lunatyczką chodziłam 6 lat do podstawówki. Przed gimnazjum nasze drogi się rozeszły. Przez pierwszy rok ze sobą rozmawiałyśmy, ale potem kontakt się urwał. Dopiero pod koniec technikum, na fejsie napisała do mnie Luncia. Zaczęłyśmy się znowu spotykać i wcale nie żałuję! Jest nam jak za starych, podstawówkowych czasów. Nic się nie zmieniłyśmy!

Babeczki pieczone specjalnie dla Lunci z okazji dzisiejszych, kończących się już urodzin!
Z bliska - potrójnie czekoladowa z kremem czekoladowym! Rozpusta!
Nasze żarełko piknikowe. Skromnie, ale pysznie! I tak się przejadłyśmy.
Truskaweczki muszą być!
Napój z truskaweczką też musi być <3
Babeczka z losowym kijkiem - bo świeczki gdzieś wcięło!
Po odnalezieniu świeczek gdzieś pod wszystkimi bambetlami!
Wciąż rudowłosy, nieśmiały Naff ukryty za kapeluszem C:
My - tak bardzo mokre
Spódnisiowo - nad zalewem!
Taka moja uśmiechnięta japa z kwiatkiem i kapelutem na głowie! Gdy już wracałam z Arusiem do domu po pikniku (przyszedł po mnie).
Pan Kotek, który leżał gdzieś w trawie i do nas podszedł!
Kotałek się do mnie przyczepił. Taki słodki!
Pan Kot się na mnie patrzy, jakby chciał mnie zabić za ten uśmiech :c

W sumie przez cały tydzień spotykałam się z różnymi znajomymi. Cieszę się, że nie mam chwili wytchnienia. Chcę żyć pełnią życia jak zawsze!
Przez znajomych trochę zaniedbałam Arusia, dlatego zamierzam spędzić z nim całą, dzisiejszą noc na oglądaniu anime, filmów, jedzeniu popcornu, graniu w WoT'a i w OSU (w którym się kiedyś poznaliśmy).
Życzę Wam cudownego weekendu :).