poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Pożegnalny grill + bzowe szaleństwo

Tak jak podejrzewałam, gdy skończy się szkoła, notki będą się mnożyć na blogu jak króliki. Mimo tego, że każdy dzień wygląda podobnie - mam o czym pisać C:
Głównie całymi dniami uczę się biologii i matematyki. Na chwilę gdzieś wyjdę, pooddycham świeżym powietrzem, spotkam się na moment ze znajomymi - nie jest tak źle, na brak czasu i niewiedzę nie narzekam!
Tylko wówczas gdy był grill całkowicie się leniłam! A propos grilla...

Stół pełen żarcia! Czyli to, co Naff lubi najbardziej.
Jak słit focia, to i dzióbki! Krawiec, Naff i Bodzio.
Wiola, Luśka, Naff. Takie trzy nieogary!
No i cudowna słit focia z Arusiem i Patrykiem!

Zdjęcia jakością nie powalają, ale to raczej kwestia tego, że moja lustrzanka nie łapie ostrości w ciemności. Trzeba było ją ustawiać ręcznie i na oko. Tak więc jakość pralki >D.
Impreza odbyła się u mnie na ogródku i krótko mówiąc: była świetna! Na początku było 8 osób, a potem zrobił się nam taki mały projekt X. Było aż 12 osób i ledwo co się mieściliśmy w altance! Było jednak zabawnie i bawiliśmy się od 20 do 2 w nocy. Potem wszystkich odprowadziliśmy do domów, posprzątaliśmy - mądry Naff przy okazji zbił na korytarzu o 3 w nocy miskę, był huk i szczekanie psów, ale co tam. Ważne, że impreza się udała! Więcej takich.
Ze znajomymi na razie mam dobry kontakt. Spotykamy się na koszu, chodzimy do nich do domu, oni odwiedzają nas... oby tak pozostało!

Dziś spędziłam pół godziny na składaniu bukietów bzu. Jeden do naffowego pokoju, drugi do kuchni, trzeci do rodziców pokoju. Teraz w całym domu pachnie bzem!
W przyszłości będę miała ogród z bzem. Kocham ich zapach C:
Moimi ulubieńcami są ciemne fioletowe - tu akurat trochę pojaśniały.
Białe takie delikatne!
A to moja nowa silikonowa obudowa do telefonu. Jestem szczęśliwa, że w końcu jakąś znalazłam na allegro. Bo ogółem do Sony Xperi E ciężko o jakąś ładną.
Znalazł się też malutki bukiecik w kieliszku z ogrodu. Uwielbiam wszystkie kwiaty i podczas spacerów Aruś zrywa mi wszystko co mu w rączki wpadnie!
Taka mała fantazja na temat bzu.
Po robocie odrobina herbaty z róży. I tu towarzyszył nam bez C:

Myszoskoczki (kim bym była, gdybym o nich nie napisała) już się oswoiły. Zbudowały gniazdo, przyjmują ode mnie słonecznik, pestki dyni oraz inne warzywka i bez problemu wchodzą na moją rękę - co prawda wciąż są trochę przerażone, ale na pewno jest lepiej! Zdążyłam się nawet przyzwyczaić do ich hałasowania w nocy. Może niedługo skleję jakiś filmik z nimi <3
Wolny czas leci, a my wciąż szukamy pracy. Dzisiaj zrobiłam sobie zapasy przyborów do matury za które zapłaciłam AŻ 20 zł (3 długopisy, cyrkiel, kalkulator, linijka - dajecie wiarę?). Byłam też na swojej pierwszej rozmowie kwalifikacyjnej. Możliwe, że zostaniemy przyjęci do pakowania cukierków w moim mieście, mogą nas też wysłać do Holandii (byłabym szczęśliwa!). Zobaczymy! Na razie uciekam uczyć się z biologii. Trzymajcie się i miłego tygodnia!

piątek, 25 kwietnia 2014

Szczęśliwej drogi już czas

Witajcie, kochani! Aktualnie szykujemy się do grilla, który ma uczcić to, iż zakończyliśmy szkołę, tak więc notka będzie niedługa (raczej).
Nie wierzę, że to już koniec mojej szkolnej edukacji. Oficjalnie zostałam absolwentką technikum o profilu: technik żywienia i gospodarstwa domowego. Z jednej strony cieszę się, że to koniec, z drugiej rozpaczam, bo nauczyciele, bo znajomi, bo szkoła. Najbardziej szkoda mi naszej kochanej wychowawczyni, ale nie płaczę, bo na pewno z naszymi japami będziemy wpadać do niej w gości! <3

Kilka zdjęć po zakończeniu roku! Wiola, Naff i Luśka. Brakuje tylko rodzynka!
 Pełna prezentacja
Mimo smutku, jest ok!

Sama uroczystość zakończenia szkoły trwała długo, ale była przyjemna. Mieliśmy kabaret, fajne rozdania... było miło! Najbardziej cieszę się jednak z (materialistka nadchodzi) książki, którą dostałam za najwyższą średnią w klasie. "Najlepsze przepisy polskich blogerów!" - czatowałam na tą książkę w empiku, a teraz ją dostałam! A to wszystko za sprawą naszej wychowawczyni.
 Jest też w naszej szkole zwyczaj, że trzy osoby z klasy dostają tzw. "Andrzejki" - coś jak mini noble, a nazwa pochodzi od imienia dyrektora. Byłam jedną z osób, które taką dostały. Najlepszy był opis:

"Pisze bloga, rysuje, piecze, gotuje, śpiewa po japońsku, śni o myszoskoczkach, a wszystkie oszczędności wydaje w restauracjach sushi. W kategorii "Ludzi pozytywnie zakręconych" Andrzejka dostaje Marlena.U". 

Po prostu wbiło mnie w siedzenie! Cała prawda o mnie. A opis zawdzięczam oczywiście mojej pani wychowawczyni, która czasem wpada na naffowo.

 Andrzejek. Pozorna anonimowość powinna pozostać (chociaż i tak większość blogerów zna moje dane. Moc fejsbuka!)
I przepisy. Najlepsza książka kucharska.

Najlepsze i tak były prezenty dla naszej pani. Zrobiliśmy jej wielgaśny kosz ze słodyczami, kawą, alkoholem, tzw. gramurkiem z podziękowaniami i płytą. Płytę w całości robiłam ja. Znajdował się na niej teledysk z piosenką "Chodź, Beata" (w końcu nasza wychowawczyni ma tak na imię), prezentacja filmowa ze zdjęciami i życzenia od każdego z osobna. Specjalnie skombinowaliśmy projektor (choć na początku były z nim nie małe problemy) żeby wyświetlić wszystko w klasie. Pani na koniec płakała i mówiła, że to my jesteśmy dla niej najlepszym prezentem. Nawet teraz mam łzy w oczach!

Musiałam się pochwalić okładką do płyty. Strasznie mi się podoba. Robiłam ją 3 godziny, ale opłacało się! Tylna strona też niczego sobie, ale zawiera spis imion i nazwisk, więc nie udostępnię.

Po całym zakończeniu poszliśmy na pizzę, jednak szybko się stamtąd zmyłam. Potuliliśmy wszystkich i... wiecie? Mimo moich narzekań myślę, że trochę za moją klasą będę tęsknić. Każdy wykazał się jakąś pozytywną cechą na samo zakończenie <3.
Niestety, muszę kończyć. Grill zaraz się zacznie. Trzymajcie się!

czwartek, 24 kwietnia 2014

Gdyby nie spacery...

Już jutro zakończenie roku. Niesamowicie cieszę się z tego powodu, chociaż nie powiem, sama uroczystość będzie dla mnie trudna. Muszę w końcu wejść w mega ciasną, krótką sukienkę. Dlaczego? Bo nie mam innej - żadna się nie dopina. Nawet babcia ostatnio mi powiedziała, że się spasłam (ach, te babcie i ich szczerość!).Wychodzą moje słodycze D: ale cóż poradzę, że kocham jeść? Dla mnie brak jedzenia = brak szczęścia.
Ostatnio chodzę jak ćpun. Podkrążone oczy, jestem śpiąca, do 1 w nocy uczę się z biologii, wstaję wcześniej rano i ciągle gdzieś chodzę, coś załatwiam. Matura śni mi się po nocach. O ile wcześniej się nie stresowałam, teraz wzięła mnie nagła panika. Ostatnio wstałam rano, bo miałam koszmar o biologii i zaczęłam się uczyć o układzie rozrodczym. No, Naff, wyluzuj. Wdech, wydech! Gdyby nie nasze wspólne spacery z Arusiem, na pewno byłoby gorzej.

Ach, widać, że coś się dzieje z twarzą!
Oczy jak u dziecka C:
Aruś i jego cudowne miny. Jak go nie kochać? ^___^
Kwiatałki!
Pierwszy raz na blogu - Naff bez uśmiechu. Za to płaszczyk kochany <3
I my z naszym nieudolnym serduszkiem.

Myszoskoczki. Na razie pozostało Sezam i Lizus, może wymyślę coś ambitniejszego.
Moje maleństwa w końcu się zadomowiły. Zbudowały gniazdo, a dziś nawet przyjęły z mojej ręki ogórka! Swoją drogą - uwielbiają go. Za to nie przepadają za marchewką i sałatą. Na razie poznaję ich smaki. Poczytałam trochę o ich diecie i niesamowicie zdziwiło mnie to, że mogą jeść ser, jajko czy gotowane mięso. Muszę kiedyś wypróbować.

Kolba też im się spodobała! Że już nie wspomnę o kąpieli piaskowej - wtedy to miały
frajdę!

Będę kończyć. Czeka mnie jeszcze nauka matematyki i biologii. Oczy już mi się zamykają, ale obiecałam sobie, że dam z siebie wszystko na maturze! Tak więc... może i do jutra! Trzymajcie się <3

wtorek, 22 kwietnia 2014

Nowi domownicy

W końcu po świętach. Cieszę się, bo ile można jeść? Na czas świąt odpuściłam sobie swoją mini dietę, tak więc słodycze, ciasta, mięsa i inne jadłam bez opamiętania. KONIEC. Czas powrócić na drogę dobrego odżywiania. Dziś ostatni dzień mojej rozpusty!
W ciągu świąt nie działo się nic interesującego, jednak bardzo miło wspominam popołudniowe spacerki z Arusiem po lesie. Niby nic szczególnego, a jednak dla mnie było to magiczne. Ganiałam za małymi żabkami, zrywałam kwiatki, wdychałam świeże powietrze i byłam z ukochaną osobą. Po prostu żyć, nie umierać!
Dziś pojechaliśmy na wielkie zakupy. Bracia obdarowali mnie sporą ilością pieniędzy, a więc mogłam poszaleć. Najlepsza jest koszulka z napisem: "Fuck fashion" po prostu musiałam ją kupić, taki epicki tekst!
Przy okazji muszę się czymś pochwalić...

Dwaj, nowi domownicy w przewoźnym akwarium! Zabunkrowały się w pudełku.

Zauważyłam dziwną, życiową zależność. Jeżeli jesteś pewien, że coś zrobisz, będziesz o tym każdemu gadał, cieszył się, to ni cholerę tego nie zdobędziesz. Wystarczyło, że nigdzie nie pisałam o moim celu i proszę. Do tej pory jeździłam, szukałam, trudziłam się i nie mogłam znaleźć. Wystarczyło pojechać do Zielonej Góry, zadzwonić do zoologicznego, a potem przy okazji zakupów w Tesco skoczyć po myszoskoczki. Są przesłodkie!

Już w nowym domku!
Poznajcie Sezama. Nie wiem czemu go tak nazwałam. Jest czarny, więc skojarzył mi się z  sezamem (przed oczami obraz japońskiego mochi z czarnym sezamem).
A ten pan nie ma jeszcze imienia. Na razie go obserwuję. Jego cechą charakterystyczną jest to, że... liże wszystko dookoła. Może Lizus?

A może wy macie jakieś imię dla szarego myszoskoczka? C:
Ach, moje marzenie w końcu się spełniło.Opłacał się dwu miesięczny trud. Przy okazji trafiłam na kochane myszoskoczki. Jeszcze niedawno hasały, a teraz śpią spokojnie w nowym domu. Oby im było dobrze!
Pomijając temat nowych domowników. Zaszalałam i postanowiłam zamówić w końcu kilka słodyczy. Padło na pocky o smaku zielonej herbaty matcha, kit-katy o smaku zielonej herbaty (zawsze je chciałam spróbować!), pocky z pandą o smaku kremowo-ciasteczkowym (tak pisało!), śmietanowo-jagodowe, śmietanowo-truskawkowe, mochi jagodowe (bo o smaku mango siłą ktoś mi wyrwał z koszyka na yatta.pl :C) i rajstopy z gustowną kokardką. Naff taki materialista!

sobota, 19 kwietnia 2014

Ale jaja!

Myślałam, że już nie napiszę notki przed świętami - a jednak. Tyle się wydarzyło, że po prostu musiałam! Z początkiem wiosny pisanie idzie jakoś łatwiej i więcej się dzieje, dlatego jestem szczęśliwa C:
Zacznę od dnia wczorajszego. Rodzice pojechali po braci do Berlina, a my z Arusiem szaleliśmy po domu. Głośna muzyka na wieży, wycie  rockowych piosenek do mikrofonu, pseudo growlowanie, tańce i inne wariactwa, do tego piwko z sokiem i zapiekanki prosto z pieca - dosłownie niebo. Kto by się w tej chwili postem przejmował (i tak jestem bezbożnikiem D:). Zrobiliśmy też w między czasie paschę wielkanocną, która tężeje do tej pory i chyba się jej nie doczekamy.
Oprócz tego spędzę z Arusiem święta! Autobusy mu pouciekały, więc wraca do nas. Jak tu się nie cieszyć? To nasze pierwsze święta razem. Czuję się, jakbyśmy już byli rodziną!

Jajeczka, które dzisiaj malowałam C: na ostatnim Naff, Aruś, kurczaczek i nasze przyszłe szkraby. Ach, te marzenia! W tle brat jako model - chciał się pokazać XD.

Jajka oczywiście malowałam sama - początkowe wersje były tragiczne i mało nimi nie zaczęłam rzucać w ścianę. Mazaki były albo wypisane albo zaschłe, oprócz tego tworzyły wielkie plamy na jajkach, mimo tego, że nie były mokre! Sytuację uratował brat, który przywiózł nowe mazaki. Byłam w niebo wzięta i od razu lepiej mi się malowało C:

Tak ładnie przystroiłam koszyczek, a mama mnie wyśmiała :C
A to skromna całość!

Oczywiście kto miał poświęcić jaja jak nie ja. Wzbraniałam się rękami i nogami krzycząc: "Spłonę, spłonę!", ale nie udało się. To już taki domowy zwyczaj. Gdy byłam mała, chodziłam z tatusiem za rączkę święcić jajeczka i cieszyłam się, gdy ksiądz mnie ochlapał wodą, bo: "Jaaa! Jestem poświęcona!", dziś jak dostałam wodą, skrzywiłam się i przeszły mnie ciarki, jakby jakiś demon we mnie oburzył się tym czynem D: nie, kościół nie jest dla mnie, ale znam dużo wierzących osób i szczerze ich podziwiam.

 A taki śliczny bukiet dostałam dziś od braci C: bez okazji. Jestem taka szczęśliwa!
Kurczaczek taki śliczny!

Miałam tak dużo do opowiedzenia, a koniec końców pozapominałam co miałam napisać. No, nic. 
Plany na najbliższe dni to jedzenie, spacery, wyjazd do Zielonej Góry na zakupy - może w końcu dorwę myszoskoczki, bo mam do nich niesamowitego pecha, no i oczywiście czeka mnie nauka do matury.
Jeszcze raz chciałabym Wam kochani życzyć wesołych świąt <333

czwartek, 17 kwietnia 2014

Leśna sesja z Arusiem

Dziś taka piękna pogoda! Aż chce się żyć. Moje życie jest ostatnio bardzo kolorowe - nie wiem czy to kwestia pogody, ale jestem szczęśliwa z byle powodu C:
Słońce świeci, oceny już wystawione, teoretycznie nie musimy chodzić do szkoły, a 25 kwietnia oficjalne zakończenie roku. Nauka biologii idzie mi całkiem dobrze, prezentacja z polskiego już prawie skończona i po sprawdzeniu nie wymaga większych poprawek, a jutro przyjeżdżają braciszkowie! Życie takie piękne.
Ostatnio cenię sobie samotne spacery. To nie tak, że mam dosyć Arusia, ale sami przyznacie, że czasem chwila samotności jest potrzebna każdemu człowiekowi. Ja sama jestem typem samotnika.

Oczywiście zawsze muszę mieć przy sobie aparat!
Gdy tylko pojawiają się wiosenne kwiaty, fotografuje wszystkie jak szalona!
Wciąż się zastanawiam jak te kwiaty się nazywają...
Typowo wielkanocne, prosto z ogródka C:
Szaro wszędzie, co to będzie?

Często bywałam też w naszym miejskim parku. Ma w sobie pewien czar i jest idealnym miejscem na szaleństwo. Uwielbiam skakać i śpiewać, gdy nikt nie słucha i nie widzi. Lubię też zagłębiać się w nieznane miejsca - pomijając to, że mam straszną orientację w terenie i szybko się gubię.
Wiecie o czym zawsze marzyłam? O sesji z Arusiem w plenerze. Większość naszych zdjęć to same słit focie z rączki lub z wyzwalacza. Dziś wybrałam się właśnie na taką sesję z Arusiem, Madzią i jej Adrianem. Było naprawdę śmiesznie i... zdjęć też jest dużo! Dziękuję <3

 Zacznijmy więc od tyłu. Kwiatowe zdjęcie <3
 Jest śmieszne, ale uważam, że ma swój urok. Często robię tak Arusiowi!
 Romantycznie! Z krzaczkiem Adriana u dołu zdjęcia.
 Uwielbiam wchodzić na barana C: 
 Densimy!
 Aruś i jego niemy krzyk - w końcu nosić takie 10 worków ziemniaków to nie lada wyzwanie XD
 Zdecydowanie najlepsze zdjęcie z całej sesji ^___^
 Się przyssali!
 Naff mina a'la: "Jestem panią świata", Aruś: "Wtf?!"
 Zdjęcie z Madzią!
 Ach, te słońce, ach, ten wiatr, ach te włosy.
I zdjęcie z samego początku. Uwielbiam miny Arusia C:

To by było na tyle. Uciekam, bo czeka mnie jeszcze ciężka przeprawa przez biologię. Możliwe, że przed świętami już nic nie napiszę, tak więc życzę Wam już teraz: wesołych świąt! Kurczaczków zasuwających po stole, pancernych jajek, dobrej kiełbasy i... ogółem jedzenia, bo jedzenie na Wielkanoc najlepsze. Wesołych! <3